Misterium słowa i rozróba w polszczyźnie

2 kwietnia zmarł papież Jan Paweł II, 3 kwietnia odszedł Marian Pankowski.

Misterium słowa i rozróba w polszczyźnie. Być może niektórym wyda się to zestawienie zbyt śmiałe. Może absurdalne. Oni? Obaj w jednym tekście? Też się dziwię. Jeden urodzony w 1919 roku w Sanoku, drugi w 1920 w Wadowicach. Różne, żeby nie powiedzieć skrajnie przeciwstawne biografie. Coś ich jednak połączyło, poza atmosferą małego przedwojennego miasteczka z dobrym humanistycznym gimnazjum, jaką przesiąkali, każdy na swój sposób, w czasie dorastania. Spotkali się tuż przed wybuchem wojny na krakowskiej polonistyce. Był wrzesień 1938 roku. Po latach jeden zostanie profesorem slawistą na uniwersytecie w Brukseli. Drugi – papieżem.

 

Misterium słowa

 

Misterium słowa i rozróba w polszczyźnie2 kwietnia zmarł papież Jan Paweł II, 3 kwietnia odszedł Marian Pankowski.„W tamtym okresie decydujące wydawało mi się nade wszystko zamiłowanie do literatury dramatycznej i teatru […]. W maju 1938 roku zdałem egzamin dojrzałości i zgłosiłem się na Uniwersytet, na filologię polską […]” – wspominał Karol Wojtyła. Zdołał ukończyć tylko pierwszy rok, potem wybuchła wojna. To było jednak dla przyszłego papieża bardzo ważne doświadczenie: „Noszę głęboko zapisany w pamięci ten jeden rok moich przedwojennych studiów […]. Mój wybór polonistyki był umotywowany wyraźnym studiowaniem literatury. Jednakże już pierwszy rok studiów skierował moją uwagę w stronę języka. Studiowaliśmy gramatykę opisową współczesnej polszczyzny, z kolei gramatykę historyczną, ze szczególnym uwzględnieniem języka starosłowiańskiego. To wprowadziło mnie w zupełnie nowe wymiary, żeby nie powiedzieć, w misterium słowa. […] Odkrywając słowo poprzez studia literackie czy językowe nie mogłem nie przybliżyć się do tajemnicy Słowa.” Misterium słowa

Marian Pankowski zaczął studiować prawo, potem przeniósł się na polonistykę. „Tam dopiero zaczęła się moja radość” – powie po latach w wywiadzie z Piotrem Mareckim. „Na pierwszym roku lingwistyki uczył nas profesor Nitsch. Obudził w nas dumę, że jesteśmy Polakami, mówimy pięknym językiem, którego nie wolno zubożyć. […] Zapamiętałem Pigonia. Był też Kołaczkowski, kulejący profesor, który uczył filozofii i wykładał nowe, liberalne  tendencje w kościele katolickim. Na to seminarium chodził Żukrowski, chodziłem ja i cała nasza paczka dziesięciu piszących”.

O piszących kolegach z polonistyki wspominał Karol Wojtyła, także próbujący swych sił w tej materii: „Na tym roczniku studiowało bardzo wielu czynnych literatów, poetów. Niektórzy są dzisiaj doskonale znani. Ja byłem wśród nich nieco zakonspirowany i zostałem zakonspirowany właściwie do dnia wyboru na papieża. Natomiast z tym dniem zostałem zdekonspirowany nie tylko przed Polską, ale i przed całym światem. Już nie wiem, co mam z tym zrobić. Niektórzy uważają, że to coś warte. A ja podejrzewam, że nie uważaliby tak, gdyby się nie stało, jak się stało.”

Karol Wojtyła mówił o swojej twórczości z wielkodusznym dystansem. Czy wśród „czynnych literatów” zapamiętał Mariana Pankowskiego? Nigdy o tym publicznie nie wspomniał. Natomiast Marian Pankowski przytacza Mareckiemu fraszkę, uszczypliwą wobec kolegi, swojego autorstwa: „Młodym rybom brak podniebień, czy Wojtyła ma już grzebień?” I dalej: „Do dziś mam przed oczami Wojtyłę pięcioma palcami czeszącego włosy.”

