Muzeum Budownictwa Ludowego – rok w muzeum na wolnym powietrzu
„Nie ma takiego momentu, kiedy można byłoby odpocząć” – mówi dyrektor Muzeum Budownictwa Ludowego Jerzy Ginalski
Muzeum Budownictwa Ludowego ogłosiło niedawno nabór na kurs przewodników. Słyszałam, że mile widziane są osoby ze znajomością języków obcych, zwłaszcza niemieckiego i francuskiego.
Właśnie przeglądałem muzealne tabele frekwencyjne. Gdy przyszedłem do pracy w MBL, a było to już 20 lat temu, wówczas muzeum odwiedzało ok. 60-70 tys. turystów rocznie. W ubiegłym roku odwiedziło nas 164 tys. gości – to rekord! Kolejny, ponieważ od paru lat frekwencja się systematycznie zwiększa. Staramy się monitorować ruch turystyczny, notujemy liczbę zwiedzających indywidualnych i grup zorganizowanych – tych pierwszych jest obecnie ponad dwukrotnie więcej. Jeśli chodzi o turystów zagranicznych to nie jesteśmy w stanie przy takiej masie odwiedzających – a niejednokrotnie jest to powyżej tysiąca osób dziennie – wszystkich zarejestrować. Staramy się jednak prowadzić ich ewidencję, żeby mieć rozeznanie, z jakich krajów najczęściej przejeżdżają do nas goście. W ostatnich latach zauważyliśmy, że najwięcej zagranicznych turystów przyjeżdża z Europy Zachodniej – z Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, czy nawet Hiszpanii. Coraz częściej odwiedzają nas też wschodni i południowi sąsiedzi – szczególnie Ukraińcy, ale są też turyści ze Słowacji i Czech. Ponieważ w naszym Parku Etnograficznym mamy ponad 150 obiektów, więc grupa przewodników musi być odpowiednio liczna. Systematycznie organizujemy kursy przewodnickie, niejednokrotnie nawet co roku, każdy może w nich wziąć udział. Kurs prowadzony przez naszych pracowników merytorycznych kończy się egzaminem teoretycznym i praktycznym, mile widziana jest znajomość języka obcego. Z każdego kursu zostaje u nas zwykle kilka osób, a chcielibyśmy, żeby ich było co najmniej kilkanaście. Ostatnio przeczytałem raport, że Podkarpacie jest coraz rzadziej odwiedzane przez turystów zagranicznych. Na szczęście w naszym skansenie tendencja jest odwrotna – liczba turystów zagranicznych się zwiększa. Poprzedni rok był pod tym względem także rekordowy – zanotowaliśmy bowiem zwiedzających z 50 krajów świata i to ze wszystkich kontynentów. Możemy zapewnić dla nich obsługę przewodnicką w języku francuskim, angielskim, niemieckim, włoskim, rosyjskim oraz ukraińskim, dysponujemy także obcojęzycznymi przewodnikami i mapami.
W tym roku spodziewa się pan kolejnego rekordu?
Nie chcę zapeszyć. Mogę powiedzieć o przyczynach ubiegłorocznego rekordu frekwencyjnego. Eksperymentalnie zrobiliśmy dzień wolny – taki, jaki w muzeach przysługuje zgodnie z ustawą – w niedzielę. To był ukłon w stronę sanoczan i tak też się stało, bo w niedziele odwiedzali nas głównie sanoczanie, choć nie tylko. Darmowych wejść mieliśmy ponad 60 tysięcy – jest to frekwencja, o której marzy większość muzeów na wolnym powietrzu. Dla porównania dodam, że rok wcześniej, bezpłatnie zwiedziło skansen o połowę mniej turystów.
Jaki dzień tygodnia w tym roku będzie bezpłatny?
Poniedziałek. Tak robi większość muzeów, ponieważ to wynika między innymi z organizacji pracy. Niektóre muzea ustalają wolne dni „ruchome”, to znaczy w jednym miesiącu są to poniedziałki, w inne wtorki, itd. My tego nie stosujemy, bo to trochę pachnie zabawą w kotka i myszkę. Osobiście miałbym inny pomysł na bezpłatne zwiedzanie, ale ustawodawca takiego rozwiązania nie przewidział. Otóż zorganizowałbym miesiąc bezpłatnego wejścia do muzeum albo nawet dwa miesiące, ale w terminie, kiedy frekwencja jest najmniejsza. U nas są to miesiące późnojesienne, zimowe lub wczesnowiosenne. Wtedy muzeum jest piękne, a niektórzy uważają, że wręcz najpiękniejsze – dywany wiosennych przebiśniegów, marcówek, kaczeńców, cudowne widoki urzekają niestety nielicznych turystów. Bezpłatne wejścia mogłyby sprawić, że ruch turystyczny by się wtedy znacznie ożywił. Zimą można by zorganizować na przykład kilkukilometrowe narciarskie trasy biegowe… Szkoda tylko, że u nas nie ma tradycji uprawiania narciarstwa biegowego. Prawdę mówiąc, jeszcze w żadnym muzeum na wolnym powietrzu nie widziałem biegacza na nartach.
