Oko na przedsiębiorczych
Biznes na dwóch kółkach
Niepozorny serwis przy ulicy Traugutta, przy którym stoi zaledwie kilka rowerów, wyróżnia z pewnością różowy kolor drzwi i okna, a także chwytliwa nazwa, SOSbike. Już dzięki niej wiadomo, że można tu liczyć na szybką pomoc. Tak też jest, dopompowanie opon, założenie czy naoliwienie łańcucha lub niewymagające czasu naprawy wykonywane są od ręki. Na inne trzeba dłużej poczekać, ale przynajmniej ma się pewność, że rower jest w dobrych rękach. Z Mateuszem prowadzącym serwis rowerowy SOSbike, o firmie i jej początkach, o tym jak przygotować się do sezonu, czym kierować się przy zakupie roweru oraz jakie są jego zalety, rozmawiała Edyta Szczepek.
Od kiedy i skąd takie zamiłowanie do rowerów? Już od małego?
Chyba od kiedy zacząłem jeździć na pierwszym rowerze, a ten dostałem od dziadka. Nazywał się Reksio. Zawsze gdzieś myślałem o rowerze. Cały czas – nie trenowałem – ale dużo jeździłem. Jak już chodziłem do szkoły podstawowej, a później do szkoły średniej szukałem klubu kolarskiego w Sanoku, do którego mógłbym się przyłączyć. W szkole średniej dorabiałem sobie w sklepie rowerowym na „Okęciu” gdzie teraz mieści się Galeria Sanok. Później zacząłem jeździć w wyścigach. Przez 7 lat, od 1999 do 2006 brałem udział w amatorskich imprezach ogólnopolskich, później również w międzynarodowych. Mimo iż było to takie amatorskie ściąganie, oczywiście myślałem, że kiedyś będę mistrzem świata (śmiech). Na to jednak potrzeba dużo środków finansowych…
Firmę prowadzisz od kilku dobrych lat. Jak wyglądały początki?
Może opowiem, skąd w ogóle pomysł na serwis mobilny. Pomagałem koledze, który ma zatokę drewnianą na Solinie. Przyszli wtedy jego znajomi i powiedzieli, że otwierają wypożyczalnię rowerów w Cisnej, a z racji, że mają rowery używane, szukają kogoś, kto by je naprawił. Z uwagi na to, że na rowerach się znałem, powiedziałem, że ja mógłbym je naprawić. I tak narodził się pomysł na serwis mobilny. Stwierdziłem że jeśli oni byli zainteresowani, to na pewno znajdą się następni… Pewnego dnia usiadłem i zacząłem obdzwaniać w Bieszczadach ośrodki agroturystyczne, wypożyczalnie, hotele, sanatoria, wszystkie miejsca, gdzie w ofercie było wspomniane, że mają przynajmniej jeden rower. Dzwoniłem z informacją, że świadczę taką usługę, pytając czy ktoś byłby zainteresowany naprawą roweru. Z całej listy, okazało się, że kilkadziesiąt osób jest wstępnie zainteresowanych. Kiedy już wiedziałem, że z tego może „coś być”, stwierdziłem: teraz można kupić narzędzia! W międzyczasie myślałem też nad nazwą, a to ciągnęło się za mną tygodniami. W końcu, pewnego wieczoru, wpadł mi do głowy pomysł… „SOS” – w końcu chce pomagać w temacie rowerów! Do tego dołożyłem bike i tak powstała nazwa mojego serwisu, SOSbike. W prawdzie nie jest to nazwa polskojęzyczna, ale myślę, że jest dobra i chwytliwa i tak już zostało. Wszystkie następne telefony, wizytówki, oferty na maile były już oficjalnie wykonywane czy wysyłane pod nazwą SOSbike.
W pierwszym sezonie działalności serwisu, zjeździłem niemal całe Bieszczady, serwisując rowery. W związku z tym, że staram się to robić jak najlepiej, dzięki czemu rowery tak szybko się nie psują, kiedy minęła zima, stwierdziłem, że nie będzie co naprawiać w przyszłym sezonie (śmiech). Pomyślałem, że może warto więc działać bardziej stacjonarnie. Zacząłem rozglądać się za lokalem i wtedy znalazłem ten tutaj, na Traugutta. Wynająłem go i jak się okazało, już pierwszego dnia, gdy malowałem ściany i kratę w oknie, przyprowadził rower pierwszy klient, który usłyszał od sąsiadki, że w tym miejscu będzie serwis rowerowy. Tak więc już pierwszego dnia zostały przyjęte rowery do naprawy. I tak biznes żyje swoim życiem. Nie reklamuję się jakoś, nie mam bilbordów, ulotek itp. Według mnie najlepsza reklama to reklama szeptana, przez polecanie. Myślę, że tak w 90% to klienci z polecenia.
