ŁADNE KWIATKI

„Walczący z banerami”, czyli jak prawda w oczy kole?

Antyaborcyjna wystawa ze zdjęciami zabitych dzieci stanęła niedawno – za zgodą księdza proboszcza – przy ul. Piłsudskiego, tuż przy kościele Przemienienia Pańskiego w Sanoku. W nocy zniszczyli ją „nieznani sprawcy”. Wystawę zorganizowała Fundacja Pro – prawo do życia.

Nic nowego. Te wystawy pojawiają się w różnych miastach Polski i bardzo często są w nocy niszczone, a organizatorzy stają przed sądami, które – proszę sprawdzić w internecie – wykazują nadspodziewanie wiele zrozumienia dla niszczycieli. Co daje później tym ostatnim asumpt do twierdzenia: zobaczcie, nie tylko – jak mówicie – feministki i lewacy, ale także sądy są przeciw.
Podstawowy argument przeciwników pokazywania porozrywanych ludzkich płodów jest jeden: ten widok jest zbyt drastyczny i przeraża – zwłaszcza dzieci, które, chcąc nie chcąc, przechodząc ulicą muszą na niego patrzeć. Bo banery umieszczane są z reguły na terenie należącym do parafii, ale tak, by widział je każdy przechodzień. Nawet taki, który do kościoła nigdy nie zagląda.
Nie zaprzeczam, widok jest drastyczny i sam się nieraz zastanawiałem, czy jednak nie nazbyt drastyczny dla dzieci. Ale w pochyleniu się ze zrozumieniem nad tym argumentem przeszkadza mi hipokryzja osób, które z tymi wystawami walczą. Obawiam się – i chętnie dam się wyprowadzić z ewentualnego błędu – że tu nie chodzi o to, iż banery przedstawiają drastyczne obrazy, lecz że te właśnie obrazy przedstawiają prawdę, czym jest aborcja (nie „zabiegiem”, lecz mordowaniem dzieci), a więc budzą sumienia. Może lepiej nie patrzeć na to, by nie obudziło się także moje sumienie? – zdają się mówić „walczący z banerami”.
Żeby nasz dialog miał jakikolwiek sens, proszę „walczących”, by odpowiedzieli sobie rzetelnie i uczciwie na kilka pytań:
– Jeżeli uważacie, że aborcja jest OK, to dlaczego tak Was oburzają zdjęcia, które pokazują jej skutek?
– Uważacie, że te zdjęcia są zbyt drastyczne, ale czy reagujecie, gdy Wasze pociechy oglądają przemoc, horrory, pornografię itp.?
– Czy tak samo oburzały Was kampanie przeciw przemocy w rodzinie, pokazujące skatowane żony i dzieci? Przecież to też były drastyczne zdjęcia…
– Czy tak samo oburzają Was zdjęcia i filmy pokazujące zbrodnie nazistów, komunistów czy Ukraińców na Wołyniu?
– Czy – z perspektywy demokratycznego państwa prawa, na które tak ochoczo się powołujecie – nie jest złamaniem prawa do wolności słowa Wasza działalność „cenzorska” w odniesieniu do antyaborcyjnych banerów?
– A może zaproponujecie coś, co położy tamę zjawisku polegającym na tym, że w powszechnym pędzie i natłoku obrazów terapia szokowa, którą – tu zgoda – stosuje Fundacja Pro – prawo do życia, sprawdza się najlepiej?
Chętnie się z Waszymi propozycjami zapoznam.
Tu mała dygresja: pamiętam podobną akcję sprzed lat, i to bynajmniej nie dotyczącą aborcji, lecz… pomnika błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki przy moim kościele parafialnym (Matki Bożej Saletyńskiej) w Rzeszowie. Pomnik zaprojektował najbardziej znany rzeszowski rzeźbiarz, Krzysztof Brzuzan. Przedstawia on postać ks. Jerzego, jak z kamieniami przywiązanymi do nóg spada na dno Wisły. Owszem, przedstawienie jest dość nietypowe, ale na tym polega odkrywczość pomnika. Dziennikarze jednej z gazet (jej tytuł pomińmy) rozpętali jednak przeciw temu pomnikowi burzę. Argument był ten sam: że… straszy dzieci, które tamtędy przechodzą.
Drogie Pięknoduchy, którym nie podobał się pomnik w Rzeszowie, i ci, którzy zniszczyli wystawę antyaborcyjną w Sanoku: zgadzam się, że spadanie na dno z kamieniami u nóg, przywiązanymi przez esbeckich oprawców, jak również ciałko nienarodzonego dziecka pokawałkowane szczypcami, którymi posługiwał się „lekarz”-aborter, to są widoki dalekie od estetycznych. Spróbujcie zamknąć oczy, może te dwa obrazy znikną całkiem z Waszej rzeczywistości. O to chodzi?

Jaromir Kwiatkowski
Dziennikarz i publicysta, autor książek. Pracował prawie 19 lat w Gazecie Codziennej „Nowiny” i 5 lat w podkarpackim magazynie VIP Biznes&Styl. Obecnie prowadzi własną działalność gospodarczą w branży dziennikarskiej. Współpracuje z tygodnikiem „Sieci” i portalem wPolityce.pl. Mieszka w Rzeszowie.