Sylwester Stabryła świeżo upieczony tata z nagrodą Miasta Sanoka

Sylwester Stabryła to ceniony od lat artysta, jego obrazy pojawiają się na aukcjach takich jak np. Dom Aukcyjny Christie’s w Londynie i Desa Unicum w Warszawie. Uczestnik wielu wystaw zbiorowych i indywidualnych w kraju i za granicą. Zdobywca nagród i wyróżnień między innymi Grand Prix „Materia Medicinalis, Materia Artificialis”, Międzynarodowe Triennale Malarstwa Srebrny Czworokąt, Festiwal Polskiego Malarstwa Współczesnego. Do nagrody Miasta Sanoka nominowany był kilkukrotnie, ale dopiero w tym roku nagrodę otrzymał. Jako artystę wiele osób jego dzieła rozpoznaje. Dzisiaj poznajmy Sylwestra od strony bardziej prywatnej.

Odkąd pamiętam twoje życie związane jest z Sanokiem.

Tak. Sanok to moje miasto choć nie urodziłem się w Sanoku. Urodziłem się w Brzozowie z banalnego powodu. Porodówka była zamknięta z powodu prac remontowych. Ogólnie to mieszkałem w Jurowcach, ale właściwie całe życie spędziłem w Sanoku – głównie przez szkołę. Poza tym jestem bardzo związany z tym miastem. Ukończyłem II Liceum Ogólnokształcące im. Marii Skłodowskiej-Curie. Liceum znajdowało się blisko Góry Parkowej, więc często wychodziliśmy tam na dużej przerwie z kolegami. Potem popularnym miejscem stał się pl. św. Jana (nazywany przez młodzież „parkiem pedała”). Było to miejsce, do którego jak się wychodziło, to się już nie wracało. Zawsze znalazła się tam jakaś ekipa „punkowców”. O każdej porze ciągle ktoś tam siedział. Telefonów wtedy jeszcze nie było. To były inne czasy. Ludzie po prostu wychodzili z domu i wiedzieli, że są miejsca w których można spotkać się i pogadać. Nikt się z nikim nie umawiał, a zawsze miał towarzystwo.

Przyjrzyjmy się chwilę twojej twórczości, co cię inspiruje?

Nie raz już wspominałem, że w zasadzie inspiruje mnie postać – człowiek. Głównie to, co jest tu, jest teraz. Były czasy, kiedy tworzyłem inne formy na potrzeby konkretnego efektu. Wymyślałem pewien świat symboliczny, całkiem odrealniony. Jednak po pewnych zdarzeniach w moim życiu doszedłem do wniosku, że liczy się szczerość. To co obecnie pokazuję i to czym się zajmuję, to wszystko dzieje się teraz, w tym czasie. Od zawsze interesował mnie człowiek, od pierwszych kroków mojej „maleńkości” mnie to zachwycało. Malczewski był głównym artystą, który mnie inspirował, polscy symboliści również. Ich obrazy związane były z czasami, w których się znajdowali, była jakaś postać, duch czasu, lecz dodawali symbol, który jakoś tam ukierunkowywał nas na to, że dzieło ma swoje drugie, ukryte znaczenie. Można więc powiedzieć, że sam zajmuję się właściwie portretowaniem, ale różnie się to odczytuje. Jeśli są to kompozycje wielkoformatowe i staram się przedstawić jakąś scenę na przykład tzw. scenę rodzajową, to w zasadzie chodzi po prostu o to, aby ukazać jakiś temat, wokół którego można krążyć, więc nie koniecznie są to portrety.

Ilu wśród postaci twoich obrazów jest sanoczan?

Raczej większość z nich jest sanoczanami. Różni ludzie się przez pracownię przewijają – spoza Sanoka, z Polski, zza granicy, i w zależności z kim w danym momencie mam do czynienia to powstaje taki, a nie inny obraz. Dosyć często jest tak, że ktoś mnie odwiedzi w mojej pracowni, rozmawiamy i wtedy przychodzi taka myśl do głowy : „a może by zapozował”. Dzieje się to tak spontanicznie, sam pomysł się już pojawia i potem wychodzą z tego nowe obrazy.

