RODO-szaleństwo. Czytelnicy o kuriozalnych przypadkach stosowania RODO
Niedługo będziemy klientowi zakładać worek na głowę i stopery w uszy, żeby przez przypadek nie zobaczył i nie usłyszał imienia innego klienta – komentuje Czytelnik Serwisu Samorządowego PAP.
Ministerstwo Cyfryzacji poinformowano w komunikacie, że do resortu dociera wiele informacji o kuriozalnych przypadkach stosowania RODO. Tymczasem, jak podkreślił Maciej Kawecki z MC, RODO jest racjonalne. Czytaj: RODO na cmentarzu. Zarządca cmentarza zamyka nekropolię, a dyrektor zaleca, by uczniów nazywać numerami
„RODO jest tak racjonalne, jak kary za naruszenia przepisów o ochronie danych osobowych (maksymalnie 100 tys. zł na administrację publiczną, a 10 tys. zł dla instytucji kultury), zatem nie ma nic dziwnego, że w sytuacji braku szczegółowych wytycznych, co niektórzy są nieracjonalnie zapobiegliwi” – ocenia ABBA. „Puszka Pandory dopiero się otwiera, absurd goni absurd” – dodaje.
„RODO jest racjonalne. Czy Pan Dyrektor Kawecki redaguje rubrykę „dowcip dnia”?” – naigrywa się Om. „RODO jest racjonalne. To ludzie, którzy to „wdrażają”, są nieracjonalni” – uważa Artur.
„No to podawać imię i nazwisko, czy nie. Jakby Ministerstwo, oprócz wskazywania błędnego rozumienia RODO, wskazało, czy można, czy nie?” – dopytuje z kolei Zagubiony.
Zdaniem Czytelnika podpisanego jako Głos anty odkąd weszło w życie RODO wszyscy jesteśmy zasypywani ofertami szkoleń i dostosowań do RODO, a połowa ludzi, jeżeli nie większość, nawet nie zajrzała do rozporządzenia. „A tam jak byk jest napisane, że środki ochrony czy to fizycznej (szafy, biurka, postępowanie z dokumentami itp.), technicznej (oprogramowanie, zabezpieczenie sprzętu komputerowego itp.), jak i organizacyjne (polityki bezpieczeństwa, procedury) każdy podmiot dobiera indywidualnie do danych jakie przetwarza i ryzyka, że ktoś w nielegalny sposób będzie chciał je pozyskać” – wskazuje.
„Owszem można kupić program do szyfrowania za kilkanaście tysięcy, szafy metalowe na dokumenty, najlepiej pancerne, system dozoru ruchu w firmie za kilka tysięcy, tylko że zanim pracownik rozpocznie pracę, to minie kilka godzin, a klient będzie i tak stał pod drzwiami, bo trzeba będzie mu dać specjalną przepustkę (oczywiście po uzyskaniu zgody na przetwarzanie danych osobowych) i założyć worek na głowę i stopery w uszy, żeby przez przypadek nie zobaczył i nie usłyszał imienia innego klienta” – ironizuje.
Oko obywatlea pisze z kolei: „Dziesiątki maili z informacją z różnych firm o stosowaniu RODO, wyskakujące z lewej, z prawej lub z dołu okienka na różnych stronach internetowych. A tam, gdzie najistotniejsze moim zdaniem niewiele się zmieniło. Np. na stronach przedszkoli, gmin nadal są umieszczane zdjęcia dzieciaków, w przychodni nadal przy wszystkich trzeba dyktować pani z recepcji pesel itp.”
Źródło: Samorząd PAP
Esanok blokuje nieprzyjemne dla władzy komentarze czyli dostaje kasę. Isanok jest od dawna na garnuszku urzędu-niech sprawdzą faktury. Tygodnim zamkną bo chce byc obiektywny.
Znajomy z Polski pytał, dlaczego prywatne sanockie media nie piszą o sytuacji w Tygodniku. Może to prawda, że siedzą w kieszeni urzędu? To by dopiero była manipulacja.
Puchała latał co chwilę do Tygodnika. Czyli naczelna uległa dyrektorowi.
Matuszewskiego zakrzyczą
No dobra, wszyscy wiedzą że burmistrz wstrzymał druk artykulu. Puśćcie to jako wpis.
Albo idźcie do sądu.
Media powinny być obiektywne!
To się działo za głębokiej komuny. I dzieje się teraz. I my na to pozwalamy. Brawo my. Brawo ja. Żenada.
