Nasi bracia mniejsi: psie i kocie losy…
Ze schroniskiem dla zwierząt w Orzechowcach koło Przemyśla poznaliśmy się na Facebooku. Ktoś ze znajomych udostępnił jeden z ich postów. Poruszyło mnie zdjęcie bezdomnego psiaka, a w szczególności opis. Prosty, klarowny, oszczędny, bardzo osobisty i pozostający w pamięci. Przejrzałem inne posty i postanowiłem polubić ten profil, za jego ludzkie opowieści o zwierzętach. Z Orzechowiec wziąłem później swojego psa.
Schronisko w Orzechowcach jest miejscem szczególnym. Nie ze względu na brzydkie, blaszane ogrodzenie czy bardzo wysoką siatkę, co w całości przypomina z zewnątrz obóz lub zapomniany zakład karny. Położenie też niezbyt urokliwe. Wzgórze nad wsią przy wiatrowej farmie, przejmująca pustka. Klimat tego miejsca tworzą ludzie. Uważam, że wszyscy, którzy pracują w tego typu placówkach, są osobami wyjątkowymi. Ale tutaj naprawdę jest „coś szczególnego”. Genius loci tego miejsca, to jego kierownik – Przemysław Grządziel. To nie jest człowiek w typie urzędnika, lokalnego działacza, celebryty – raczej hipster. Długie lekko sfalowane włosy, imponująca broda nieco już siwiejąca po bokach, wzrost raczej niski, spojrzenie surowe. „Na karku” zda się czterdziestka. W całości sprawia wrażenie, jakby miał „wywalone na wszystko”. Może i ma, ale nie na zwierzęta. Chyba przed nimi najbardziej się otwiera, a już z całą pewnością dla nich. Nie tylko dba, leczy, zarządza, ale też kwestuje (to taki eufemizm na słowo „żebrze”), żeby jego podopieczni mogli przetrwać. Każde z nich przeszło długą i ciężką drogę do schroniska, choć nie wszystkie są wiekowe, niektóre to jeszcze szczenięta. Schronisko dla bezdomnych zwierząt to nie kurort. Nie jest tu ani pięknie, ani miło. Małe boksy, buda, czasem niewielki wybieg lub spacerek. „Bez szału”. Zresztą to tylko przechowalnia. Dla wielu psów i kotów na całe życie, a co najgorsze – na starość – prezent od wdzięcznych właścicieli. Pan Przemysław robi wszystko, żeby zwierzakom trochę ułatwić to życie. Młoda wolontariuszka – Katarzyna Szynal – wszystko, żeby znaleźć im nowych, lepszych właścicieli. To ona pisze te niebanalne, choć przejmujące posty opowiadające o psich i kocich losach. A losy te bywają okrutne – potworne, tak jak ich dawni właściciele.
Na przykład Czarek – „…ma 14 lat. Ile życia mu zostało? Rok, dwa, a może tylko kilka miesięcy? Przeżył właściwie wszystko, co miał przeżyć. Teraz przed nim bardzo trudny okres życia – starość. Dlaczego tę starość ma spędzić w schronisku? Dlaczego ma gasnąć i odchodzić w samotności, z dala od ludzi? Czarek stoi przy siatce, szczeka, przywołuje i prosi, prosi, prosi. Ale tych jego próśb nikt nie słyszy… Samotny, zapomniany, niepotrzebny. Stary. (…) Nos wciśnięty między kraty… Smutek i tęsknota w oczach…Staruszek Czarek w taki sposób czeka na człowieka. Może jeszcze przyjdzie, może pokocha, może przygarnie chociaż na kilka miesięcy… Za każdym razem, gdy patrzę na Czarka, zastanawiam się, dlaczego los tak okrutnie obszedł się z nim? Dlaczego nie mógł dożyć do śmierci w swoim domu, w którym mieszkał przez 14 lat? Dlaczego ten mały piesek nikogo nie interesuje? Jego czas biegnie szybciej, każdy dzień, każdy tydzień ma znaczenie, a tych tygodni i dni ma coraz mniej…”
Elvis – „Jeszcze nigdy nie widziałam tak smutnego Elvisa. Zawsze na widok człowieka podchodził do krat i prosił o spacer, uwagę, zainteresowanie. Ale już nie prosi…
Zachowuje się tak, jakby było mu obojętne to, gdzie jest i co się z nim dzieje. Elvis
trafił do schroniska dawno – w sierpniu 2014 r. Radość zniknęła, nadzieja odeszła, pozostał tylko smutek…” Iskierka „ma ok. 4 lata. Do schroniska trafiła 29 grudnia 2017 r.
Nie znamy jej przeszłości i nie wiemy, dlaczego ta piękna suczka straciła dom. Prawdopodobnie była psem wolno chodzącym i ponoć ugryzła przypadkowego przechodnia. Trafiła do lecznicy, a z opisu badania wynika, że była zaniedbana, brudna i nie wykazuje żadnej agresji. Jaka jest prawda, wie tylko Iskierka i jej właściciel, który zrzekł się jej raczej bez żalu, skazując na życie w schronisku Wiemy, jak łatwo jest przypiąć psu „łatkę”, jak łatwo w ten sposób skazać go na bezdomność. Mamy ogromną nadzieję, że nie będzie tak w przypadku Iskierki.”
Misia i Donald – „Bezdomnych psów są tysiące, psia niedola widoczna jest na każdym kroku a każde kolejne psie nieszczęście jest większe od poprzedniego.