Jedną z atrakcji skansenu ma być synagoga. Kiedy pan planuje jej otwarcie?
Myślę, że synagoga będzie wyjątkową atrakcją i będziemy to należycie nagłaśniać, jednak musimy z tym jeszcze trochę poczekać. Bryła budynku jest gotowa, wyposażenie – w zasadzie też. Ale my chcemy odtworzyć synagogę taką, jak ona wyglądała w wieku XVIII – czyli pokrytą wewnątrz malowidłami. Aby je należycie odtworzyć, bryła budynku powinna się odpowiednio ustabilizować, ale przyznam, że trudno jest z tym czekać dwa, czy nawet trzy lata. Już w tym roku chcemy zatem przygotować ściany sali modlitw do odtworzenia polichromii, czyli odpowiednio je wyrównać, wygładzić i zagruntować, a od roku przyszłego rozpocząć jej rekonstruowanie. Barwna dokumentacja większości tych malowideł znajduje się w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie i będzie nam udostępniona. Odtwarzanie polichromii potrwa zapewne około dwóch lat. Obecnie przygotowujemy katalog naszych judaików, których mamy pokaźną kolekcję, powstanie też przewodnik po synagodze. Wszystkie te elementy chcielibyśmy połączyć i dokonać otwarcia obiektu wraz z urządzoną wystawą judaików w babińcu bożnicy. Mamy już pomysł na tę ekspozycję, chcemy nasze zabytki zaprezentować nie w tradycyjnych gablotach ale np. pokazać je w otoczeniu zabytkowych mebli. Planujemy również zorganizowanie wtedy konferencji naukowej w skali ogólnopolskiej lub może nawet międzynarodowej. Temat wart jest tego, ponieważ w polskich muzeach na wolnym powietrzu nie ma i najpewniej nie będzie takiego obiektu, który posiadałby tak szczegółową dokumentację powalającą na jego drobiazgowe odtworzenie.
Obok może Muzeum Historycznego, Muzeum Budownictwa Ludowego jest instytucją, która ma coś do zaoferowania środowisku naukowemu w kraju i poza granicami.
Konferencja potrzebna jest nam po to, by czegoś się nauczyć, dowiedzieć, przedyskutować. Temat jest niezwykle interesujący i rzetelne do niego podejście wymaga konsultacji oraz merytorycznego wsparcia wielu specjalistów. Chociażby sama treść napisów na witrażach czy na polichromii, bogata symbolika malowideł wymaga należnej wiedzy celem ich i odpowiedniej interpretacji.
Jeżeli Sanok miałby się wyróżniać, być ważnym punktem na mapie, to nie uważa pan, że właśnie w taki sposób? Na przykład organizując konferencje naukowe wokół tematów i obiektów unikatowych w skali kraju? Tymczasem idziemy w popkulturę…
Wysoką pozycję naszego Muzeum zawdzięczamy w dużej mierze działalności badawczej oraz wydawniczej, która jest między innymi wynikiem i owocem kilkudziesięciu zorganizowanych przez sanocki skansen konferencji naukowych. W Muzeum Budownictwa Ludowego staramy się sumiennie realizować swoją misję. Karpacką wielokulturowość odtwarzamy na tyle atrakcyjnie, barwnie i wieloaspektowo, że nie mamy konkurencji wśród polskich skansenów. Pomysłów na to jest wiele i ciągle ich przybywa. Wspomnę tworzący się sektor pasterski i ideę odtworzenia gatunków zwierząt, które kiedyś powszechnie wypasano na tych terenach. Myślimy coraz realniej o sektorze leśnym z leśniczówką, niegdysiejszą kancelarią leśniczego, wypałem węgla drzewnego w coraz rzadszych już retortach, czy nawet mielerzach. Niedawno gościliśmy dyrektora generalnego Lasów Państwowych wraz z delegacjami leśników regionalnych dyrekcji z całego kraju i była okazja, by poruszyć tę kwestię. Było zainteresowanie, pojawiły się pierwsze deklaracje pomocy, mam nadzieję, że temat ten nie zostanie odłożony na półkę.
Czas ucieka, niektóre przedmioty w błyskawicznym tempie stają się zabytkami.