To są rzeczy nie do pomyślenia, dziękujemy już obecnej wladzy
Władza nie pozwoliła puścić tekstu? Super! Niech społeczeństwo przejrzy na oczy!
Czyli „wolne media” wyglądają tak…
Droga redakcjo, dlaczego ten wywiad puściła adminka na swoim prywatnym profilu, a nie tutaj?
Kupcie jutro „Tygodnik Sanocki”…
Wybory samorządowe
Tomasz Matuszewski kandydatem na burmistrza
Od kilku dni wszyscy w mieście mówią o tym, że będziesz kandydował w najbliższych wyborach samorządowych na urząd burmistrza Sanoka. Moje pytanie brzmi: czy to prawda?
Tak, to prawda. Wiele czynników miało wpływ na tę decyzję, przede wszystkim coś, co mogę nazwać oddolnym i spontanicznym „ruchem społecznym” – wiele osób, z bardzo różnych środowisk, zaczęło mnie do podjęcia takiej decyzji namawiać, uzasadniając to potrzebą zmiany pokoleniowej i przekonując, że to właściwy wybór dla Sanoka. Przez długi czas wahałem się, rozważając wszystkie za i przeciw. Ostatecznie podjąłem jednak tę decyzję w przekonaniu, że zdołam sprostać temu wyzwaniu. Mam pomysł na Sanok, doświadczenie, energię i zwyczajnie w świecie chcę zrobić dla Sanoka coś dobrego, z czego wszyscy będziemy dumni. Już zresztą to od trzech lat robię, o czym mieszkańcy zainteresowani tym, co się dzieje w Sanoku, dobrze wiedzą. Pozostałych postaram się do siebie w kampanii wyborczej przekonać. Chcę bardzo wyraźnie powiedzieć, że te liczne głosy poparcia i zaufanie, jakim już zostałem przez wielu mieszkańców obdarzony, bardzo zobowiązują, a ja nie zawiodę.
A co ze swoistym wyzwaniem, jakie podejmując decyzję o kandydowaniu rzuciłeś aktualnemu burmistrzowi?
Powiedziałem to już w bezpośredniej rozmowie z burmistrzem, kiedy poinformowałem go o swojej decyzji i powtórzę w tym miejscu bardzo wyraźnie. Chcę konkurować, a nie walczyć. Chcę kampanii merytorycznej, opartej o rzeczowe argumenty, wiedzę, rzetelne przygotowanie i polegającej na profesjonalizmie kandydatów. Żadnej innej. Nie zamierzam uciekać się do tzw. ,,brudnej kampanii”, choć zdaję sobie sprawę, że być może działania moich konkurentów będą w kampanii zgoła odmienne. Ja mam jednak swoje wartości i zamierzam być im wierny, aż do jej końca. Liczę na to, że mieszkańcy Sanoka postawią na niezależność, profesjonalizm i uczciwość, a nie na partyjniactwo i układy. Siłą mojej kandydatury jest bezpartyjność i niezależność, a także, nieco żartobliwie mówiąc, młodość. Skończyłem 40 lat i myślę, że to dobry czas na ubieganie się o fotel burmistrza. Chciałbym, aby Sanok doczekał się w końcu na fotelu burmistrza nie polityka ograniczonego zależnościami partyjnymi, ale menadżera zaangażowanego całym sobą w powodzenie przedsięwzięcia, jakim jest nasze wspólne miasto. Przykłady płynące z Rzeszowa czy Krosna inspirują i każdy, kto w ostatnim czasie odwiedzał te miasta, doskonale wie, o czym mówię.
Sprawdziłam, nie należysz do żadnej partii i nigdy nie należałeś.
To prawda, jestem i zamierzam być bezpartyjny, ale to nie znaczy, że zamierzam się odcinać. Przeciwnie, zamierzam współpracować z każdym, komu zależeć będzie na dobru miasta i jego mieszkańców. Czy to będzie prawica czy inna formacja. Wspólny cel jednoczy. W żadnym razie nie chciałbym być odebrany jako ten, który występuje przeciwko PiS. To silna partia, ale powinna się koncentrować na rządzeniu całym krajem, zaś samorządy niech pozostaną apolityczne i niech się kierują przede wszystkim interesem mieszkańców. To my jako mieszkańcy Sanoka tworzymy naszą małą ojczyznę i to stąd powinna być ona zarządzana, nigdzie indziej. W samorządach działam już kilkanaście lat, współpraca na szczeblu województwa czy ministerstwa nie jest mi obca i nie boję się tego powiedzieć, poparta jest pewnymi osiągnięciami. Poznałem bardzo dobrze środowisko samorządu sanockiego, strukturę i schemat organizacyjny miasta. Wiem, że dzisiaj Sanok w bardzo niewielkim stopniu wykorzystuje swój potencjał i możliwości rozwoju. Mamy wspaniały kapitał ludzki nie do końca wykorzystywany, jak by należało, a to sprawia, że pozostajemy daleko w tyle chociażby za wspomnianym Krosnem, nie mówiąc o innych miastach regionu.
