To był świetny sezon, ale nie wiemy, co z kolejnym…

mówi Wiesław Pietryka, prezes TSV

Debiutując w I lidze zakładaliście awans do fazy play-off, czyli czołowej ósemki, skończyło się 5. miejscem, zatem plan został wykonany w dużą nawiązką. Ocena musi chyba być pozytywna…
Tak, to był świetny sezon, w którym drużyna uzyskała bardzo dobry wynik. Do tego w jej grze widać było właściwy progres, bo najwyższą formą osiągnęła w decydującej fazie zmagań. Dość powiedzieć, że w ostatnich dziesięciu meczach odnieśliśmy aż osiem zwycięstw. Niewiele zabrakło, by w pierwszej rundzie play-offów wyrównać stan rywalizacji
z KPS Siedlce, a wówczas o awansie decydowałby „złoty set”, w którym wszystko może się zdarzyć. W każdym bądź razie zespół dostarczył nam dużo pozytywnych emocji, co na pewno docenili kibice.
Jak Pan ocenia transfery? Pytanie o tyle zasadne, że główne role nadal odgrywali zawodnicy, którzy przed rokiem wywalczyli awans do I ligi. Mam na myśli przede wszystkim przyjmujących Pawła Rusina i Patryka Łabę…
Zgadza się. Jeżeli chodzi o nowych siatkarzy, to liczyliśmy na nieco więcej. Choć pod koniec sezonu wiatru w żagle nabrali rozgrywający Łukasz Jurkojć i skrzydłowy Damian Wierzbicki, pokazując pełnię umiejętności. To wartościowi zawodnicy. Natomiast całkowitym niewypałem okazał się przyjmujący Filip Frankowski. I nie chodzi o jego potencjał, bo w meczu z Victorią Wałbrzych udowodnił, że potrafi grać. Co jednak z tego, skoro wystąpił tylko w kilku spotkaniach, cały czas wymawiając się kontuzjami. Jeszcze w trakcie rozgrywek rozwiązaliśmy z nim umowę, po czym – w trakcie okresu wypowiedzenia – przestał pojawiać się na treningach.
Sezon ledwie się skończył, a kibice już zastanawiają się, czy w następnym będziemy mierzyć jeszcze wyżej?
Na dziś w ogóle nie wiadomo, czy za kilka miesięcy przystąpimy do rozgrywek I ligi.
Chodzi o pieniądze? Przed sezonem mówił Pan, że potrzebujecie budżetu w wysokości ok. miliona zł, było wówczas 600 tysięcy, tymczasem poszukiwany sponsor tytularny nie znalazł się.
I w tym cały problem. Aby zamknąć sezon od strony finansowej nadal potrzebujemy ok. 150 tys. zł. Jeżeli spłyną wszystkie zadeklarowane pieniądze, to być może uda się dopiąć budżet. Co nie zmienia faktu, że praca w zaledwie trzyosobowym zarządzie okazała się wyzwaniem ponad siły. Społecznie pomagało nam tylko kilka osób. Wkrótce mamy walne zebranie, na którym podejmiemy decyzję, co dalej. Po ostatnim roku przekonałem się, że do pracy organizacyjnej na tym szczeblu rozgrywek musi być przynajmniej 10 osób. Nie jest wykluczone, że zawiesimy pierwszą drużynę, koncentrując się tylko na młodzieży. Która zresztą radzi sobie coraz lepiej, czego dowodem awanse kadetów i młodzików do ćwierćfinałów Mistrzostw Polski.
Byłaby to wielka strata dla lokalnego sportu, a zarazem powtórzenie casusu seniorskich drużyn piłkarzy i hokeistów, które w ostatnim czasie też zaliczyły po roku „hibernacji” z powodu problemów finansowych. Może jednak nie warto iść tą drogą?
Jak już powiedziałem – wszystko okaże się na walnym. Jeżeli będą chętni do pomocy, to postaramy się dalej ciągnąć ten wózek. Tym bardziej, że większość zawodników studiuje w Rzeszowie, więc chętnie zostaliby w drużynie. Trener Krzysztof Frączek też jest otwarty na propozycje. Za trzy tygodnie będziemy mądrzejsi.

Rozmawiał Bartosz Błażewicz