Medialna “Wojna domowa”

Felieton Redaktor Naczelnej

Odpowiadając za moich pracowników mówię “dość”. Jako redakcja i ludzie, którzy w niej pracują, mający rodziny, mieszkający w Sanoku, odprowadzający podatki z uczciwie zarobionych pieniędzy do kasy miasta, nie zasługujący na wiele przykrych słów, które są kierowane pod ich adresem.

Presja

Przekazując dane, które otrzymujemy nie możemy nie dawać im wiary. Wiemy, że dla opozycji rzekomo manipulujemy opinią publiczną, ale to nie ten adres. Każdy artykuł został poparty danymi, jakie otrzymaliśmy od urzędników, a niestety inne media traktują tę praktykę wybiórczo. Z pewnością znajdą się tacy, którzy krzykną, że bronimy burmistrza. Nikogo nie bronimy, ani nie dyskredytujemy w opinii publicznej. Czytając ten felieton mam nadzieję, że zrozumiecie co chcę przekazać. Stoję tu dzisiaj przed Wami czując presję, ale nie jest to presja polityków, władz miasta, czy radnych… Nie. Jest to presja, którą wywierają na mnie mieszkańcy miasta. Presja, by mówić o prawdzie. Moją obawę budzi jednak fakt, że kiedy ją dostajecie to swobodnie odrzucacie podążając w innym, może wygodniejszym, kierunku, ku kłamstwie, pozornej iluzji wolności. Karmieni kłamstwem rzadko kiedy wierzymy w prawdę, nawet gdy jest nam rzucana prosto w twarz.

Zakończone konsultacje

Koniec konsultacji społecznych w mieście i sąsiadujących gminach przynosi nową falę niepewności. Czy obrazy, które w ostatnim czasie przeskakiwały nam po portalach społecznościowych wreszcie dobiegły końca, czy nadal będziemy “karmieni” medialną walką? Osoba patrząca z boku mogłaby pomyśleć, że w Sanoku zostały urządzone zawody dotyczące przekazu medialnego. W przekonaniu autora artykułu prawda leży pośrodku? Dlaczego? Bo zwykle tak bywa. Jednak zdawałoby się, że przeciętny obywatel nie był w stanie wyciągnąć wniosków z licznych filmików atakujących media społecznościowe. Wielokrotnie podczas kampanii dotyczącej poszerzenia granic Tygodnikowi zarzucano “zależność”, fatalną politykę informacyjną, która nie zachęcała do konsultacji (sic!). No i najważniejsze podobno Gmina wiejska przykryła nasze nieporadne działania własnymi. Może przykryła, bo ilość faktycznie była zastraszająca. W myśl, im więcej tym lepiej, a niestety wyszło jak wyszło i owszem było więcej, ale i weselej, budząc zażenowanie i pytanie “Czy postęp cywilizacyjny, którego dokonaliśmy przed dekady nie zrobił kroku wstecz?”. Nasuwa się również kolejne pytanie, czy  “wroga propaganda” z którą mierzyliśmy się w ostatnich dniach była niezależna, kto to finansował i z czyich pieniędzy? Na to pytanie do dzisiaj nie otrzymaliśmy odpowiedzi, a jednak śmiem twierdzić, że zapłacili za nie mieszkańcy “bronionych sołectw”. Za to o Tygodniku i dotacjach na niego mówiono głośno, niekoniecznie prawdziwie. Wystarczy rzucić dużą kwotą, bez wchodzenia w szczegóły jak rozdzielana jest dotacja. Ma szokować. Działo wycelowane. Cel – pal. Średniowiecze? Jako przytyk dodam, że zostaliście okłamani, Tygodnik nie otrzymuje pół miliona. Przysłowie mówi, że kłamstwo zdąży obiec pół świata, zanim prawda włoży buty, ale ona w końcu je zakłada i mówi swoje zdanie, bez nacisku, czy nachalnego przekonywania, że mamy rację.  Swego czasu jeden z radnych miasta domagał się, by zostały ujawnione kwoty zarobków redaktorów naczelnych gazety, spodziewając się, że zarabiamy “kokosy”. Temat ucichł. Dlaczego? Bo obecny i poprzedni redaktor naczelny zarabia dużo mniej w stosunku do swoich poprzedników. No i niestety nie było na kim rozdzierać szat. Podobnie jest i z tą dotacją.

Moja prawda jest “mojsza”

To, że Polska jest krajem absurdów wiemy nie od dziś. Ale teraz absurd osiągnął potężny rozmiar, niczym opady śniegu, które w lutym przeszły nad krajem. Płynąc na najnowszej strajkowej modzie (bo przecież w kraju strajkują wszyscy, jedni przeciwko rządowi, którzy sami wybrali, inni przeciwko kościołowi, jedyny słuszny strajk to ten przeciwko łamaniu praw kobiet, ale to nie jest dzisiejszy temat), strajkują i mieszkańcy gmin, które miasto zaproponowało, jako możliwe do przyłączenia granic miasta. Naprawdę staram się to zrozumieć, ale w powstałym buncie nie widzę logiki, ani sensu. Propozycja to nie decyzja! Nikt nie chciał nikomu nic ukraść, zabrać, nie szedł na was z wojskiem, by odebrać ojcowiznę. Ludzie kochani obudźcie się wreszcie z marazmu w którym żyjecie. Usiądźcie, zastanówcie się na spokojnie o co toczy się ta walka? Kto na tym skorzysta? I po co zostały zorganizowane konsultacje społeczne zarówno w mieście, jaki i w sąsiednich sołectwach? Po to abyście spełnili swój obywatelski obowiązek i wypowiedzieli się, bo nikt wam tego prawa nie odbierał, a jednak… Wielu zrezygnowało ze swojego głosu, pozwalając by inni załatwili to za niego lub zwyczajnie ignorował powstały problem, albo chciał się wypowiedzieć, ale podanie danych skutecznie zniechęciło “śmiałków” do wyrażenia swojego zdania. Być może gdyby było to anonimowe, to tak, czemu nie… Ludziom brakuje odwagi społecznej. No chyba, że chodzi o “wolność słowa”, która nie jest niczym innym, jak hejtem, ale kto to teraz rozróżnia?

