Pielęgniarka – czy to jeszcze zajęcie dla kobiet?

Proszę siostry, proszę brata…

Pielęgnacja i opieka to podstawowe zadania pielęgniarki. Przy każdym spotkaniu z młodszą lub starszą pielęgniarką można usłyszeć te słowa. Credo zawodu. Trzeba pamiętać, że idea ta została wypracowana już przeszło sto lat temu przez prekursorkę pielęgniarstwa Florence Nightingale. Tyle pokrótce mówią teoria i historia, a jak to się przekłada na praktykę?

Że pochyla się z troską nad pacjentem i podłącza mu kroplówkę. Że wykonuje wszystkie te intymne czynności przy chorym, które dla jego rówieśników byłyby po prostu krępujące. A jednak. Od czterech lat ma dyplom licencjata pielęgniarstwa, studia pierwszego stopnia ukończone w sanockiej Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej. Do wyboru zawodu pchnęła go mama, pielęgniarka środowiskowa z trzydziestoletnim stażem pracy, absolwentka Liceum Medycznego w Jaśle i studiów pielęgniarskich w Sanoku.
– Na początku dość sceptycznie podchodziłem do tego zawodu – wspomina Mateusz. Chciałem zostać ratownikiem, ale kiedy ukończyłem szkołę średnią, chwilowo zawieszono ten kierunek. Z czasem jednak pielęgniarstwo bardzo mi się spodobało. Zaangażowałem się. Dlatego w trakcie studiów nie myślałem, żeby przenieść się na ratownictwo.
Przeciwieństwem Mateusza wydaje się być pani Maria. Drobna, elegancko ubrana, z nienaganną fryzurą. Za sobą ma już spore doświadczanie, w zawodzie pracuje czterdzieści lat. Absolwentka sanockiego Liceum Medycznego; ukończonych kilkanaście kursów kwalifikacyjnych. Pani Maria jest z tego pokolenia, kiedy często w wieku piętnastu lat decydowało się o wyborze profesji na całe życie.
– Moim marzeniem było zostać nauczycielką – wyznaje pani Maria. Ale w czasie wakacji pomiędzy siódmą a ósmą klasą na obozie harcerskim miałam wypadek. Trafiłam na chirurgię do sanockiego szpitala. Urzekły mnie wówczas młode pielęgniarki, które pracowały z poświęceniem. Widziałam ich zapał, chęć niesienia pomocy. Uśmiech nie schodził im z twarzy. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, co jest tak naprawdę moim powołaniem.

– To był dobry wiek. Piętnaście lat. Idealny dla młodej, dojrzewającej kobiety – przyznaje Halina Połojko, pielęgniarka, długoletnia dyrektor i pedagog Medycznej Szkoły Policealnej im. Anny Jenke, placówki, która po reformie 1998 r. przekształcona została z dawnego Liceum Medycznego. – Przyszła pielęgniarka wraz z dojrzewaniem wrastała w ten trudny i piękny zawód. Widać było różnicę między dziewczętami po liceum medycznym a tymi po studium. Te pierwsze miały znacznie więcej empatii – dodaje.

Mateusz rzuca dres do szafy, wyłącza komputer. Na wieszaku wisi czysty i wyprasowany fartuch w kolarze białym. Ma jeszcze jeden ,w kolorze zielonym. Za chwilę zaczyna nockę, dwunastogodzinny dyżur, od 19 do 7. Przeszło rok pracuje w „nowym” szpitalu przy ul. 800-lecia. 2016 zaczął się dla niego szczęśliwe. Podpisał umowę na czas niekreślony na Oddziale Chirurgii Ogólnej i Naczyniowej z Pododdziałem Urologicznym. Po ukończeniu szkoły było jednak ciężko, trzy miesiące pracy za granicą, półroczne bezrobocie, w końcu staż w jednej z przychodni w Sanoku. Potem spore doświadczenia na SOR-ze i Izbie Przyjęć. Ten oddział uczy pokory. Ale Mateusz lubi wyzwania, nie zraził się do zawodu. Więcej, lubi dynamizm w pracy, dlatego czasami jeszcze rozmyśla o ratownictwie.
– Bezpośrednio ratować ludzkie życie. Na miejscu. Wiedzieć, że jadę tylko w jednym celu i cieszyć się, że kogoś wyciągnąłem ze szponów śmierci. U nas na chirurgii jest opieka ogólna, często nad chorym, przed zabiegiem, po zabiegu. Polubiłem to bardzo. I ten niewmuszony uśmiech na twarzy pacjenta. Ale czasem z zazdrością patrzę na chłopaków, kiedy wsiadają do karetki.

