Drugie urodziny sanockich Morsów
Wesołe Morsy Hipotermia Sanok to stowarzyszenie miłośników zimnych kąpieli. Magdalena Przybylska jest prezesem stowarzyszenia. Morsowanie to oryginalny sposób na zdrowe i aktywne życie. Ma wielu zwolenników, także wśród lekarzy. O działalności, historii sanockiej grupy Morsów oraz o zaletach zimnych kąpieli opowiada Piotr Banasiewicz.
Jak i kiedy zaczęło się morsowanie w Sanoku?
Zaczęło się dwa lata temu od morsowania z Jurkiem Nalepką i jeszcze jednym kolegą, którego nazwiska nie pamiętam. Weszliśmy po raz pierwszy aż na 2 minuty!
Przed wejściem do zimnej wody trzeba się przygotować…
Tak! Robimy kilkunastominutową rozgrzewkę, podczas której powoli pozbywamy się obrań. Na końcu zawsze ściąga się ubranie – bluzę, koszulę, która chroni tors i serce. Kiedy wyskakujemy z wody, kolejność jest odwrotna, najpierw grzejemy serce. To żelazna zasada.
A konsultacja medyczna?
To jest nieodzowne. Wszyscy, którzy są morsami i są dorośli, wchodzą do wody na własne ryzyko. Każdy poważny człowiek zanim zacznie morsować, robi badania i konsultuje się z lekarzem. Przeciwwskazania to stany zawałowe, choroby krążeniowe, żylaki. Niemniej znam ludzi, którzy są po zawałach, ale dzięki opiece lekarskiej korzystają z zimnych kąpieli. Jeśli chodzi o dzieci, to morsują od dziesiątego roku życia. Rosjanie morsują nawet niemowlęta, bez skutków ubocznych. Jak widać, wiek nie ma znaczenia. Płeć nie ma znaczenia. Najmłodsza osoba w naszej sanockiej grupie to był jedenastolatek, którego „zapoznali” z kąpielami rodzice, najstarsze osoby są po siedemdziesiątce. Najpierw nazywaliśmy się Hipotermia Sanok, przez historię z jednym kolegą, który przesadził z czasem w wodzie. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało, ale teraz bardzo przestrzegamy zasad bezpieczeństwa. Młodsi koledzy, którzy pierwszy raz wchodzą do wody, zawsze wchodzą ostatni. Starsi koledzy ich pilnują, trzymają za ręce, obserwują, dzięki czemu, w razie zagrożenia, reakcja jest natychmiastowa. Na szczęście od czasu nieszczęsnej „hipotermii” nie było żadnego przypadku gorszego samopoczucia sanockiego morsa.
Spotykacie się co niedzielę. Tylko sanoczanie?
Tak , co niedzielę, ale nie tylko sanoczanie. Zagórz, Sieniawa, Besko, Mrzygłód… Dzięki sile mediów społecznościowych morsują z nami ludzie z całej Polski. Często piszą do nas osoby będące w okolicach Sanoka w czasie świąt, weekendów czy ferii zimowych i dołączają się do naszych akcji.
Towarzyszy wam sporo widzów.
Widzowie to bardzo ważne osoby! Mówimy tak: są Morsy, Foczki i Pingwinki. Morsy i Foczki wchodzą do wody, Pingwinki stoją na brzegu i bardzo je lubimy. Pingwinki podają ręczniki, pomagają się wycierać, podają gorącą herbatę i są „kołem ratunkowym”. Gdyby coś się przypadkiem stało, mamy świadomość, że Pingwinki zadzwonią po pomoc bądź jej udzielą. Pingwinki są niezbędne dla Morsów.
Właśnie: pomoc. Zapraszacie do morsowania np. ratowników?
Zapraszamy WSZYSTKICH. W naszych szeregach są żołnierze WOT, strażacy, ratownicy, aptekarze, przedsiębiorcy, emeryci, nauczyciele, panie domu, informatycy, fotograficy… Naprawdę ludzie pracujący w różnorakich zawodach. Co do ratowników, to praktycznie przy każdym wejściu jest ktoś z nami, bo wśród ratowników jest bardzo dużo morsów. Poza tym większość z nas zna zasady i wie, jak udzielić pierwszej pomocy. Część z nas to ludzie z grupy „Pozytywnie zabiegani Sanok” lub osoby, które regularnie pływają w basenie, w kajakach czy w ogóle uprawiają regularnie inną aktywność sportową. Spotykamy się również z innymi klubami, stowarzyszeniami w Polce. Jeździmy na zloty i spotkania.
A jak na ciebie wpłynęło morsowanie?
Nie choruję. To da się zauważyć. Praktycznie jestem cały czas zdrowy! Kiedy czuję jakieś przeziębienie, zwykle mija po 2-3 dniach. Zresztą co niedzielę muszę być zdrowy, by zażyć kąpieli.
Miałam przyjemność być na waszym morsowaniu z okazji drugich urodzin. Ognisko, kiełbaski, przekąski, tort, oczywiście mnóstwo gorącej herbaty. Radosna atmosfera udzielająca się wszystkim. Co niedzielę tak wyglądają spotkania morsów?
Tort, większa ilość przekąsek to był wynik urodzin, ale zawsze jest wesoło. Wesołe Morsy zawdzięczają nazwę również temu, ze mamy poczucie humoru. Nasze spotkania często są tematyczne. Co niedzielę wybieramy temat przewodni spotkania i przebieramy się np za budowlańców, meksykanów czy swoimi „strojami” i akcesoriami nawiązujemy do jakiegoś miejsca lub wydarzenia. Daje nam to wiele radości, zawsze jest dużo śmiechu, pozwala nam takie przebranie nabrać dystansu do siebie i wyskoczyć z codziennej rutyny. Grupa jest mocno zintegrowana, często po morsowaniu spotykamy się w jakimś lokalu. Spędziliśmy razem wigilię i wielu z nas wspólnie świętowało sylwestra.
Słyszałam również o świętowaniu niepodległości prze morsów.
Tak, to projekt Jerzego Nalepki. Jurek postanowił sobie, że odbędzie 100 morsowań na 100-lecie Niepodległości. Ostanie morsowanie wypada 15 marca. Towarzyszy mu i robi dokumentacje Mariusz Kuzicki.
Ostatnie komentarze