Obraz galicyjskiej nędzy – Szymona Jakubowskiego gawędy o przeszłości

Obraz galicyjskiej nędzy - Szymona Jakubowskiego gawędy o przeszłościGolicja i Głodomeria” – tak szyderczo w XIX i początkach XX wieku nazywano wchodzące w skład monarchii habsburskiej, później austro-węgierskiej, królestwo Galicji i Lodomerii. Pod tym określeniem kryły się wielkie tragedie nędzy i głodu dotykającego przez lata tę prowincję.

Do dzisiaj znane, przysłowiowe wręcz, określenie „galicyjskiej nędzy” po raz pierwszy pojawiło się w wydanej w latach 80. XX wieku publikacji Stanisława Szczepanowskiego „Nędza Galicyi w cyfrach”. Autor – ekonomista, inżynier, przedsiębiorca naftowy oraz poseł do parlamentu austriackiego i Sejmu Krajowego we Lwowie – był jednym z pierwszych, jeżeli nie pierwszym, który gruntownej analizie poddał sytuację gospodarczą prowincji i jednocześnie przygotował konkretne propozycje jej rozwoju.

Jesteśmy pionami”

Przypomnijmy, że królestwo Galicji i Lodomerii stanowiły ziemie wcielone do monarchii habsburskiej głównie w wyniku I rozbioru Polski w 1772 roku. Niemal od początku prowincja traktowana była przez dwór wiedeński po macoszemu, bardziej jak kolonia. I mimo starań ze strony wielu lokalnych działaczy politycznych i gospodarczych taki stan utrzymywał się przez dziesięciolecia. Szczepanowski w 1888 roku pisał (pisownia oryginalna):

Popatrzcie się w około. Śmierć, nędza, ciemnota ogromnej większości narodu. We Wiedniu rzeczywistego wpływu mieć nie możemy, prawie w niczym bowiem nie przyczyniamy się do opędzenia wspólnych wydatków centralnego Rządu. Jesteśmy pionami w komedii parlamentarnej, nasze głosy szafują cudzym groszem, a na domiar jedyną polityką ekonomiczną jest żebranina o okruchy z budżetu wiedeńskiego zamiast stokroć skuteczniejszego wytężenia sił własnych i uzyskania w tym celu większej miary samorządu.

Galicję lat 80. XIX wieku zamieszkiwało 6,4 miliona ludności. 74 procent stanowili mieszkańcy wsi utrzymujący się rolnictwa. Galicyjska wieś była przeludniona, charakteryzowała się największym zagęszczeniem w ówczesnej Europie. Większość mieszkańców wsi miała karłowate gospodarstwa, z których trudno było nie tylko wyżyć, ale nawet utrzymać żywy inwentarz.

W podatkowym ucisku

Sytuacji nie polepszyło zniesienie w zaborze austriackim w 1848 roku pańszczyzny. Miało to bardziej znaczenie polityczne, umożliwiające pacyfikację nastrojów niepodległościowych (jak chociażby słynny rabacja chłopska w 1846 roku) niż ekonomiczne. Chłopi otrzymali co prawda wolność osobistą, ale tylko część dostała ziemię, w dodatku bardzo niewielkie działki. Lokalna tradycja dzielenia gospodarstwa między dzieci jeszcze bardziej wpływała na zmniejszanie się działek. O ile np. w 1859 roku 36 procent stanowiły gospodarstwa poniżej 2 hektarów, to w 1902 roku ponad 42 proc. 79 proc. gospodarstw miało poniżej 5 hektarów, jedna czwarta mieszkańców wsi w ogóle nie posiadała własnej ziemi.

Marginalnie traktowana Galicja była jednocześnie niemiłosiernie obciążona rożnego rodzaju podatkami, które nie były wykorzystywane na miejscowe potrzeby, lecz szły do centralnego skarbca. To dusiło lokalną gospodarką. Dość wspomnieć, że w 1886 roku wpływy państwowe w Galicji z podatków bezpośrednich, pośrednich i innych danin wyniosły ponad 48 milionów reńskich, zaś na miejscowe wydatki na cele publiczne zaledwie 26 milionów. A więc niemal połowa dochodów budżetowych Galicji szła do Wiednia. Nie było mowy o inwestycjach, które by ulżyły losowi mieszkańców, przemysł był szczątkowy.