Pani Maria na brak ruchu nie narzeka. Obecnie jest pielęgniarką zabiegową w Przychodni nr 3 przy ul. Jana Pawła II. Przez jej gabinet dziennie przechodzą dziesiątki ludzi z różnymi chorobami i schorzeniami, często także z problemami rodzinnymi. Wykonuje wszystkie zabiegi, które zleca lekarz rodzinny. Pracę pielęgniarki zaczynała w miejscu, w którym odkryła powołanie. Na Oddziale Chirurgii, potem był nowo utworzony Odział Noworodków, laryngologia w „starym” szpitalu. Jako pielęgniarka pani Maria większość czasu przepracowała jednak w otwartej opiece. Przeszła przez niemal wszystkie poradnie. W przychodniach na Lipińskiego, Traugutta, Jana Pawła II. Mimo wszystko nie widać u niej wypalenia zawodowego.
– Jestem osobą spełnioną i szczęśliwą – mówi uśmiechnięta. Z perspektywy 40 lat mogę powiedzieć, że pielęgniarstwo jest darem i powołaniem do służby ludziom. Dziękuję Bogu za to. W moim życiu zawodowym wielką rolę odegrały dwie nauczycielki. Pani Alfreda Słuszkiewicz – kierowniczka szkolenia, i pani Urszula Świtalska (obie panie należą do grona zasłużonych nauczycieli dawnego Liceum Medycznego w Sanoku), która zawsze nam powtarzała: „Dziewczyny, wszystkie swoje troski i zmartwienia zostawiajcie w domu. Bo zawód, który wykonujecie, to służba. Wasze problemy nie mogą odbijać się na drugim człowieku. Nigdy”.

Pielęgniarka to zawód sfeminizowany. W rubrykach urzędu pracy nie istnieje specjalizacja „pielęgniarz”, na rynku pracy jednak zaczyna się to zmieniać. Rocznik Mateusza skończyło wraz z nim trzech mężczyzn. Zaczynało pięciu. Jeden przeniósł się na ratownictwo, drugi wyjechał do Gdyni na studia medyczne. Wśród pacjentów, zwłaszcza tych starszych, ciągle powstaje problem, w jaki sposób odzywać się do pana Mateusza. Do pani Marii mówią po prostu „siostro”, ale wiele pielęgniarek denerwuje to określenie.
– Jeden pacjent wprost się mnie zapytał, czy ma do mnie mówić „bracie” – wspomina Mateusz. –
Niektórzy chorzy, leżący na oddziale dłużej, ponad tydzień, zwracają się do mnie „kierowniku”, „dyrektorze”, „szefie”. Dla koleżanek z pracy jestem pomocny. Wracają np. ludzie po zabiegu, znieczulenie do kręgosłupa pod pajęczą. Są zupełnie unieruchomieni, nie ma wówczas problemu z pomocą przy przenoszeniu takiego pacjenta. Odciążam fizycznie kobiety, po prostu. Z lekarzami mężczyznami relacje są typowo męskie. Chyba łatwiejsze.

Mateusz obecnie jest na odcinku żeńskim. Co trzy miesiące jest rotacja, raz na męskim, raz na żeńskim. Każda pielęgniarka na chirurgii w ten sposób pracuje. Nie ma taryfy ulgowej. Zdarzają się sytuacje, kiedy kobieta wstydzi się pielęgniarza. – To normalne – przyznaje Mateusz. – Wołam wtedy koleżankę.
Ten z pozoru ponury mężczyzna uśmiech ma zarezerwowany przeważnie dla chorych. Za chwilę koniec dyżuru, wzmaga się ruch w szpitalu. Dzisiaj w nocy na oddziale nikt nie umarł, można odetchnąć z ulgą.
Do gabinetu pani Marii co chwilę przez uchylone drzwi wciska się czyjaś głowa. Za parawanem brzęczy elektrokardiograf. Badany z uwagą patrzy na długi rulon papieru. Uśmiechnięta, jak zawsze, pielęgniarka grzecznie mówi: – Proszę cierpliwie poczekać na zewnątrz, mam pacjenta.
Tomek Majdosz

Fotografia:
Podpis: prekursorka pielęgniarstwa Florence Nightingale
Źródło: http://circulatingnow.nlm.nih.gov/2014/05/12/the-lady-who-became-a-nurse/