Stan Wojenny: internowani w Bieszczadach
Szymona Jakubowskiego gawędy o przeszłości
Pierwszy transport internowanych działaczy „Solidarności” z ówczesnego województwa przemyskiego dotarł do więzienia w Uhercach około 5 rano 13 grudnia 1981. Zaskoczeni, o niczym nie wiedzący strażnicy, przed dwie godziny nie chcieli wpuścić konwoju na teren zakładu. Tej nocy rozpoczął się Stan Wojenny.
W Sanoku i okolicy do internowania przewidzianych było kilkanaście osób, w całym ówczesnym województwie krośnieńskim 46 (ta liczba wzrosła niemal dwukrotnie w późniejszym okresie). Przez całą noc z 12 na 13 grudnia milicja wraz ze Służbą Bezpieczeństwa dokonywała – według wcześniej przygotowanych list – zatrzymań osób, uważanych za zagrożenie dla porządku prawnego Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej
10 milionowy Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” w ciągu kilkunastu godzin utracił lwią część swych najbardziej aktywnych działaczy osadzonych w obozach internowania. Nadzieje na skuteczny opór okazały się płonne. Władza mogła uznać wprowadzenie Stanu Wojennego – przynajmniej pod względem logistycznym – za sukces. Ludzie „Solidarności, mimo, że oznaki zbliżającej się konfrontacji z obozem rządzącym były wyraźne, sprawiali wrażenie zaskoczonych. Milicja szybko zajęła związkowe lokale. Umknąć udało się jedynie Piotrowi Kaczmarczykowi, wiceprzewodniczącemu Regionu Podkarpacie, odpowiedzialnemu za struktury sanockie. Opór społeczny był słabszy niż można się było spodziewać. W Sanoku wybuchły jedynie krótkotrwale strajki (z udziałem części załóg) w Stomilu i Autosanie. Szef stomilowskiej „Solidarności” Jerzy Kuzian został później skazany za to na rok więzienia.
W „internatach”
W całym kraju, głównie na bazie istniejących zakładów karnych, utworzono obozy dla internowanych, do których pierwszego dnia trafiło ponad trzy tysiące osób (ostatecznie liczba internowanych w okresie całego Stanu Wojennego zbliżyła się do 10 tysięcy. Na terenie obecnego województwa zlokalizowano cztery ośrodki dla internowanych: w podrzeszowskim wówczas Załężu (dzisiaj dzielnica Rzeszowa), Uhercach i Łupkowie oraz w Nisku, gdzie umieszczono kobiety.
Fakt, że Uherce i Łupków zlokalizowane są w pobliżu dawnej granicy polsko-radzieckiej wzbudzał wśród niektórych zatrzymanych poważne obawy. Zwłaszcza w czasie transportu, gdy zaskoczeni, często wyrwani ze snu, więźniowie myśleli nawet, że są transportowani na Wschód. Takie przekonanie nieraz było potęgowane przez „dowcipy” konwojentów wspominających o łagrach i Syberii.
Z „internatów” zlokalizowanych na terenie ziemi sanockiej stosunkowo najlepsze warunki miał obóz w Łupkowie. Opozycjonistów umieszczono w jednym z bloków powstałego zaledwie kilkanaście lat wcześniej półotwartego zakładu karnego dla więźniów z niskimi wyrokami. Ze wspomnień osadzonych wynika, ze warunki internowania w Łupkowie były znośne, na pewno wiele lepsze niż w wielu innych „internatach”. Narzekano co prawda na liczne usterki w infrastrukturze, przeciekające dachy, ale w ówczesnej rzeczywistości nie było to nic wyjątkowego, co można by uznać za celowe uprzykrzanie życia internowanym.
Znacznie gorzej było w Uhercach. Zakład ten uchodził co prawda za jeden z nowocześniejszych, ale internowanych umieszczono w najgorszym pawilonie, jeszcze przed jeszcze przed przyjazdem działaczy „Solidarności” kwalifikującym się do generalnego remontu. Cele były brudne i zimne, opieka lekarska na niskim poziomie, problemy z dostarczaniem wody (zwłaszcza ciepłej).
