Zapowiedź płyty z tekstami Janusza Szubera w opracowaniu INSZY

Temu trzeba pozwolić istnieć…

Łukasz Sabat, od kiedy poznał wiersze Janusza Szubera, jest częstym gościem w redakcji „Tygodnika Sanockiego”. Rozmawiamy o poezji, muzyce i o projekcie, który Łukasz uparł się zrealizować. Ten projekt to najpierw były dwie, potem trzy płyty. Każda z poezją Janusza Szubera. Jedna, ostania i pierwsza zarazem, narodziła się właściwie przypadkiem: zastanawialiśmy się w redakcji, jak uczcić urodziny poety i postanowiliśmy wydać płytę, na której on sam czyta swoje wiersze. W jaki sposób czyta i jak się takiego czytania słucha – o tym wie każdy, kto chociaż raz był na spotkaniu autorskim Janusza Szubera. W nagraniu pomagał Łukasz, potem to i owo wypsnęło się spod kontroli… Dziś rozmowa z Łukaszem Sabatem, a w najbliższym numerze „Tygodnika Sanockiego” 5 stycznia 2018 – płyta z wierszami, które czyta Janusz Szuber, poeta.

Janusz Szuber obchodzi urodziny, a ty pracujesz nad pewnym muzycznym projektem, który nie jest jeszcze gotów, ale nabiera kształtu, a po drodze wzbogaca się o nowe pomysły. Jeden z nich niebawem przedstawimy, nie tylko naszym czytelnikom.

Projekt rozrósł się do tryptyku. Na początku zrodził się pomysł przygotowania dwóch płyt, z zaśpiewaną poezją, a następnie z orkiestracją tej poezji. W redakcji „Tygodnika Sanockiego”, rozmawiając o projekcie, zaczęliśmy się zastanawiać, czy by tego pomysłu nie rozszerzyć o trzecią płytę, na której głównym „wokalistą” będzie sam Janusz Szuber, czytający swoje wiersze. Ten pomysł osobiście uważam za genialny. Miło będzie słuchać poezji czytanej przez poetę, delikatnymi podkładami muzycznymi, w zacnym gronie muzyków.

Nagrywałeś Janusza Szubera czytającego wiersze. Potem pracowałeś nad obróbką tego materiału. I co? Jakie to było doświadczenie.

Janusz Szuber ma wspaniały radiowy głos. Nagrany na radiowym mikrofonie brzmi rewelacyjnie. Samo słuchanie wierszy, czytanych przez Janusza, wprowadza słuchacza w specyficzny trans, tworzą się obrazy… To wszystko jest niesamowite. Kiedy Janusz Szuber czyta, to wszystko, co słyszymy, jest do szpiku prawdziwe. Żaden aktor nie oddałby tego w taki sposób. Słuchałem kilku aktorów, czytających, recytujących Szubera. To wszystko jest profesjonalne, ładne, ale brakuje tej specyficznej głębi, która tworzy się dzięki interpretacji autora.

I ta głębia skusiła cię do eksperymentu muzycznego…

Tak, w pewnym sensie tak. Słuchałem Szubera czytającego „Yerba mate” i zacząłem nieśmiało włączać do tego głosu instrument. Efekt mnie samego zaskoczył. Jedno z drugim dopasowało się rewelacyjnie. Powstało coś, co sam nie wiem, jak nazwać? Piosenka? Janusz Szuber czyta, do tego czytania dopasowuje się muzyka. Efekt, według mnie, świetny.

Jesteś pod ogromnym wrażeniem poezji Janusza Szubera.

Tak, jestem pod ogromnym wrażeniem. Mam przekonanie, że pracując nad interpretacją muzyczną tekstów Szubera robię coś ważnego dla kultury polskiej. Powtórzę: Szuber jest ważny dla kultury polskiej i Sanok ma szczęście, że w tym mieście mieszka wybitny, światowej klasy poeta. Poezja nie jest regionalna, regionalne mogą być oscypki. Poezja musi być czytana z jednakowym zrozumieniem w Międzybrodziu i Nowym Jorku, a w przypadku wierszy Szubera, jeśli prześledzić publikacje, tak właśnie się dzieje. Przedruki w „New York Times`ie”, prestiżowe wydawnictwa, tłumaczenia, wybory wierszy wydawane za granicą. Dla wielu to oczywiste, ale w Sanoku… Czasem myślę, że w Sanoku najtrudniej takie rzeczy tłumaczyć osobom, które zajmują się zawodowo kulturą, a tak nie powinno być.

Które wiersze wydały ci się szczególne, może – wyjątkowo bliskie?

Im więcej słucham, tym głębiej chciałbym w to wejść, bo to wciąga, mówiąc kolokwialnie. Każdy wiersz jest osobną historią. Nie – historyjką, opowiastką, ale osobną księgą, z wielością odniesień. Interpretacja muzyczna za każdym razem musi być inna. A który wiersz jest mi wyjątkowo bliski? Myślę, że „Yerba mate”, piękny erotyk, odsłaniający przeżycia związane z wtajemniczeniami w relacje kobiet i mężczyzn. Walka na deski, wystające z desek zardzewiałe gwoździe… To wszystko jest tak namacalne i bliskie, że chciałoby się wytrzeć palce z drobinek rdzy… Zacieki jodyny… Kiedy tego słucham, zastanawiam się, czy teraz byłaby do pomyślenia taka bójka chłopaków do pierwszej kropli krwi. Teraz do byle utarczki na śnieżki wzywa się psychologa… Robimy się coraz bardziej infantylni jako społeczeństwo.