Jestem przekonany, że niedługo w skansenach będziemy pokazywać pierwsze komputery. W jednej z chałup mamy wyposażenie z początku lat 60. XX wieku, gdzie z niedowierzaniem patrzy się dzisiaj na pierwszy telewizor, który znalazł się jej wnętrzu. Jeszcze trochę, a pojawią się w odpowiednio zaaranżowanych skansenowskich pomieszczeniach takie „cudeńka” techniki jak komputery domowe Atari czy Commodore. Zwiedzający chcą oglądać takie rzeczy związane z techniką, czego dowodem jest chociażby samochód marki „Syrena” – nie tak dawna królowa naszych szos, budząca zainteresowanie szczególnie u młodszych odbiorców. Pamiętam opór niektórych środowisk, kiedy w 2004 roku tworzyliśmy sektor naftowy – padały pytania jak przyjmą się w skansenowskim pejzażu takie stosy żelastwa? A okazało się, że był to kolejny strzał w dziesiątkę. Uratowaliśmy znikające w zastraszającym tempie urządzenia związane z wydobyciem ropy, charakterystyczne niegdyś dla „galicyjskiego Texasu”, który dawał nam na początku XX wieku 3. miejsce na świecie w wydobyciu tej kopaliny. Szczycimy się tą naszą techniczną ekspozycją tym bardziej, że chyba jako jedyni na świecie pokazujemy te urządzenia, na tle odpowiedniego krajobrazu kulturowego. Kiwony i żurawie pompowe, trójnogi i wieże wiertnicze nadal zaglądają – tak jak niegdyś – do chłopskich podkarpackich zagród.
Czego wypada życzyć dyrektorowi muzeum na wolnym powietrzu przed sezonem?
Rzeszy turystów oraz godziwej dotacji naszego organizatora. Z całą resztą sobie poradzimy, mamy sprawdzony, doświadczony i wszechstronny zespół muzealników, który zrealizuje każde, nawet najbardziej skomplikowane zadanie. Chociaż, przyznam, że specyfika muzeum na wolnym powietrzu nie zawsze pozwoli wszystko precyzyjnie zaplanować. Weźmy chociażby ostatnie wichury – nasze przygotowania do sezonu turystycznego, w tym do najbliższej imprezy jaką będzie siódma już Niedziela Palmowa, zostały zakłócone powstałymi szkodami. Wichura przewróciła wiatrak, połamała drzewa, naruszyła niektóre strzechy. Nie na darmo mówi się powszechnie w środowisku skansenologów, że muzea tego typu zawsze będą albo w remoncie, albo w budowie…
W jaki sposób dbają państwo o bezpieczeństwo – zbiorów i zwiedzających?
Tej pracy na ogół nie widać, ona odbywa się w części gospodarczej, administracyjnej, czy magazynowej. Zimą nie odpoczywamy, wykonujemy wiele zajęć, na które brakuje czasu w sezonie, w tym także z zakresu bezpieczeństwa i polepszenia warunków pracy. I tak np. remontujemy stolarnie, pracownie, pomieszczenia biurowe, przechowalnię bagażu, garaże, toalety, budynek recepcyjny, czy magazynowy, bielimy obiekty, przycinamy suche konary przy trasach zwiedzania. W tym roku mamy wyjątkowo dużo pracy, ponieważ powstała – wreszcie! – pompownia pożarowa, o którą staraliśmy się od wielu lat. W końcu udało nam się pozyskać odpowiednie środki z naszego ministerstwa i województwa (to milionowa inwestycja). Pompownia ma zapewnić właściwą ilość i ciśnienie wody w kilkudziesięciu hydrantach na wypadek tego najgorszego – oby go nigdy nie było! Inwestycja ta była takim swoistym „prezentem” na 60-lecie naszego Muzeum. Jubileusz ten uświetniła także zorganizowana przez nas międzynarodowa konferencja na temat bezpieczeństwa osób i zbiorów w muzeach na wolnym powietrzu. Z tej też okazji odbyły się w skansenie ćwiczenia i pokazy na niespotykaną wcześniej skalę – brało w nich udział kilkadziesiąt jednostek ratowniczych oraz kilkaset osób. Ale jest jeszcze jedna korzyść z tej inwestycji. Powstanie pompowni przyczyniło się mianowicie do połączenia najcenniejszych naszych obiektów (kościoła, 3 cerkwi, synagogi, dworu, plebanii, wystawy ikon) w jedną przewodową sieć. Obiekty te posiadają instalacje systemów alarmowych sygnalizacji pożaru oraz włamania, ale systemy te działały niezależnie od siebie, co mogło utrudnić prawidłowe zidentyfikowanie potencjalnego zagrożenia i związaną z tym reakcję. Dlatego postanowiono wykonać kompleksową instalację teletechniczną o łącznej długości 2,5 km, która połączy wszystkie te obiekty (także światłowodowo). Pozostało teraz tylko porządnie uporządkować teren oraz zadbać, by miejsca po wykopach szybko się zabliźniły, naprawić zniszczone partie dróg i czekać na turystów. Nie ma w muzeum na wolnym powietrzu takiego momentu, żeby można było odpocząć. Nawet w tym pozornie „martwym” sezonie.
Rozmawiała Małgorzata Sienkiewicz-Woskowicz
Ostatnie komentarze