Hejt

Zjawisko hejtu szerzy się od lat. Obserwując przestrzeń medialną nie tylko z perspektywy pracy, ale również jako osoba prywatna i użytkownik portali zaobserwowałam iż w momencie wybuchu pandemii ludzie przez chwilę, może ze strachu, zaczęli się solidaryzować, jednak ten etap nie trwał za długo. Hejt wrócił niczym gradobicie, silniejszy, mocniejszy, niszczący wszystko na swej drodze. Nie trzeba być psychologiem, by dostrzec, że ostatni rok nasilił w ludziach frustrację. Do tego wydarzenia, które mają miejsce w kraju sprawiają, że pod pozorami “wolności słowa” ludzie zaczęli się wzajemnie szkalować, zatracając swoje człowieczeństwo. Zniknęła empatia, a zastąpił ją gniew. Kraj jest podzielony i będzie jeszcze długi czas. Sama mam czasami ochotę krzyczeć głośno, bo system który nas otacza jest daleki od stabilności. Ludzkość przekracza granicę moralności, rozczarowując poziomem komentarzy. Chyba zapominają, że ubliżając drugiemu wcale nie są lepsi. Pewnego dnia liczę, że ludzie obudzą się ze snu o byciu niezależnym, bo prawda jest taka, że wszyscy jesteśmy ogniwami w maszynie, wraz z naszymi myślami, uczuciami czy gustami, poddanymi manipulacji rządu, przemysłu, a także środków masowego przekazu. Może wreszcie czas się obudzić i zastanowić się czego “ja” chcę, pragnę i oczekuję – wtedy można mówić o niezależności. Nie sprawiajmy, by nasze życie nie miało sensu. Nie bądźmy nieszczęśliwi od środka wśród obfitości tego co daje nam życie. Wniosek jest jednak taki, że kiedy człowiek nie potrafi uzyskać satysfakcji na wyższym poziomie tworzy dramat zniszczenia, wierząc że dostarczy mu on ekscytacji. Na przestrzeni wielu lat nie było w społeczeństwie takiej niepewności, jak obserwujemy teraz. Żyjemy z poczuciu bezpośredniego zagrożenia życia, które może zostać zniszczone w każdej chwili. I w dużej mierze sami sobie gotujemy ten los.

Brudna robota

W obliczu dezorientujących komunikatów przekazanie tych właściwych jest jak syzyfowa praca. Nigdy nie wiesz, czy kamień który udało ci się wypchać nie zostanie strącony. Zastanawia mnie, kiedy ludzie zaczną wyciągać wnioski czytając sumiennie każde źródło informacji, włączając myślenie zracjonalizują co jest prawdą, a co zwyczajnym przekłamaniem. Chyba zapomnieliśmy, że każdy ma prawo do własnych wyborów i decyzji, jednak rozumiem też strach, bo kiedy w sieci pojawia się komunikat o odebraniu wszystkiego i nie daniu nic w zamian w człowieku budzi się naturalna obawa. Nie warto jednak ulegać presji tłumu. Jeżeli mieszkasz na wiosce masz prawo wyrazić swoje zdanie, poparcie lub niezadowolenie, jeżeli mieszkasz w mieście tak samo, ale jeśli dostajesz narzędzia i nie korzystasz z prawa głosu to zwyczajnie powinieneś milczeć w sprawach, w których nie miałeś odwagi zagłosować.

Jeżeli tym tekstem sprawię, że chociaż jedna osoba oderwie palce od klawiatury i zastanowi się, czy chce obrażać drugiego człowieka, to niech wie, że jestem z niej dumna. Co do reszty hejterów. Bądźcie. Jesteście mi potrzebni. Motywujcie mnie dalej, bym swoimi artykułami dawała Wam pożywkę i okazję do wyrzucania swoich frustracji. Tym samym sprawiacie, że wiem jakim człowiekiem nie chcę być…

Na koniec zostawię Was drodzy czytelnicy z pytaniem, które zadał Erich Fromm (filozof, socjolog, psycholog i psychoanalityk) w swojej książce “Zerwać okowy iluzji”: “Czy ma sens głęboko oburzać się na systemy polityczne, które nie gwarantują wolności słowa i politycznej działalności, skoro identyczne systemy, a nawet często jeszcze bardziej bezlitosne, nazywamy „miłującymi wolność”?”

Redaktor Naczelna,
Emilia Wituszyńska