Zdobyłeś już wiele wyróżnień w Polsce, także w Austrii, w Londynie. Zostałeś zgłoszony do nagrody Miasta Sanoka wiele razy i tym razem ją dostałeś, jak się czujesz z tym wyróżnieniem?

Bardzo się cieszę, że zostałem wyróżniony, chociaż dowiedziałem się o tym dopiero z Tygodnika Sanockiego.Po uznaniach jakie otrzymałem na świecie, zostałem też doceniony we własnym mieście.

Malujesz, ale nie tylko „zwyczajne” obrazy.

Tak się złożyło, że ostatnio wziąłem udział w projekcie firmy Lancerto. Firma Lancerto podeszła do reklamy i mody innowacyjnie. Według ich filozofii dobra marynarka, podobnie jak obraz powstaje na płótnie. Miałem przyjemność malować projekty specjalnie z tej okazji. To dla mnie coś nowego i rozwijającego.

Wróćmy jeszcze do nagrody. To ważna dla ciebie nagroda, ale czy najważniejsza?

Najważniejszą nagrodą od życia jest mój synek.

Powiedz, jak się czujesz w swojej nowej roli, jako ojciec?

Wszystko się teraz zmieniło. Rzeczy, które były dla mnie ważne zeszły na drugi plan, a najważniejszy stał się dom i rodzina. Synek to cudowna istota, a Angela jest dla mnie ogromnym wsparciem i opoką. Cudownie radzi sobie w roli mamy. Malowanie zostało przesunięte lekko na bok. Muszę choć trochę wolnego czasu „skubać” lub doprosić. Kiedyś pracowałem powiedzmy od szóstej rano do szóstej wieczorem, a obecnie muszę tak czas ułożyć, żeby zmieścić się w określonych ramach, dużo mniejszych niż poprzednio. Kiedyś też wyglądało to inaczej pod tym względem, że gdy przychodziłem do pracowni, to niekoniecznie malowałem całymi dniami. Było trochę siedzenia, dłubania, pisania, a teraz wiem, że mam tylko te kilka bitych godzin i spędzam je jedynie na malowaniu. Dzień wcześniej mieszam sobie potrzebne farby, żeby mieć wszystkie przygotowane i od razu brać się do tworzenia. To ojcostwo ma też wpływ na to, co teraz zacząłem robić – zmieniły się pomysły. Dalej kontynuuje to swoje malowanie, ale tematyka, kolorystyka rzeczywiście się zmieniły.

Co jako artysta chciałbyś zmienić w Sanoku?

Właściwie to nie wiem. Mam teraz swoje prywatne życie, to jest dla mnie teraz najważniejsze i przestałem się w to angażować w sprawy miasta. Myślę, że na pewne rzeczy po prostu nie mamy wpływu. Jednak uważam, że brakuje nam trochę takiej szerszej edukacji. Jest dużo kultury, folkloru, są festiwale, festyny, ale uważam, że jeśli poda się ludziom sztukę tego troszkę wyższego rzędu, to też po to sięgną. Wszyscy uważają, że jak zorganizuje się przykładowo wieczory jazzowe, to jest to przeznaczone tylko dla ograniczonego grona, co nie jest prawdą. Jeśli mają miejsce jakieś wystawy i inne podobne wydarzenia, to przychodzi tylko garstka ludzi, bo jest przekonanie, że większość ludzi tego nie zrozumie. Chodzi jedynie o to, żeby to w odpowiedni sposób podać i przedstawić, żeby pokazać, że przykładowo jazz może okazać się przyjemny, dla ludzi, którzy niekoniecznie mieli z nim wcześniej styczność.

Rozmawiała Edyta Wilk