Zapraszasz gości do swojej płyty. Zdradź chociaż jedno nazwisko…

Julia Kotarba, wiolonczelistka i moja serdeczna przyjaciółka z Krakowa, która ma swój Airis String Quartet posłuchała wiersza pt. „Mgła” i poprosiłem ją, żeby zrobiła po tym wysłuchaniu taki spontaniczny rys muzyczny. Zrobiła to wspaniale. Potem to samo do „Chłopca mieszającego powidła”. Zresztą jest to genialny wiersz. Ilekroć go czytam, mam przed oczami wielki gar ze śliwkową magmą, bulgocącą, pachnącą… Od tego wszystkiego bucha ciepło, bo przecież wszystko dzieje się na rozgrzanej kuchennej płycie. Nakładają mi się obrazy z dzieciństwa: słuchanie bajek, nagranych na winylowych płytach i praca wyobraźni. Z wierszami Szubera jest podobnie; one niezwykle mocno oddziałują na wyobraźnie. „Mgła”, Międzybrodzie, listopad, chłód, to wszystko można zobaczyć i poczuć. Muzyka może to dodatkowo wydobyć, podkreślić. Oczywiście można nakręcić według wiersza teledysk, ale dosłowność w niczym tutaj nie pomoże. Temu trzeba pozwolić istnieć, żyć, stawać się w wyobraźni czytelnika czy słuchacza.

Jakie gatunki muzyczne przykładasz do tej poezji?

Jest tam i klasyka, i trochę jazzu. Jest odrobina etno. Głównie jednak jazz umocowany w klasyce, tak bym to określił, mówiąc o płycie przygotowanej dla „Tygodnika Sanockiego”. Na drugiej płycie będzie odrobina swingu, coś wpadającego w ucho, do tego stopnia, że będzie można sobie zanucić niektóre fragmenty, co pewnie dla Janusza Szubera i jego twórczości będzie czymś zupełnie nowym, ale mam nadzieję, że nie zaszkodzi recepcji tej twórczości, wręcz przeciwnie, Szubera będzie sobie można przeczytać, ale też zanucić.

Ile tekstów poddałeś do tej pory muzycznej obróbce?

Dziesięć? Tak, około dziesięciu, ale będzie ich więcej. Jest taki tekst pt. „O co w tym wszystkim chodzi?”. W tym tekście jest idealny refren: „O co w tym wszystkim chodzi/ Zegar wypruty z godzin” itd… Sama forma wiersza dopasowuje się do muzyki. Lata 20., 30. skojarzyły mi się z tym tekstem i w taka formę muzyczną to idzie. Oczywiście z domieszką nowych brzmień, elektroniki…

Dotarłeś do tekstów muzycznych? „Jeszcze”? Albo „Łysy blues”?

Blues byłby na płycie doskonałym akcentem i mam paru znajomych muzyków, którzy by to mogli na płycie zagrać. Trzecia płyta będzie orkiestracją, zgodził się to rozpisać Nikola Kołodziejczyk. Nikola ostatnio robił muzykę baletową do spektaklu inspirowanego życiem i twórczością Zdzisława Beksińskiego. Pierwsza płyta działa wyciszająco. Próbki wysyłałem do kilku osób zaangażowanych w projekt, związanych z muzyką i ono to potwierdzają, zresztą niedługo czytelnicy „TS” będą się mogli sami o tym przekonać. Ktoś powiedział, że „uspokaja duszę”, ktoś inny, że „działa jak lekarstwo”. Na tej płycie znajduje się muzyka, w którą się trzeba wsłuchać, wejść w nia głębiej.

Wspomniałeś o wiolonczelistce Julii Kotarbie. O gościach. Ale podstawą będzie INSZA, prawda?

Tak, cały projekt powstaje na bazie INSZY. Pracujemy nad nim z Wojtkiem Inglotem, robimy szkice, ja dodatkowo zajmuje się stroną menadżerską. Zapraszamy do udziału w nagraniu płyty muzyków, ale ich nazwisk na razie wolę nie zdradzać. Skład się rozrośnie. Będzie gitara, trąbka, fortepian, pojawi się ciekawy wokal. Na razie powstrzymajmy od wymieniania nazwisk, żeby nie zapeszyć. Najważniejsze, żeby udało się zrobić nagrania i żeby one były w formie wielogatunkowej, różnorodnej, bo takie są wiersze Janusza Szubera. I żeby nie było sztampy.

Kiedy zamierzacie zakończyć prace nad projektem?

Mam nadzieję, że to się uda zrobić pod koniec stycznia albo na początku lutego. Na pewno będzie okazja, żeby to zapowiedzieć w „Tygodniku Sanockim”.

Rozmawiała Małgorzata Sienkiewicz-Woskowicz