Polityka podatkowa sprawiała, że zadłużenie gospodarstw przybierało zastraszające rozmiary. Wydawany przez księdza Stanisława Stojałowskiego, popularnie ludowy tygodnik „Wieniec-Pszczółka” alarmował w czerwcu 1901 roku:

– Jeżeli tak dalej pójdzie to chłopów galicyjskich czeka straszna katastrofa. Zarobku niema, za granicę nie puszczają, a długi tymczasem rosną w zastraszający sposób. Do r. 1887 mieli wszyscy chłopi galicyjscy razem wzięci długu 10 milionów koron. W roku 1892 było już tego długu 15 milionów koron, a w r. 1897 przeszło 24 miliony koron. Będzie chyba państwo musiało te długi uznać za zgasłe, bo chłopi sobie nie dadzą rady.

Nadzieje pisma wydawanego przez ks. Stojałowskiego na odgórne umorzenie długów były chyba jednak płonne, skoro w tym samym numerze „Wieńca-Pszczółki” pisano, iż w samym tylko powiecie wadowickim, w jednym roku – 1899 – przeprowadzono 1397 egzekucji sądowych na mieszkańcach wsi.

Klęski głodu

Złe wyżywienie, brak opieki zdrowotnej, słaba wydajność rolnictwa (w ślad za tym niskie plony) odbijały się na długości życia i wysokiej umieralności dzieci. W drugiej połowie XIX wieku średnia życia w Galicji wynosiła ledwie 27 lat dla mężczyzn i 28,5 dla kobiet i była najkrótszą w Europie. Połowa dzieci nie dożywała pięciu lat. Szczepanowski pisał:

– Galicyanin mało pracuje bo za mało je, nędznie się żywi bo za mało pracuje, i wcześnie umiera, bo się nędznie odżywia – a nadomiar naturalnym wynikiem tej krótkiej trwałości życia ludzkiego jest to, że w stosunku do osób dorosłych jest tu większa część ludności wymagającej opieki jak w innych krajach.

Tragizm sytuacji pogłębiany był przez cykliczne klęski naturalne, wiążące się z klęskami głodu. Pochłaniały one rocznie nawet pięćdziesiąt tysięcy istnień ludzkich. Skrajna nędza i głód dotykające Galicje znalazły odniesienie także w sztuce. Tyleż wybitnym, co wstrząsającym dziełem jest olejny obraz z roku 1867 autorstwa Aleksandra Kotsisa „Matula pomarli”, dziś znajdujący się w Lwowskiej Galerii Obrazów. Malarz – przez długi czas przyglądający się galicyjskiej rzeczywistości – przedstawił na niej umierającą na czach trójki dzieci kobietę.

Galicyjska emigracja

Ratunkiem przed nędzą i śmiercią głodową dla wielu mieszkańców Galicji była emigracja, która w pewnej chwili przybrała masowe rozmiary. Najczęściej – zwłaszcza sezonowo – wyjeżdżano do pracy w Niemczech. Popularnym kierunkiem emigracji była też Francja. W drugiej połowie XIX wieku coraz większe znaczenie miały wyjazdy (w dużej części na stałe lub przynajmniej na wiele lat) za ocean, do Stanów Zjednoczonych, Kanady, państw południowo-amerykańskich. W pewnych kresach kusiła polityka tamtejszych władz, zachęcająca do osiedlania się i oferująca np. atrakcyjne nadania ziemskie.

 Wielka fala emigracji z Galicji miała miejsce zwłaszcza w ostatnich dziesięcioleciach XIX wieku i na początku XX wieku. Z oficjalnych danych wynika, że w latach 1880-90 z samego tylko powiatu sanockiego wyjechało prawie 3,5 tysiąca osób. Liczba ta znacznie rosła w kolejnych latach. W okresie między 1900 a 1900 rokiem było to już ponad 7,5 tysiąca osób, zaś w kolejnej dekadzie prawie 14 tysięcy.

