Oko na przedsiębiorczych
Biznes igłą malowany
Janina Wojtuń szyje, odkąd pamięta. „Pogotowie krawieckie” prowadzi od roku 1998. Pewien czas pracowała z córką, ale Ela po ciężkiej chorobie przechodzi długą rekonwalescencję i chwilowo pani Jasia sama trwa na posterunku, wszywając zamki, skracając spódnice, podginając spodnie i szyjąc wszystko, cokolwiek ktoś potrzebuje. Stworzyła rodzinny interes, który istnieje i rozwija się już drugą dekadę.
Jak to się zaczęło?
Od zawsze miałam „pomyślunek” do szycia. Jako dziecko szyłam lalki czy ozdoby na choinkę. Jako nastolatka zaczęłam poprawiać i przerabiać ubrania rodziny. Pamiętam, kiedy siostra miała wyjechać do szkoły w Warszawie, nie miała płaszcza. Uszyłam płaszcz, a ona potem chodziła dumna, bo wszyscy jej tego płaszczyka zazdrościli, taki był ładny i dobrze skrojony!
Szkoła krawiecka?
Nie! Nigdy do szkoły nie poszłam. Córkę Elę wysłałam do liceum krawieckiego i razem otworzyłyśmy „Pogotowie krawieckie”, jednak jestem samoukiem. Doszkalałam się, szyjąc ubrania dzieciom, sąsiadom, koleżankom. Kiedyś nie było to takie proste. Ciężko było dostać nawet materiały. Pamiętam, że jedna z córek koniecznie potrzebowała spodni, więc wykorzystałam lniane prześcieradło. Oczywiście musiałam uszyć dwie pary, bo gdy jedna córka dostawała ciuszek, druga nie mogła być poszkodowana. Te spodnie dziewczyny nosiły długie lata, a potem jeszcze przerobiły na krótkie spodenki.
Najważniejsze w tym zawodzie?
Krawcowa musi być osobą niezwykle kreatywną.
20 lat to naprawdę długi okres. Firma wciąż istnieje. Co zrobić, by tak długo utrzymać się na rynku?
Trzeba spełnić kilka punktów. Po pierwsze, pasja. Jeżeli robimy to, co lubimy, zawsze z radością wychodzimy z domu do pracy. Będą to widzieć również klienci. Kiedy np. mam przed sobą klientkę i ona widzi, że z zapałem i chęcią podchodzę, chociażby do przeróbki sukienki, podpowiadam jej rozwiązania, to taka klientka będzie zadowolona z usługi i zawsze do mnie wróci.
Macie wielu stałych klientów?
Tak. Klienci wracają również dlatego, że jestem szczera. Czasem może nawet obcesowo, ale jak widzę, że kobieta w czymś naprawdę fatalnie wygląda, to jej to powiem. Nie będę kłamać, że tak, jak się skróci, zwęzi czy przeszyje to będzie lepiej. Klient od krawca powinien wyjść zadowolony. Jeżeli nie powiem tego, że jakieś ubranie na kimś źle leży, tylko skłamię, że dobrze, a potem klientowi to powiedzą inni… Wróci taki klient? Niedawno była u mnie stała klientka, która zastanawiała się, czy kupić pewne ubrania, które trzeba było dla niej trochę skrócić. Przyszła i powiedziała: jak pani Jasia powie, że dobrze w tym wyglądam, to znaczy, że dobrze, jak nie, to szkoda wydawać pieniędzy.
Czuję się czasem jak osobisty stylista.
Szczere ocenianie klientów to drugi warunek powodzenia firmy. Jest coś jeszcze?
Uczciwość. Przykład: kiedy przychodzi klient z bluzą, by wymienić zamek, a wystarczy tylko założyć zasuwkę, to mówię to szczerze klientowi. Nie biorę pieniędzy za usługę, której nie wykonałam. W niektórych zakładach tak jest, że klient zostawia spodnie i przychodzi na drugi dzień, płaci za wymianę zamka, a się okazuje, że była założona tylko zasuwka. Nie mogłabym spojrzeć klientowi w oczy, jakbym tak postąpiła! Klienci to doceniają. Ważne również jest traktowanie wszystkich klientów jednakowo. Cennik jeden jest dla wszystkich. Nigdy też nie „wypędziłam” klienta z zakładu, bo jest stary czy biedny. Albo, że się nie da czegoś zrobić! Da się, tylko trzeba pomyśleć, pokombinować, może włożyć więcej pracy, ale nic tak nie cieszy, jak uśmiech klienta, który np. myślał, że jakiegoś ubrania nie da się uratować, był w innych zakładach, a z mojego „Pogotowia krawieckiego” wychodzi z uratowaną rzeczą!
Przez 20 lat – co się zmieniło w krawieckim fachu?
W sumie niewiele, poza niektórymi rozwiązaniami, taśmami zamiast flizeliny czy podobnymi udogodnieniami. Krawiec jest, był i będzie jak artysta. Ten, kto z zamiłowania bierze się za igłę, zawsze będzie doceniany.
Pogotowie to interes rodzinny. Myśli pani, że takie małe rodzinne interesy mają możliwość rozwijania się w naszych czasach?
Tak! Powiedziałabym, że nawet to zaczyna być poszukiwane i doceniane. Fach przekazywany z matki na córkę czy ojca na syna to rzecz bezcenna. To lata doświadczeń, które nie umierają. To widać po moich wnukach, jedna z wnuczek zajęła się projektowaniem ubrań, a wnuczek pracuje w reklamie. Zmysł artystyczny jest przekazywany w rodzinie. Poza tym ludzie szukają unikatowych rzeczy, chcą podkreślać swoją indywidualność. Niebanalna sukienka na ślub czy studniówkę? Kto, jeśli nie krawcowa to wykona? Niedługo, gdy córka będzie zupełnie dobrze się czuć, wróci do zakładu i pomoże mi w tworzeniu takich perełek. Na razie przeszywam, skracam, naprawiam w większej ilości niż szyję ubrania od podstaw. Trwam w pogotowiu.
Rozmawiała Edyta Wilk
Ostatnie komentarze