Na złość „komunie”
Do Łupkowa zaczęto przywozić internowanych z innych ośrodków dopiero w marcu, gdy sytuacja w kraju była mniej już mniej napięta, władze miały świadomość, że przynajmniej początkową rozgrywkę z opozycją wygrały, więc i rygor stawał się coraz mniejszy. Co niewątpliwie ośmielało internowanych do otwartego demonstrowania swej niechęci zarówno do całego systemu, jak i reprezentujących ten system strażników więziennych.
Niesubordynacja należała do dobrego tonu. Do strażników należało się odnosić z wyższością, nieskrywaną pogardą. Powszechne było odmawianie wykonywania poleceń, niszczenie więziennego mienia, nagminne łamanie obowiązującego regulaminu, trzeba przyznać, że niezbyt sumiennie przez strażników egzekwowanego. Funkcjonariusz skarżyli się w raportach na stosunek do nich ze strony uwięzionych, w wielu dokumentach pojawiają się informacje, że strażnicy są psychicznie przemęczeni pilnowaniem krnąbrnych opozycjonistów.
Jeden z oficerów wizytujący ośrodek w Łupkowie pisał w raporcie z nieskrywanym oburzeniem (pisownia oryginalna): „stwierdziłem, że zachowanie ich (internowanych – przyp.autora) jest bardzo agresywne, a liczne piosenki, zbiorowe okrzyki, skandowanie, przepełnione było skrajną nienawiścią di ustroju, PZPR, SB, Wojska i gen. Jaruzelskiego. Pełno było wrogich epitetów, wulgarnych wyrażeń. Obraz nieporównywalny nawet z najbardziej agresywnie zachowującymi się osobnikami podczas ulicznych manifestacji”.
Podobne, buntownicze nastroje, przejawiali internowani w Uhercach. Tu władze, by spacyfikować nastroje osadzonych, uciekły się nawet do demonstracji siły, kierując na zajmowany przez nich oddział kilkudziesięciu funkcjonariuszy Służby Więziennej w hełmach i z pałkami. Na wiele się to nie zdało, bo niesubordynacja była częstym orężem internowanych. Dość kuriozalna sytuacja miała miejsce tu w listopadzie 1982 roku, gdy 4 zwolnionych z „internatu”… odmówiło wyjścia. Strażnicy musieli ich niemal siłą wyrzucić za bramę.
Więzienne życie
W celach roiło się od rzeczy przemyconych z zewnątrz, absolutnie zabronionych przez regulaminy: nielegalnych wydawnictw, aparatów fotograficznych, nawet odbiorników radiowych, czy to przemyconych „z wolności” przez odwiedzających czy też skonstruowanych przez uzdolnionych technicznie osadzonych. Sporadyczne rewizje nie przynosiły większych efektów. Zresztą można było odnieść wrażenie, że strażnikom niespecjalnie zależy na znalezieniu czegoś „trefnego”. Zazwyczaj kończyło się to bowiem ostrymi, słownymi spięciami z internowanymi.
Internowanym, w dużej części młodym ludziom, przyzwyczajonym do aktywnego życia, najbardziej dokuczała więzienna monotonia, dni i tygodnie wlokące się w ograniczonej przestrzeni. Stąd i wyszukiwano sobie zajęcia, zabijające czas. Powszechne było werbalne okazywanie niechęci do systemu komunistycznego. Przejawiało się w tworzeniu piosenek czy wierszy, może różnej wartości artystycznej, ale o jednoznacznym wydźwięku politycznym. W obozie funkcjonował swoisty „chór”, którego nagrania były szeroko kolportowane w Polsce. Tu powstawały nagrania takich „wojennych” przebojów, zarówno oryginalnych jak i przeróbek, jak „Zielona WRON-a”, „Hymn Internowanych” czy „”Wędrujemy”.
Warunki panujące w obozach dla internowanych musiały być w miarę znośne, także z tego powodu, że co jakiś czas były one wizytowane przez delegacje Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Władza, usiłująca przekonać świat, że w kraju postępuje normalizacja, nie mogła sobie pozwolić na całkowite odcięcie dużej rzeszy działaczy najsłynniejszego wówczas związku zawodowego.