Czy wydarzyło się coś szczególnego, że poczułeś się zmotywowany do podjęcia takiej decyzji?
Tak jak już wspomniałem, wiele osób namawiało mnie do tego przez ostatnie miesiące. Początkowo traktowałem to jako oznaki czysto ludzkiej sympatii, ale skala z czasem przerosła moje oczekiwania. Takiego poparcia zwyczajnie nie można zmarnować czy je zignorować. To była dla mnie bardzo trudna decyzja, ale w tych okolicznościach jedyna. Mogę jednak zapewnić, że jest to z mojej strony decyzja przemyślana. Jak powiedziałem, mam pomysł na Sanok, a niektóre z projektów już próbuję wdrażać, zarządzając sanockim MOSiR-em. Cały swój program wyborczy poddam weryfikacji mieszkańców. Jestem jednak w pełni przygotowany na to, aby w toku kampanii obronić jego wartość i przekonać mieszkańców o jego słuszności. Inaczej nie przekonam się, na ile sanoczanie istotnie pożądają zmian. Może tylko narzekają na forach, pisząc o kiepskim rozwoju, niskich zarobkach, wyjazdach za granicę w poszukiwaniu pracy, starzeniu się miasta, jego wyludnianiu, a tak naprawdę nie chcą zmian?
Na dziś spora grupa ludzi podjęła wysiłek organizacyjny niezbędny dla uczestniczenia w kampanii, a związany z utworzeniem Komitetu Wyborczego pod nazwą ,,Łączy nas Sanok”. Tak też będzie się nazywał wspierający moją kandydaturę komitet wyborczy, który także wystawi swoich kandydatów. Wiem, że ludzie go tworzący są gotowi do współpracy z każdym, kto wyznaje te same wartości i komu na sercu leży dobro Sanoka. Codziennie odbieram informacje o rozwoju tego Komitetu. Osoby chętne, które chcą uczestniczyć w naprawdę ,,dobrej zmianie”, zapraszam do współpracy i dzielenia się swymi spostrzeżeniami pod adresem: laczy_nas_sanok@op.pl. Mogą tam płynąć także słowa krytyki, bo także ta konstruktywna pozwala jeszcze lepiej przygotować się do wyborów.
Muszę cię zapytać, czy nie obawiasz się zarzutów o nielojalność wobec burmistrza?
Nie obawiam się, chociaż wiem, że już takie padają. Byłem i jestem lojalnym pracownikiem, tutaj się nic nie zmieniło i nie zmieni. Ciężko pracuję i myślę, że komukolwiek trudno byłoby to zakwestionować. Zostałem wybrany dyrektorem MOSiR-u w konkursie, o wyborze zadecydowało moje doświadczenie zawodowe, m.in. w pozyskiwaniu środków unijnych, oraz CV, poparte wieloma referencjami. Podejmując pracę jako dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji nie składałem deklaracji, że nie będę nadal się rozwijał oraz że nie będę podejmował nowych wyzwań, jakie życie postawi przede mną. Uznałem, że nadszedł taki czas. Udział w wyborach to nie akt nielojalności, ale wyzwanie, podyktowane wolą zrobienia czegoś dobrego dla miasta i jego mieszkańców.
Burmistrz nie może być sam, powinien mieć jakieś zaplecze…
W życiu kieruję się jasnymi zasadami. Powtarzam często to, co słyszałem od mojego Taty – że człowiekowi wystawia świadectwo jego praca, jej efekty. Każdy z nas wie, że najłatwiej jest oceniać innych, ja jednak zawsze najpierw patrzę na siebie, aby bez wyrzutów sumienia spoglądać w lustro. Szanuję ludzi i ich pracę. Nie lubię gier, podchodów, zastawiania pułapek. Dlatego zaraz po podjęciu decyzji o kandydowaniu poinformowałem o tym lojalnie urzędującego burmistrza. Wierzę, że moje zaplecze o którym wcześniej wspomniałem jest i zawsze będzie oparte na ludziach, którzy w życiu i w pracy wyznają podobne zasady jak ja.
Rozmawiała msw