Strażacy gaszą pożary w Szwecji, a Andrzej Bargiel zjechał z K2, czyli bądźmy dumni z Polski

Piszę ten felieton z oazy rodzin III stopnia, a więc z pewnego oddalenia. Nie odległościowego, bo wyjechaliśmy z żoną jedynie do Czarnej Sędziszowskiej, a więc niespełna 30 km od Rzeszowa. Ale mentalnego na pewno, bo spędzamy dnie na modlitwie, wchodząc głębiej w doświadczenie Kościoła jako wspólnoty. I jakoś tak jest, że na rekolekcjach nie ma się przesadnej ochoty na przechodzenie ze sfery sacrum do profanum, czyli na śledzenie bieżących wydarzeń społeczno-politycznych. Choć parę razy się z tego wyłamałem, zaglądając po zajęciach na Facebooka i kilka portali. Ale szukałem – dobry wpływ rekolekcji – głównie informacji pozytywnych. Oto dwa z wielu przykładów, które mnie jakoś szczególnie ujęły.

W sobotę, 21 lipca, grupa 140 polskich strażaków w 44 wozach ratowniczo-gaśniczych wyruszyła do Szwecji, by uczestniczyć w akcji gaszenia pożarów w tym kraju. Wstępnie akcja była zaplanowana na dwa tygodnie, ale strażacy będą tam tak długo, jak będzie trzeba. Szwedzi przyjęli ich niezwykle entuzjastycznie. Na nagraniach widać stojących na wiaduktach Szwedów z wywieszonymi naszymi flagami narodowymi, którzy pozdrawiają przejeżdżający konwój strażaków. Nie brakowało też entuzjastycznych tweetów: „Dziękuję Polsko”.
Nasi strażacy nie pojechali tam sami, bo Szwecja otrzymała pomoc także z kilku innych krajów europejskich. Ale nasz udział był tam bardzo znaczący. I dobrze. Takie akcje pomocowe, podczas których można wykazać się odwagą i fachowością, tworzą pozytywny klimat wokół naszego kraju. I oby ich było jak najwięcej.

Nową kartę w historii światowego himalaizmu zapisuje właśnie polski narciarz, skialpinista i himalaista, zakopiańczyk Andrzej Bargiel, który w niedzielę, 22 lipca, dokonał wyczynu, jakiego przed nim nie udało się dokonać nikomu: zdobył najtrudniejszą górę świata – K2 (8611 m n.p.m.), a następnie zjechał z niej na nartach. Bargiel przeniósł skialpinizm w najwyższe góry świata: wcześniej zjeżdżał już z wierzchołków trzech ośmiotysięczników – Shishapangmy, Manaslu i Broad Peaku. Takiego kozaka góry wysokie dawno nie widziały! „Mnie to na przykład zatkało! @JedrekBargiel JESTEŚ WIELKI!” – napisała na Twitterze Justyna Kowalczyk.

Najlepiej skalę osiągnięcia zakopiańczyka pokazał angielski serwis financialexpress.com: „Mniej niż 350 osób dotarło na szczyt K2 od czasu pierwszego wejścia w 1954 roku. Kolejne 80 osób zginęło, próbując tego dokonać. Włączając w to obywatela Kanady, który umarł na początku tego miesiąca”.
A ja dodatkowo cieszę się, że ten wielki sportowiec nie dołączył do chóru tych celebrytów, których polskość mierzi. Wręcz przeciwnie, po historycznym wyczynie stwierdził: „Myślę, że ten zjazd jest takim moim gestem na uczczenie 100-lecia niepodległości Polski i bardzo się cieszę, że to się powiodło. I jestem dumny, że jestem Polakiem i dobrze się czuję w Polsce, bezpiecznie. Wydaje mi się, że to jest super, że mogłem po prostu wykonać taki gest”.

Moja radość z sukcesu polskiego narciarza i wspinacza ma swoją cenę, którą obiecałem sobie zapłacić po powrocie z oazy. I uczynię to z wielką przyjemnością. Ale po kolei. We wrześniu 2016 roku, podczas Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem, podszedłem do Bargiela, by zrobić sobie z nim pamiątkową fotę (rok wcześniej przeprowadziłem z nim na tej samej imprezie wywiad, podczas którego skomentował okoliczności śmierci Olka Ostrowskiego, skialpinisty rodem z Wetliny, na Gaszerbrumie II). Byłem ubrany w hipsterski, kolorowy, wzorzysty polar Salewy. Na jego widok Bargielowi zaświeciły się oczy: „Ale czad! Ma pan ten kultowy polar! Jeszcze ze starym logiem!”. Był wielce zdziwiony, że takie cuda można dostać w szmateksie za niecałe 20 złotych. Obiecałem sobie wtedy, że wyślę mu ten polar w prezencie. Ale jakoś ciężko mi się było z nim rozstać. Niedawno zrobiłem mocne postanowienie poprawy i dałem w obecności żony uroczyste słowo honoru, że gdy Jędrek zjedzie szczęśliwie z K2, wyślę mu ten polar z gratulacjami. Cóż robić, na początku sierpnia ta piękna i cenna rzecz trafi w ręce godniejsze od moich.
Morał z tej historii jest taki: bądźmy dumni z tak odważnych Polaków jak nasi strażacy czy Andrzej Bargiel. Bądźmy dumni z ludzi, którzy zapisują karty pozytywnej historii naszego kraju. Bądźmy dumni z Polski!

Jaromir Kwiatkowski