Wyżywienie
W sporządzanych przez MCK raportach szczegółowo opisywano warunki pobytu, kondycje więźniów, wyżywienie, sposób spędzania wolnego, sposób traktowania osadzonych przez służbę więzienną, itp. W raporcie z maja 1982 roku, gdy w obozie zarejestrowanych było 99 internowanych tak pisywano wnętrze i wyposażenie jednej z cel: „wymiary ok. 8x4x2,30, 5 dwupiętrowych metalowych łóżek, dwa kaloryfery, 3 lampy sufitowe, 2 stoły, 1 taboret, 2 ławki, 3 wieszaki, 1 szafka, 2 stoliki nocne z szufladami, 1 półka, 1 głośnik z regulacją głosu i z włącznikiem-wyłącznikiem, 1 gniazdko, 1 szczotka, 1 miotła, 1 szufelka, 1 butelka środka czyszczącego, 1 skrzynka na śmiecie, 1 pościel (1 materac, 2 prześcieradła, 2 koce i 1 poduszka) dla każdego internowanego, sztućce (1 talerz płytki, 1 głęboki, 1 łyżka i 1 filiżanka dla każdego internowanego, 1 podłoga z parkietem”.
W raporcie czytamy, że w każdym budynku znajdywały się umywalnie z bieżącą wodą, „która w zasadzie była zimna, a ciepłą wodę puszczano 2 razy dziennie”. Internowani mogli dwa razy w tygodniu korzystać dwa razy w tygodni. Osadzeni osobiste pranie robili sami. W raporcie zanotowana jest skarga, że „pracownicy pralni nie piorą starannie ręczników i prześcieradeł”. Więźniowie mieli zapewnioną opiekę medyczną, nieograniczoną korespondencję, raz w miesiącu 60-minutową wizytę bliskich. Stosunkowo swobodny dostęp mieli internowani do posług religijnych.
Wyżywienie serwowane internowanym dzisiaj wzbudza uśmiech, ale pamiętajmy, że w czasach permanentnych niedoborów była to codzienność: na śniadanie barszcz czerwony, na obiad krupnik, pulpety, ziemniaki, kapusta, na kolację jajko, chleb, margaryna, kawa. Administracja ośrodka zapewniała, że dzienne wyżywienie zawierało przepisowe 4050 kcal. W kantynie można było dwa razy w miesiącu nabyć (każdorazowo na kwotę do 500 złotych) owoce i warzywa w puszkach, herbatniki, cukier, artykuły toaletowe, piśmiennicze, papierosy, po cenach urzędowych
Bunty
Monotonne życie internowanych co jakiś czas przerywały nadzwyczajne wydarzenia. Takimi były zarówno namiastki uroczystości religijnych czy nawet rodzinnych, jak np. chrzciny. Ale co jakiś czas dochodziło też do otwartych protestów, czy wręcz buntów, które mogły mieć różne zakończenie.
Kilkakrotnie internowani z Nowego Łupkowa podejmowali strajki głodowe – jedną z najpopularniejszych form protestu w obozach. Kilkuosobowe głodówki miały miejsce m.in. w kwietniu, maju i lipcu 1982. We wspomnieniach i oficjalnych dokumentach brak jednak informacji z jakiego powodu się one odbyły.
Władze miały wyraźny problem z uspokajaniem nastrojów internowanych. Czasami działania strażników wobec buntujących się wskazywały na całkowitą bezradność, bardziej to były nieudolne próby manifestacji siły niż rzeczywiste „zaprowadzanie porządku”. Poważnie wyglądała manifestacja osadzonych 13 czerwca, w pół rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Po okolicznościowym apelu osadzeni wydostali się w nocy na spacerniak intonując patriotyczne i religijne pieśni, wznosząc antykomunistyczne okrzyki.
Dyrekcja ośrodka zareagowała panicznie. Obawiano się otwartego buntu. Ściągnięto dodatkowe siły Straży Więziennej, okoliczny teren, w obawie przed próbami ucieczki, oświetlono racami. Do akcji zabezpieczenia więzienia zmobilizowano nawet miejscową jednostkę Wojsk Ochrony Pogranicza, co wywołało drwiny, że władza obawia się, iż internowani będą chcieli uciekać do… Związku Radzieckiego.
