Słodka Chatka – nowe miejsce ten sam smak

„Słodka Chatka” przez dziesięć lat funkcjonowała na sanockim Rynku w „budce”. Sanoczanie byli przyzwyczajeni do tego, ze w lecie zawsze znajdą w Chatce ulubione lody i gofry. W marcu zmieniły się wytyczne dotyczące funkcjonowania takich obiektów i budy zniknęły z Rynku. Słodka Chatka nie zniknęła. Przeniosła się kilkanaście metrów dalej i sympatyczna pani Joasia Wojnar nadal raczy stałych bywalców ulubionymi przysmakami.

 

Stali bywalcy, obserwuje, że oprócz wycieczek jest ich tu wielu. Co ich tutaj tak przyciąga?

Na pewno najlepsze gofry w Sanoku, robione od lat według mojego przepisu. Mam klientkę, która podczas spaceru z pieskiem wstępuje na lody a jej pupil zawsze wyczekuje resztek z gofrów. To taki specjalny klient. Kilkanaście lat mieszkałam w Grecji więc prawdziwa grecka frappe. Mam klienta, Greka który codziennie rano przychodzi na kawę. Mówi, że dzięki niej i możliwości porozmawiania ze mną w ojczystym języku czuje się jak w domu. Są klienci, którzy przychodzą po prostu pogawędzić. Uśmiech, życzliwość, dobre słowo powinno być na pierwszym miejscu w prowadzeniu takiego biznesu. Oczywiście jakość produktów które serwujemy nie jest bez znaczenia. Konfitury i frużeliny do gofrów robię sama. Przepis na ciasto mam swój wypróbowany, kawę frappe robię wg tradycyjnego greckiego przepisu. To przyciąga koneserów.

Czyli mimo zmiany miejsca, klienci się nie zmienili.

Tak. Wierni bywalcy znaleźli mnie bez problemu. Co prawda na razie może jest mniej miejsca, nie ma tych wielkich stołów które przyciągały całe rodziny, ale z czasem i one wrócą. Na sezon jesienno- zimowy mam wiele pomysłów i projektów. Myślę, że klienci będą mile zaskoczeni. Jak na razie stali bywalcy i turyści trafiają do mnie… po zapachu! Gofry pachną słodko i smacznie. O! na przykład pan Jacek Lipiński podarował mi piękne zdjęcie Sanoka na dobry początek „nowego starego” interesu.

Widać po pani, ze jest szefową z krwi i kości.

To po rodzicach mam taki dryg. W latach osiemdziesiątych na Solinie mama sprzedawała lody. Mniej już jako siedmiolatkę wdrażała do zawodu. Niewiele nad ladę wystawałam, ale jak przychodziła wycieczka to szybko sobie radziłam z wydawaniem. Układałam monety w kupki, by łatwiej było wydawać. Wafelki układałam po dziesięć sztuk by się nie pomylić przy liczeniu. Pamiętam jak mama raz wracała z zakupów żukiem i z daleka widziała nadciągająca wycieczkę. Kiedy zobaczyła, jak sprawnie sobie ze wszystkim poradziła to stwierdziła, że będzie ze mnie kierowniczka! I to się sprawdziło. Jeżeli można, to chciałabym podziękować mamie, dzięki której stałam się zaradną osobą. Pokochałam ludzi i sama czuję się szczęśliwa.

Czyli ważne jest by dzieci wdrażać w świat interesów dorosłych?

Oczywiście. Nic nam z nieba nie spada. Jeżeli nie zapracujemy to nie mamy. Im szybciej dziecko pozna wartość pracy, pieniędzy i mechanizmy podaży, popytu, kosztów, marzy i zysku tym szybciej i chętniej zajmie się praca na własny rachunek. Oczywiście nie każdy pasuje do takiego interesu jak mój. Każdy może sobie kupić maszynę do lodów za sto tysięcy złotych, ale niekoniecznie interes „mu pójdzie”. Do tego trzeba mieć odpowiedni charakter i predyspozycje. Jednak im wcześniej pokażemy dzieciom, że praca jest ważna, pieniądz ma wartość wymierną to wyrosną na zaradnych ludzi.

Praca, pracą spędza pani w Słodkiej Chatce całe dnie, a czas na oddech, pasję? Znajduje pani chwile na wytchnienie?

To prawda, że jestem tutaj od dziewiątej do dziewiątej. Tego wymaga sezon. Niemniej czasami wyskakuje o wpół do trzeciej nad ranem na grzyby. Zbieranie grzybów to moja pasja. Mam do nich szczęście i psa! Mój piesio wywącha prawdziwki na kilometr! Znam tez miejsca w których rosną jak oszalałe. Oczywiście te miejsca to oficjalnie Liszna i Wujskie (śmiech). A nieoficjalnie to pani nie powiem gdzie są bo nie chcę konkurencji. Na grzyby najczęściej wybieram się w październiku, kiedy turyści odjadą. Niestety turyści w naszym zakątku zostawiają za sobą mnóstwo śmieci. Śmieci chwilami aż zniechęcają do tego by szukać grzybów. Puszki, butelki, szkło. Przyjeżdżają tutaj by odpocząć w pięknych okolicznościach przyrody, a okoliczności te pięknie niszczą. Przykre.

Na ścianie widzę zdjęcie z Urszulą Dudziak, czyżby muzyka uwodziła panią nie mniej niż grzybobranie?

O tak! Uwielbiam koncerty, a panią Dudziak i jej muzykę szczególnie. Ale kto muzyki nie lubi? Tak jak podróży. Podróże również sprawiają mi wiele przyjemności, ale najbardziej sobie cenie gesty zadowolonych gości. Kilka miesięcy temu zgłoszono Słodka Chatkę do plebiscytu Nowin „Mistrzowie Smaku” Klienci tak głosowali, że zajęłam pierwsze miejsce w powiecie sanockim jako najlepsza cukiernia-kawiarnia. To jeden z najlepszych prezentów od moich gości. Czuję się doceniona i wiem, że moja praca sprawia przyjemność wszystkim, a to powoduje, że lubię pracować od wschodu do zachodu słońca.

Edyta Wilk