Kalendarzowa wiosna trwa w najlepsze, pogoda robi się coraz ładniejsza, a co za tym idzie wiele osób przesiada się już na rower. Jak zadbać o rower przed sezonem?
Dużo zależy od tego, gdzie rower „przezimował”. Jeśli przykładowo na balkonie, warto sprawdzić stan ogumienia – na zimnie powietrze szybciej schodzi z opon, a czasami opony lubią nawet popękać. Warto też sprawdzić stan napędu, nasmarować łańcuch, zadbać o oświetlenie – sprawdzić czy wszystkie światełka świecą jak należy. Co poza tym? Umyć, przeczyścić i jeździć! Jeśli rower był przechowywany w dobrych warunkach, przykładowo w suchym garażu i dodatkowo zadbano o niego jeszcze jesienią, nic mu się większego nie powinno stać. Wystarczy dopompować tylko powietrze do kół. W przypadku osób, które jeżdżą na rowerze cały sezon, warto na bieżąco go serwisować. W ziemie rower bardzo szybko się zużywa przez piasek i sól, którymi są najczęściej posypane nawierzchnie. Wszystko sprzyja temu, że ta korozja postępuje bardzo szybko. Jeśli ktoś jeździł całą zimę i chce, żeby w następnym sezonie wszystko działało, warto zrobić taki konkretny przegląd: porozbierać części, piasty, przeczyścić, wysuszyć, wymienić smary. Zadbać o to, żeby tego brudu, soli i piasku nie było w napędzie, w piastach, żeby za chwilę nie okazało się, że ten rower nie daje się już w ogóle do naprawy.
Może to banalne pytanie ale… zapytam. Konserwujemy rower na zimę, a wiosną robimy przegląd?
Można tak to podzielić. Jeśli dajmy na to, wiemy ze przez zimę tego roweru nie wyciągniemy, a będzie on przechowywany w wilgotnej piwnicy bądź na balkonie – tak trzyma rower wielu ludzi najczęściej z braku miejsca, ale też z obawy, że z piwnicy zostanie skradziony – warto dodać więcej oliwki na łańcuch, dopompować koła, czy ten rower gdzieś podwiesić, żeby nie stał na oponach. Dodatkowo warto obwinąć rower folią czy plandeką, chroniącą przed deszczem, śniegiem, kurzem czy brudem. Można to nazwać taką konserwacją na zimę. Jeśli są to jakieś suche warunki czy domowy garaż, w którym jest ogrzewanie, nic złego nie powinno się stać. Na wiosnę można przyjechać do mojego serwisu, gdzie zostanie wykonany taki przegląd całościowy. Wielu klientów przekonuje się, że jeśli wiosną zostanie wszystko dokładnie sprawdzone i naprawione poczynając od wyregulowania piast, hamulców, przerzutek, podciągnięcie szprych, po sprawdzenie wszystkich połączeń śrubowych kończąc, ten rower posłuży przez cały sezon. Tacy klienci przekonują się też, że raz wydane kilkadziesiąt złotych na początku sezonu, po prostu się opłaca.
A co poradziłbyś osobom, które przymierzają się dopiero do zakupu roweru? Czym powinni kierować się przy wyborze?
