Oko na przedsiębiorczych
Garść praktyki lepsza niż kilogram teorii
Magister fizjoterapii, rehabilitant Tomek zawsze chciał pomagać innym. Od niedawna pracuje na własny rachunek. By pomagać innym, przeszedł ciekawą, choć trudną drogę. O dążeniach do celu, marzeniach i wykorzystywaniu każdej okazji do nauki i podnoszenia kwalifikacji z Tomaszem Jasikiem rozmawia Edyta Wilk.
Ile lat jesteś rehabilitantem?
We własnym gabinecie działam niecałe dwa lata, ale odkąd otrzymałem dyplom w 2012 roku, a właściwie odkąd rozpocząłem studia, cały czas praktykowałem, pracowałem i wciąż działałem, choć chwilami, by zarabiać, robiłem inne rzeczy.
Inne rzeczy? Podaj jakiś przykład pracy niezwiązanej z wymarzonym zawodem.
Najbardziej krytycznym momentem był chyba okres, w którym pracowałem w Carrefourze jako ochroniarz. Pomimo wykształcenia, szkoleń i nie najgorszych umiejętności musiałem wstawać wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno, i śmigać na starym rowerze, nawet w śniegu, bo na samochód nie było mnie stać. A jak dostawałem wypłatę, to chciało mi się płakać. Pomimo tego ciągle wierzyłem, marzyłem i szlifowałem umiejętności.
Patrząc z perspektywy czasu ten okres, który wtedy wydawał mi się dnem, był okresem zwrotnym w moim życiu. Jako szwendający się po sklepie przez 8 godzin musiałem szukać sobie jakiegoś zajęcia albo liczyć minuty do końca zmiany. Znalazłem! Czytałem i uczyłem się na pamięć etykiet produktów, po prostu wybierałem sobie produkty w dany dzień, np: dzisiaj płatki śniadaniowe- i sprawdzałem, jakie mają wartości, ile białka, ile węglowodanów, a ile tłuszczu, czy jest w nich błonnik, a ile jest cukru. Następnego dnia – nabiał i ten sam scenariusz się powtarzał. Dzięki temu teraz, gdy do gabinetu przychodzi osoba z nadwagą i wysokim cholesterolem, wiem, co może mu zaszkodzić, co podnosi nadmiernie cukier, czego powinien unikać i jak skomponować tej osobie dietę. Śmiało więc mogę powiedzieć, że z każdej sytuacji życiowej można wynieść coś pozytywnego, jak później się okaże, niezwykle wartościowego. Dzięki temu też zrobiłem studia podyplomowe z dietetyki.
Nie myślałeś o wyjeździe za granicę?
Był to okres, w którym prawie wszyscy koledzy wyjeżdżali do Anglii po lepsze życie, po lepsze pieniądze. Ja tego nie czułem. Zostawić wszystko? Tyrać z daleka od rodziny, przyjaciół ? Co z tego, że zarabiasz więcej, skoro nie ma cię całymi dniami, a wsiadając do autobusu czujesz się, jakbyś jechał na mecz z reprezentacją Ugandy. Nie mówię, że jest w tym coś złego- to po prostu nie była moja bajka. Jak o tym rozmawiałem ze znajomymi, to słyszałem: „żyjesz w świecie ideałów”, „zejdź na ziemię”, „tutaj się nie dorobisz”. Może i nie, ale gdzieś tam głęboko wierzyłem, że „rób to, co lubisz”, „miej marzenia” , „wierz w siebie”, że to w końcu da efekty.
I zostałeś w Sanoku. W swoim gabinecie – z jakimi ludzkimi problemami najczęściej się spotykasz?
Bóle pleców to dolegliwość, która dominuje. Ale dlaczego plecy bolą, to już każdy przypadek trzeba potraktować indywidualnie.
Pracowałeś, pracujesz ze sportowcami. Czy jest jakaś szczególna osoba wśród sportowców, której pomogłeś?
Sport zawsze odgrywał w moim życiu szczególną rolę. Niestety w dzieciństwie chorowałem na astmę i rodzice nie pozwalali mi na czynny sport. Pomyślałem sobie, że skoro sam nie mogę być sportowcem, będę pomagał sportowcom odnosić sukcesy. Mój kolega, Tomek Jędruszczak, fizjoterapeuta , który pracował z sanockimi hokeistami, potrzebował pomocy, a ja potrzebowałem praktyki i tak trafiłem do sanockiej drużyny. Uczestniczyłem z hokeistami w finale mistrzostw Polski i kiedy sanoczanie wygrali, przyjąłem to jako swoisty sukces, ogromnie się z tego cieszyłem. Dumny jestem również z mojej siostry, Ani. To nie tak, że podpinam się pod jej sukces, ale robiłem wszystko, by mogła się zdrowo przejechać na łyżwach. Poza tym dziękuję jej za zaufanie. Na siostrze robiłem pierwsze „eksperymenty”, uczyłem się, jednak efekty miała dobre, co było widać w jej wynikach.
Co radziłbyś tym, którzy chcieliby uprawiać taki zawód, jak ty, np osobom wybierającym się na studia związane z rehabilitacją?
Radziłbym jak najszybciej zacząć praktykę. Kiedyś myślałem, że najpierw się trzeba nauczyć, przyswoić wiedzę z książek, a potem praktykować. Teraz widzę, że to było błędne myślenie. Nauka i praktyka powinny iść w parze. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej będziemy na wyższym poziomie, wcześniej i profesjonalnie, a co za tym idzie efektywniej zaczniemy pomagać chorym, a o to przecież chodzi. Żeby szlifować umiejętności niejednokrotnie robiłem coś za darmo, żeby tylko nie wypaść z wprawy, plus w myśl powiedzenia: „Garść praktyki jest lepsza niż kilogram teorii”. Praktykowałem bezustannie, a to również jest ważne w tym zawodzie: by nie mieć przerw.
Brawo! To się nazywa harakter!