Ucieczka Macierewicza
Jednym z tematów rozmów osadzonych w obozie było marzenie o ucieczce. Aż dziwne, że mimo upływu stosunkowo niedługiego czasu ten temat jest jak na razie bardzo mało znany, zaś niektóre relacje są z sobą sprzeczne. Jeszcze dziwniejsze, że tak naprawdę spektakularnych ucieczek w ogóle nie zanotowano. Istnieją niezweryfikowane wspomnienia o ucieczkach z obozu podjętych przez Bogusława Szybalskiego i Stanisława Kusińskiego. Nieco więcej wiemy o zagadkowo zakończonej ucieczce dwóch więźniów, którzy po przecięciu siatek ogradzających wydostali się na zewnątrz. Następnego dnia dobrowolnie jednak wrócili. Nie bardzo wiadomo co było powodem tak zaskakującego kroku.
Najgłośniejsza w opozycyjnych kręgach była ucieczka Antoniego Macierewicza, więzionego najpierw w Załężu, później w Nowym Łupkowie. Znany już wówczas opozycjonista został przewieziony do szpitala w Sanoku, gdzie kierowano łupkowskich internowanych skarżących się na różne dolegliwości. Odwiedzająca chorego żona poprosiła o pomoc księdza Adama Sudoła, który bez wahania zdecydował się ułatwić wydostanie na zewnątrz. Macierewicz otrzymał skierowanie do dentysty, znajdującego się w oddzielnym budynku, korzystając z nieuwagi strażnika w pierwszych dniach grudnia 1982 wyszedł na zewnątrz i wsiadł do samochodu. Według niektórych relacji był to pojazd ks. Stanisława Ruszały, wg. innych… karawan. Stąd już przez Rzeszów przedostał się do Warszawy.
W zasadzie to i wyjście na wolność obecnego ministra obrony narodowej trudno uznać za typową ucieczkę, zwłaszcza, że prawdopodobnie… nikt go nawet nie szukał. Według internowanego działacza „Solidarności” Jerzego Zająca szpital sanocki nie był w tym czasie pilnowany już ani przez milicję ani przez SB. Z kolei znany działacz opozycyjny Tadeusz Kensy, w swych wspomnieniach regularnie publikowanych na Facebooku pisze:
– O ile wiem, nie wysłano za Macierewiczem listu gończego, a 23 grudnia rzeczywiście został formalnie zwolniony. Choć nie był oficjalnie poszukiwany, to ukrywał się – być może jednak tego wymagały jego ówczesne konspiracyjne zajęcia.
Teoretycznie łupkowski obóz mógł pomieścić dwustu internowanych, zazwyczaj jednak liczba osadzonych nie przekraczała setki. W Uhercach, po niespełna roku od ogłoszenia Stanu Wojennego, liczba internowanych oscylowała około dziesięciu. Końcem 1982 roku władze zdecydowały o likwidacji ośrodków.
Autor korzystał m.in. z książki ”Ośrodki odosobnienia w Polsce południowo-wschodniej (1981-82)” Grzegorza Wołka, wydanej przez rzeszowski IPN w 2009 roku. Z niej też pochodzą niektóre fotografie autorstwa T. Bigosa.
Autor jest wydawcą i redaktorem naczelnym czasopisma „Podkarpacka Historia”, periodyku „Z dawnego Rzeszowa” oraz portalu www.podkarpackahistoria.pl.
Fot. Archiwum, IPN
Współczesne zdjęcie Zakładu w Łupkowie. Fot. Straż Więzienna
Jedną z form oporu internowanych było wydawanie nielegalnych publikacji i bardzo popularnych znaczków pocztowych.
Zdjęcie przedstawiające apel internowanych w Łupkowie. Ze zbiorów internowanego tam Lesława Werpachowskiego.
Historia lubi sie powtarzac . Dzis zomo znow aktywne i suki pelne protestujacych .