Pierwsze pytanie, czy ten rower będzie służył do jazdy czy do stania w piwnicy? (śmiech) Oczywiście trzeba się zastanowić do czego ten rower jest nam potrzebny. Czy będziemy na nim jeździć raz w tygodniu w weekend w celach rekreacyjnych, czy dajmy na to chcemy zmienić środek transportu do pracy? A może postanowiliśmy, że na wiosnę zadbamy o zdrowie, „zbijemy wagę”? Warto też zastanowić się czy będziemy jeździć wyłącznie po mieście, czy również na dłuższe dystanse, dajmy na to 50, 100 km dziennie. Od tego musimy zacząć. Przykładowo, jeśli rower ma nam służyć wyłącznie w celach rekreacyjnych, do jeżdżenia gdzieś po obrzeżach miasta, kupując załóżmy rower sportowy, szybko okaże się, że będzie nam się na nim jeździło niekomfortowo – zacznie nas boleć kręgosłup, zaczną cierpnąć ręce itd. I taki rower choć niedawno kupiony, będzie stał. Jeśli dobierzemy rower odpowiednio, to będzie nam długo służył. Jeśli ktoś stwierdza więc, że będzie jeździł wkoło miasta, po skansenie, na cerkiewkę, to polecałbym rower trekkingowy, z wygodnym siodełkiem, z błotnikami, dzięki któremu pomimo deszczowej pogodny, nie będziemy ochlapani po plecach. Teraz jest też moda na rowery ze wspomaganiem elektrycznym. To polecam osobom, które narzekają, że w Sanoku jest wszędzie pod górę. Silniczek elektryczny wbudowany w rower, pomaga nam jakby w pedałowaniu, dzięki czemu jadąc pod górę wkładamy tyle samo energii, co przy jeździe po płaskim. Jest to zatem dobre dla osób, które chcą się przemieszczać na dalszych dystansach, a nie do końca czują się w formie.
No właśnie! Dawniej był rower górski i tzw. „składak” i nikt się długo nie zastanawiał co wybrać. Teraz nie wiadomo na co się zdecydować…
Kiedyś rzeczywiście tak było. Teraz tych rowerów jest masa i można przebierać. Są przede wszystkim tzw. „damki”, rowery trekkingowe z obniżoną ramą, która ułatwia wsiadanie na rower. Mamy rowery szosowe, górskie, takie specjalne do zjazdów rowerowych. Teraz mamy też jeszcze „gravel” – jest to połączenie roweru górskiego z rowerem szosowym, na którym równie dobrze możemy się przemieszczać po szosie, jak i po ścieżkach leśnych. Są jeszcze rowery „fatbike” na takich grubych oponach, przeznaczone do jeżdżenia po grząskich gruntach, piasku, czy w zimie po śniegu. Więc jest tego ogrom! Na pewno osoba zastanawiająca się nad zakupem roweru, gdy przyjdzie do sklepu i porozmawia ze sprzedawcą mającym na ten temat wiedzę, będzie mogła liczyć na pomoc. A sprzedawca z bogatej oferty pomoże dobrać ten właściwy rower, który będzie służył, a nie tylko stał w piwnicy.
Już w sumie poruszyliśmy ten temat. Niestety, ale rower często staje się łupem dla złodziei. Jak uchronić się przed kradzieżą? Jaki rodzaj zapięć wybrać?
Jeśli złodziej będzie uparty, będzie starał się sforsować każdy rodzaj zabezpieczenia, ale to nie oznacza, że mamy mu ułatwiać kradzież, w ogóle go nie zabezpieczając. Wiele osób zostawia rower bez zapięcia gdzie popadnie, pod blokiem, sklepem itp., albo przypina zapięciami kosztującymi zaledwie kilkanaście złotych, które z łatwością można przeciąć chociażby kombinerkami. Teoretycznie, już sama piwnica powinna być zabezpieczeniem, że tego roweru nikt stamtąd nie zabierze. Fakty są inne, rowery najczęściej kradzione są właśnie z piwnic i spod bloków. Porządne zabezpieczenie do rowerów to też nie mały wydatek, bo może kosztować 100, a nawet 400 złotych. Dlatego trzeba wziąć pod uwagę, że jeśli rower kosztuje kilka tysięcy złotych lub więcej, warto zainwestować nawet 200 czy 300 złotych i choć żadne z zapięć nie jest niezniszczalne, może spowodować, że złodziej sporo będzie musiał się natrudzić. Zwłaszcza, że takie droższe zabezpieczenia można przeciąć wyłącznie czymś do cięcia drutów, szlifierkami, a to zajmuje wiele czasu i przede wszystkim robi bardzo dużo hałasu, więc naprawdę się sprawdza. Musimy jednak liczyć się z tym, że za jakością zapięcia, podąża również cena i… waga. W przypadku gdy trzymamy rower w piwnicy, możemy go czymś zasłonić, użyć do piwnicy droższej kłódki, nie takiej za 5 złotych. Poza tym, jeśli słyszymy, że na danym osiedlu dochodzi do częstych kradzieży, może lepiej go schować w domu, czy znaleźć trochę miejsca na balkonie.