Ze wspomnień papieża: „Spośród moich kolegów, koleżanek wiele osób osiągnęło ostrogi pracowników nauki, profesorów uniwersytetu. Ja, gdybym się lepiej sprawował, może też bym do czegoś doszedł” – tak mówił, mrużąc filuternie oko do wiernych, papież Karol Wojtyła 8 czerwca 1979 roku podczas swojej pierwszej pielgrzymki do ojczyzny.

Rozróba w polszczyźnie

Marian Pankowski był jednym z tych, którzy osiągnęli profesorskie ostrogi. Wykładał na uniwersytecie w Brukseli, publikował utwory w kraju i za granicą. W roku pierwszej papieskiej pielgrzymki w krakowskim Wydawnictwie Literackim wydał zbiór opowiadań, zatytułowany „Bukenocie”. Można powiedzieć śmiało, że drogi kolegów polonistów rozeszły się tak daleko, że trudno byłoby domniemywać, że kiedyś w ogóle się ze sobą zetkną. A jednak.

Pankowski prowokował. Nie uznawał świętości, rozrabiał w polszczyźnie. W 1996 r. w londyńskiej Oficynie Poetów i Malarzy opublikował książkę „Balustrada”, w której jest obszerna i prowokacyjnie skomponowana scena snu papieskiego. Czy Karol Wojtyła to przeczytał? Pewności nie ma. Jednak zwrócił się do pewnego brukselskiego dyplomaty z prośbą, by ten Pankowskiego odszukał. Pankowski opowiadał Mareckiemu: „Dyplomata telefonuje do mnie. Był z żoną u papieża na prywatnym przyjęciu krakowskim, podczas którego papież zapytał ich, czy znają Pankowskiego i poprosił: Odszukajcie go, chciałbym wiedzieć, co u niego słychać”.

Potem było spotkanie z dyplomatą i jego żoną i długie z nimi rozmowy. Szczere, jak wspominał Marian Pankowski, także jeśli chodzi o jego stosunek do Kościoła, papieża i wiary. „Panie profesorze, czy możemy się tym wszystkim, co nam pan powiedział, podzielić z Ojcem Świętym?” – miał na koniec zapytać dyplomata.

„W styczniu dowiedziałem się, że papież wysłał do państwa Ostrowskich list, w którym był dopisek: Aniu, załączam ci opłatek poświęcony, podziel się nim z Marianem Pankowskim, powiedz mu, że to znak ode mnie, pamięć o nim moja” – relacjonował Pankowski Mareckiemu. I jeszcze: „Byłem jedynym z naszej paczki z pierwszego roku polonistyki, który nie pomyślał, żeby do papieża pojechać i mu powinszować… Byłem wtedy niewierzący i wyobrażałem sobie kłopotliwe obracanie się po korytarzach Watykanu, bez klękania, żegnania się krzyżem… Byłoby to nietaktem”.

Marian Pankowski napisał do Karola Wojtyły liścik, papież regularnie przysyłał mu życzenia na święta z błogosławieństwem i opłatkiem. Obaj byli wówczas panami w podeszłym wieku. Karol Wojtyła nie dożył, jak Marian Pankowski, dziewięćdziesiątki. Cudem było to, co zdarzyło się tuż po jego śmierci: w telewizji i radio nie emitowano reklam, wyciszono prymitywną muzykę, zamilkły polityczne spory, jakby na wszystkich spłynęła nagle potrzeba pogłębionej refleksji. Świat upominał się o Słowo.

Papież zmarł 2 kwietnia 2005 roku, Marian Pankowski 3 kwietnia 2011.
W kwietniu wspominamy ich obu, ale zazwyczaj, mimo wszystko, osobno.

Małgorzata Sienkiewicz-Woskowicz