Co zrobić, jak dotrzeć do ludzi, którzy pokochają od razu dwa psy: Misię i jej przybranego synka Donalda? Misia i Donald są ze sobą bardzo związane. Donald, gdy trafił do schroniska, był psem zupełnie dzikim, wszystkiego nauczył się od Misi. Ona jest dla niego wzorem i autorytetem, jest jego przyjaciółką i towarzyszką bezdomności.”
Makler – „Już dawno nie spacerowałam z psem, który tak bardzo cieszy się człowiekiem.
Gdy pies wychodzi ze schroniska, raduje się przestrzenią, ruchem, wąchaniem, a Makler wyszedł ze schroniska i po prostu się przytulił. To było dla niego najważniejsze. Człowiek i jego bliskość, dotyk, ciepło. I tak spacerowaliśmy z Maklerem, co jakiś czas zatrzymując się po to, aby znów mógł zamknąć oczy i trwać w bezruchu, przytulony do mojej nogi. Makler jest średniej wielkości, ma ok. 1,5 roku. Jest bardzo grzeczny, posłuszny, kontaktowy i przyjazny. Na spacerze często patrzy na człowieka, jest zasłuchany w jego słowa, przychodzi na zawołanie. Makler przeżył porzucenie, strach i samotność bezdomnego psa. Czeka na dobrego i kochającego człowieka, któremu podaruje swoją miłość, bo ma jej w sobie ogromne zasoby…”
Breakdance – „Ma tylko 3 łapy i ogromną wolę życia. Jest radosny i żywiołowy. Trudno mu zrobić zdjęcie, bo stale jest w ruchu. Breakdance w schronisku mieszka od wielu lat. Opisywaliśmy kiedyś jego smutną historię, to jak został uratowany właściwie w ostatniej chwili, jaki był i jest dzielny. Na Breakdance ludzie patrzą jak na kalekie zwierzę, on sam niczego kalekiego w sobie nie widzi. Przyzwyczaił się do swoich trzech łap i żyje tak, jak inni. Tylko my, ludzie widzimy to, czego mu brakuje, a nie widzimy tego, jaki jest sympatyczny, grzeczny, przyjacielski i zakochany w człowieku… Traktujemy go jak istotę gorszej kategorii, której ułomność nie pasuje do dzisiejszego „idealnego” świata…
Jak trafiają do schroniska te wszystkie zwierzaki? Najczęściej tak: „Pewnie domyślacie się, co znajduje się w tym pudełku? Tak, żywe stworzenie. Pewnie pojawią się tu komentarze w stylu „dobrze, że wyrzucił, a nie zabił”… Tak, ten ktoś nie użył siekiery, młotka, łopaty i z czystym sumieniem wrócił do domu, bo „tylko porzucił, a nie zabił”. Jakie szanse ma taki malutki kociak porzucony gdzieś w polach na przeżycie? Praktycznie zerowe.
Zamknięty w pudełku, bez wody, jedzenia, szansy ucieczki czy obrony. Przetrwałby mroźną noc, atak wałęsających się po polach psów lub lisów? A gdyby nasz Kierownik tamtędy nie przejeżdżał lub zignorował pudełko, bo na polach wyrzucanych jest mnóstwo śmieci? Mamy nadzieję „człowieku”, że wyrzuty sumienia przez długi czas nie dadzą Ci spokoju.” Wera – „Mała ma ok 3/4 miesiące, a już została potraktowana jak zbędna rzecz – została nocą przerzucona jak worek śmieci przez schroniskowe ogrodzenie… (4 m). Szczęściem w nieszczęściu można nazwać fakt, że mała nie doznała przy tym żadnych urazów. Wera jest typowym psim dzieckiem – bardzo radosna, domagająca się kontaktu z człowiekiem, wszędzie jej pełno. Nie wiemy, jak urośnie w przyszłości (podejrzewamy jednak, że będzie dużym psem), szukamy więc opiekunów z wielkim sercem i „gotowych na wszystko”.
Sunia jest trochę w typie owczarka niemieckiego.”
Zdarzają się jednak szczęśliwe adopcje. Psiaki i kociaki znajdują kochający dom, „ludzkiego” człowieka, spokój, ciepło, bezpieczeństwo. Choć bywają nader często i takie historie: „Mirellę nie rozpieszczało życie. Gdy trafiła pierwszy raz do schroniska, miała na szyi kolczatkę. Została wtedy odebrana właścicielowi za złe traktowanie. Jednak Mirella nadal ufa ludziom, pragnie ich obecności, dotyku. Jest radosnym i mądrym psem, uwielbia spacery, zna podstawowe komendy, jest grzeczna, posłuszna i bardzo stęskniona obecności człowieka. Pewnego dnia uśmiechnął się do niej los. Wypatrzył ją ktoś wśród dziesiątek smutnych oczu błagających o dom. Niestety to szczęście trwało tylko rok, a przecież miało trwać całe jej życie. Mirelka została oddana do schroniska. Kto na nowo pokocha Mirelkę i już tak na zawsze?”
To tylko kilka historii. Wystarczy nieszczęść na jeden tekst. Może choć trochę zmieni on postrzeganie zwierzaków, za których udomowienie odpowiada człowiek? Ja od pewnego czasu, widząc błąkającego się psa czy kota zastanawiam się nad jego historią. Szkoda, że nie umieją mówić – choćby w Wigilię.
Rober Bańkosz
Ostatnie komentarze