Jakie zalety płyną z jazdy na rowerze? Jak zachęciłbyś mieszkańców, aby przerzucili się na ten środek transportu?
Bardzo prosto, tylko wyszedłbym jeszcze od innej strony – aby to miasto zachęciło ludzi do jazdy na rowerach. Aby ludzie, jeżdżąc po mieście, nie obawiali się o swoje bezpieczeństwo. Niestety ale w Sanoku nie ma ścieżek rowerowych. Rowerzyści zmuszeni są do jazdy ulicami miasta, a kiedy z obawy o potrącenie przez samochód, jadą chodnikiem, są upominani przez policję, że chodnikiem nie wolno jeździć. Więc miałbym taki apel do władz naszego miasta, aby coś z tym w końcu zrobiły, zwłaszcza, że tereny są piękne i na pewno dużo osób z takich ścieżek rowerowych by korzystało.
A co daje jazda na rowerze? Na pewno ruch! Wiele osób narzeka, że coś chce zrobić, ruszyć się, żyć aktywnie – rower według mnie jest idealny, nawet dla kogoś kto boryka się z jakimiś kontuzjami czy nadwagą. Rower nie obciąża stawów, dzięki czemu nie nabawimy się kontuzji, jak chociażby uprawiając inny sport. Rower jest idealny, aby zacząć coś ze sobą w końcu robić, żeby się ruszyć, zadbać o zdrowie, stracić zbędne kilogramy. 40 min codziennej, regularnej jazdy na rowerze, zwiększy nasz metabolizm, przez co poczujemy się lepiej. Poza tym to świetny sposób na spędzenie wolnego czasu. Możemy zabrać ze sobą dzieci, pozwiedzać okolice. Na rowerze wiele można zobaczyć. Dla mnie są to same zalety, bo po prostu to lubię.
No właśnie, sam dużo jeździsz na rowerze. Twoje najdalsze wyprawy…
Prawda jest taka, że gdzie bym się nie przemieszczał, zawsze myślę, jak zabrać ze sobą rower. Najdalsza wyprawa? Może opowiem o najciekawszej! Z kolegami z SWR (taka nasza nieformalna grupa – Sanoccy Wariaci Rowerowi), z którymi jeździmy po okolicach rowerami, wybraliśmy się na 3 dni do Rumunii. Za cel obraliśmy sobie dwie trasy: Transfogaraską i Transalpinę – te dwie trasy zaliczane są do jednych z najładniejszych tras na świecie. Widoki są nieziemskie, podjazdy liczące nawet blisko 70 km pod górę, szczyty gór przekraczające 2000 m n.p.m. Jechaliśmy rowerami, a poniżej nas były chmury – coś niesamowitego! Wybraliśmy się tam latem, w lipcu, a więc pogoda była piękna. Ten wyjazd rozochocił nas, żeby takie wyprawy organizować jeszcze częściej. Są już pewne plany na następne wycieczki. W najbliższym czasie chcielibyśmy się wybrać m.in. w Alpy.
Kończąc już, jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
Na pewno chcę, aby to dalej tak sprawnie funkcjonowało. Chcę też świadczyć jeszcze lepszą usługę dla swoich klientów. Tych klientów jest już teraz bardzo dużo. Często stali bywalcy pytają mnie jaki rower mają sobie kupić, radzą się o rowery dla swoich dzieci, dla znajomych. Z racji, że teraz świadczę tylko usługę serwisowania, w przyszłości chciałbym na pewno je rozszerzyć, m.in. o handel rowerami, zarówno nowymi, jak i używanymi, w bardzo dobrym stanie. Myślę też o tym, aby mieć szerszą ofertę akcesoriów, np. kasków oraz tego wszystkiego, co jest potrzebne, aby bezpiecznie przemieszczać się na rowerze. To jest taki najbliższy cel na ten rok i na kolejne lata, aby rozwinąć skrzydła, zmienić lokal na większy, bo niestety obecna powierzchnia trochę mnie ogranicza. Myślę, że wtedy klientów jeszcze przybędzie, ale co najważniejsze, będą oni jeszcze bardziej zadowoleni z usług, które SOSbike świadczy.
Edyta Szczepek
Ostatnie komentarze