Maciej Borczyk o drodze na Sorbonę
Świat przestał mieć dla nas granice. Kiedy znamy język, możemy się uczyć wszędzie, gdzie zapragniemy. Maciej studiował w Polsce filmoznawstwo i romanistykę, ale zawsze pragnął poznać kraj, który jest kolebką sztuki filmowej. O swojej drodze na Sorbonę i wytyczaniu sobie celów, wydawałoby się niemożliwych, Maciej Borczyk opowiada Edycie Wilk
Jak to się stało, że trafiłeś na Sorbonę?
Urodziłem się w Sanoku, skończyłem II LO, profil humanistyczny. Dzięki właśnie liceum miałem możliwość obycia się z kamerą. Razem z grupą pasjonatów kręciliśmy filmiki, robiliśmy różne projekty. Czas liceum to czas uczenia się języków, które zweryfikowały studia. Wydawało mi się, że po liceum każdy dobrze włada angielskim, jednak to nieprawda. Każdy, kto miał angielski z panią Anetą Myćką, dobrze włada angielskim. Dzięki niej naprawdę miałem solidne podstawy i swobodę w mówieniu w tym języku. Francuski miałem z panią Katarzyną Borowiec, która wciąż mi powtarzała, że powinienem uczyć się więcej. Wtedy byłem pewny, że francuski mi się nigdy nie przyda…
A los zagrał ci na nosie!
Można tak to ująć! Dostałem się na filmoznawstwo w Łodzi i od razu zrozumiałem, że bardzo dużo materiałów źródłowych jest właśnie w języku francuskim! Od razu zabrałem się do pracy, a na wakacjach poszedłem na prywatne lekcje, by podnieść swój poziom. Poszedłem na II kierunek, na filologię romańską i pojechałem do Francji na półroczną wymianę. Postanowiłem, że złożę swoje dossier na magisterium i ku mojemu zaskoczeniu zostałem przyjęty i kończę już drugi rok magisterki. Kiedy rekrutowałem, bałem się, czy podołam. Musiałem przyswoić mnóstwo materiałów w obcym języku. Jednak egzaminy poszły pomyślnie. Jestem na drugim roku magisterki i udało mi się nawet dostać stypendium od Ambasady Francuskiej w Polsce za wyniki.
Sorbona to około 40 tysięcy studentów, a ty dostałeś stypendium…
Składając projekt o stypendium, nie myślałem, że się uda. Jednak znalazłem się wśród kilkunastu stypendystów Ambasady Francuskiej. Cieszę się z tego, bo pozwala mi to spokojnie utrzymać się w Paryżu, który do tanich miast nie należy. Co prawda, dorabiam ucząc francuskiego głównie przez Skype’a ludzi, którzy nie mają czasu lub możliwości, by uczestniczyć w zajęciach stacjonarnych. Teraz pracuję nad swoją stroną internetową w formie bloga, która ma się nazywać „Pod dachami Paryża”. Dlaczego taki tytuł? Był to jeden z pierwszych filmów dźwiękowych, który powstał we Francji i nosił taki tytuł, a że zajmuje się muzyką do filmów, to stwierdziłem, że będzie to odpowiedni tytuł.
Wspomniałeś, że będąc licealistą nie myślałeś o studiowaniu w innym kraju. Znam ludzi, którzy marzą o takich studiach, co byś im poradził?
Myślę, że ważne jest otaczanie się odpowiednimi osobami. Pamiętam dyskusje z Kamilą Rossmanith, Zofią Rokitą, nauczycielkami, które bardzo otworzyły mnie na świat. Często zapraszały osoby, które właśnie coś osiągnęły. Przekonałem się, że gdybym od razu wyznaczył sobie Sorbonę czy inna wielką uczelnie, mógłbym w pewnym momencie się załamać. Wyznaczałem sobie mniejsze cele, krótkoterminowe. Takie posuwanie się małymi krokami przyniosło niespodziewany, duży efekt.
Mieszkasz w Paryżu, studiujesz na Sorbonie, co uważasz za najcięższe w adaptacji do życia, studiowaniu w innym kraju.
Najbardziej zaskoczyło mnie zupełnie inne podejście do studenta. W Polsce jest o wiele więcej zajęć, ale mniej pracy własnej, natomiast we Francji jest odwrotnie. Studenci muszą skupić się na własnych projektach, a zajęcia są wskaźnikiem, jak nad nimi pracować. W teorii mam więcej własnego czasu, ale praktycznie jest go jednak mniej. Musiałem przestawić się i teraz uważam jest to słuszne, uczy nas to większej samodzielności. Jest również kładziony bardzo duży nacisk na staże i aktywność zawodową. Bardzo często organizowane są spotkania z osobami pracującymi przy filmie lub muzyce filmowej. Spotkania nie są obowiązkowe, ale dają możliwości poznania konkretnych zawodów.
Twoją specjalizacją oprócz filmu jest muzyka filmowa. Jak to się stało, że wybrałeś naukę w tylu kierunkach?
Marzyłem o tym, by moja specjalizacja była związana z muzyką. Jednak, aby iść w tym kierunku, potrzebowałem dowód wykształcenia muzycznego. W Poznaniu zapisałem się do nauczyciela, który uczy na Akademii Muzycznej. Pracowałem z nim przez całe studia (polskie) i udało mi się uzyskać dyplom Brytyjskich Szkół Muzycznych potwierdzający moje umiejętności. Dyplom jest ważny na całym świecie. Otworzyło mi to następną formę sztuki. Teraz na Sorbonie to wszystko wspaniale mi się połączyło. Bazą jest film, muzyka filmowa jest moją specjalizacją, a język francuski to wszystko scala.
Plany na przyszłość?
Skończenie pracy magisterskiej na temat „Trzech kolorów” Kieślowskiego. Moim promotorem jest pan Vincent Amiel, który napisał monografie Kieślowskiego, więc zna bardzo dobrze temat. Jednak dla Francuzów temat jest interesujący, zwłaszcza że mam szersze spojrzenie, bo znam polski. A później może doktorat! Doktorat mógłbym zrobić na dwóch uczelniach, polskiej i francuskiej po 6 miesięcy na każdej. Czas pokaże.
Maciej B. to czlowiek sukcesu , napewno !!! Oby jego wybory daly mu swietna prace i jeszcze lepszych zarobkach. W zyciu trzeba tez byc praktycznym.