Jak to często w takich przypadkach było powszechne marzenia o ułożeniu sobie życia za granicą sprawiały, że powstawały patologie. Rzeczywistość okazywała się brutalna, na ludzkiej naiwności żerowali nieuczciwi pośrednicy i zwykli oszuści. Prasa galicyjska z przełomu XIX i XX wieku pełna była ostrzeżeń i relacji o tragicznych losach emigrantów. „Wieniec-Pszczółka” pisał chociażby w 1901 roku przed bardzo reklamowanymi wyjazdami do Brazylii:

Baczność przed emigracyą do San Paulo! S. Paulo jest jedną z prowincyj brazylijskich, a leży w południowej Ameryce. Emigranci którzy się tam dostali, znajdują się w strasznem położeniu, gdyż nie otrzymali ziemi od rządu, lecz musieli przyjąć roboty w plantacyach kawy, męczące okropnie, a wynagradzane źle. Ostrzegamy naszych Braci, że wkrótce pojawią się ajenci emigracyjni, którzy będą zachęcać do emigracyi do Brazylii, bez dawania jakichkolwiek gwarancyi, że się tam ziemię otrzyma i że klimat nie jest zabójczy.

Lokalne gazety pełne były także listów od emigrantów ukazujących niedolę za granicą. W jednym z nich czytamy:

Nie życzyłbym nikomu z galicyjskich emigrantów, jechać do Ameryki dla prostej roboty, bo w tych czasach o nią ciężko i dużo ludzi bez zajęcia chodzi. Prócz tego co tydzień przybywa tu po kilka okrętów i po kilkanaście tysięcy robotników, a przez brak pracy, słychać tylko płacz i narzekanie: po co tu przybyli jeden i drugi, bo droga kosztuje i lepiej było użyć pieniądze na potrzeby domowe, poprzestając na małem. I tak szczęśliwy tu jeszcze ten, co szukając roboty, po kilku tygodniach gdzieś się przecie uwiesi. Znam tu kilka dziewcząt od Leżajska, Tryńczy, Leżachowa i Sieniawy, które nie znalazłszy miejsca w fabrykach ani w porządnych domach poszły wreszcie w służbę do rosyjskich Żydów i tu prowadzą życie bardzo niemoralne, tak, że nie warto o tem pisać. Do domu jednak pisze każda z nich, że służy w porządnym domu angielskim, u bogatej pani.

Delikatnie wspomniany w powyższym liście emigranta los młodych kobiet galicyjskich rzeczywiście nie był często do pozazdroszczenia. Szacowano, że nawet 10 tysięcy rocznie galicyjskich kobiet wędrowało do zagranicznych domów publicznych. Wcześniej oferowano im oczywiście atrakcyjną pracę.

Galicyjskie sentymenty

Okres galicyjski obrósł pewnymi legendami i mitami. Do dzisiaj wywołuje sentymenty. Faktem jest, że zabór austriacki, zwłaszcza od nadania prowincji autonomii w 1867 roku był najlżejszym z trzech pod jakimi znajdowali się ówcześni Polacy. W miarę swobodnie mogło się tu rozwijać życie kulturalne, polityczne, światowe. W końcówce tego kresu także ekonomiczne, gdy powstawały liczne kółka i organizacje gospodarcze, rozwijała się spółdzielczość.

Niestety było i drugie, przedstawione tu oblicze Galicji. Zacofanej społecznie i gospodarczo, biednej, nękanej klęskami głodu i chorób. Setki mieszkańców w tamtym kresie musiały szukać lepszego życia poza granicami Galicji, często za oceanem. Niestety problemów tej części Polski nie rozwiązło nawet odzyskanie niepodległości w 1918 roku. Z przysłowiową galicyjską nędzą musiała się borykać także II rzeczpospolita.

Fot. arch., domena publiczna
Autor jest wydawcą i redaktorem naczelnym czasopisma „Podkarpacka Historia”, periodyku „Z dawnego Rzeszowa” oraz portalu www.podkarpackahistoria.pl. W tym roku wydał książkę „Skrzydła nad Wisłokiem. Z dziejów rzeszowskiego lotnictwa i lotniska Rzeszów-Jasionka”. Kontakt: jakubowski@interia.pl