Przemysław Chudziak zwycięzca XV Plebiscytu „Tygodnika Sanockiego” na Najpopularniejszych Sportowców Sanoka ZŁOTA DZIESIĄTKA 2019
Nie spodziewałem się plebiscytowego zwycięstwa – mówi PRZEMYSŁAW CHUDZIAK, przyjmujący drużyny AZS TSV, która wywalczyła awans do I Ligi Podkarpackiej, zwycięzca XV Plebiscytu „Tygodnika Sanockiego” na Najpopularniejszych Sportowców Sanoka ZŁOTA DZIESIĄTKA 2019
Jak zareagowałeś na wieść o wygranej w naszym plebiscycie? Czy w trakcie głosowania miałeś świadomość, że otrzymujemy dużo kuponów z tobą na 1. miejscu? Była akcja rodzinna lub klubowa?
Wyniki bardzo mnie zaskoczyły, bo w ogóle nie spodziewałem się plebiscytowego zwycięstwa. Żadne informacje do mnie nie docierały, że mogę być chociażby w czołówce tej klasyfikacji, a co dopiero, że zwyciężę. Nic nie wiedziałem i nadal nie wiem o żadnej akcji rodziny czy też kibiców. Bardzo dziękuje wszystkim, którzy oddali na mnie głos.
Wraz z Damianem Bodziakiem zajęliście dwa pierwsze miejsca, jako liderzy drużyny AZS TSV, która wywalczyła awans do I Ligi Podkarpackiej? Jak oceniasz miniony sezon?
We wrześniu dołączyłem do zespołu, którego zawodnicy grali razem ze sobą już od kilku lat. Od początku zostałem dobrze przyjęty. Sezon był bardzo udany, ponieśliśmy tylko trzy porażki, do tego wszystkie wyjazdowe, za każdym razem po tie-breakach. Nasza hala nie została zdobyta przez żadną z drużyn.
Trener Maciej Wiśniowski odpowiadał już na to pytanie, ale czemu nie zadać go raz jeszcze: który mecz był najlepszy w waszym wykonaniu i dlaczego ten u siebie z SPS-em Pruchnik? Zagrałeś popisowe zawody, zdobywając ponad 20 punktów…
W tym spotkaniu zagraliśmy kompletne zawody w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Każdy z chłopaków zaprezentował się znakomicie. Podkreślam to, bo bez wysiłku całego składu nie byłoby tego zwycięstwa. Myślę, że kibicom to spotkanie na długo zostało w pamięci. Indywidualnie też miałem powody do zadowolenia, bo tego dnia wychodziło mi praktycznie wszystko – od zagrywki przez blok po atak. Podobno zdobyłem ponad 20 punktów, a to tak, jakby samemu wygrać jednego seta. Ale podkreślę raz jeszcze, że nie byłoby to możliwe bez współpracy z kolegami.
Mimo zaledwie 24 lat jesteś najstarszym siatkarzem drużyny TSV i jej naturalnym liderem. Jak się odnajdujesz w tej roli? Jak ci się współpracuje z zawodnikami, z których zdecydowana większość jest jeszcze w wieku juniorskim?
Sądzę, że o to właśnie chodzi, by stawiać na młodzież, jej ogrywanie się na wyższym poziomie. Granie z bardziej doświadczonymi zawodnikami podnosi umiejętności. Każdy mecz potrafi nauczyć czegoś nowego. Osobiście staram się wspierać i mobilizować młodszych kolegów, motywując ich we właściwych momentach.
Tymczasem od jesieni macie grać w I Lidze Podkarpackiej, gdzie walka będzie już znacznie twardsza. Dacie radę? Którzy rywale wydają się najtrudniejsi?
Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć, nie analizowałem za bardzo tabeli w I Lidze Podkarpackiej, aczkolwiek na pewno poziom będzie zdecydowanie wyższy niż na jej zapleczu. Są drużyny, w których grają zawodnicy, którzy niegdyś występowali w II lidze. Jako młody i mniej doświadczony zespół będziemy starali się pokazać z jak najlepszej strony. Cel? Wydaje mi się, że środek tabeli, może jej górna połówka. I sprawienie kilku niespodzianek, jakimi byłyby zwycięstwa nad wyżej notowanymi klubami. Jednak na razie, w dobie pandemii koronawirusa, wszelkie takie spekulacje są niczym wróżenie z fusów, bo nikt nie trenuje, więc zupełnie nie wiadomo, jak będą wyglądały przygotowania do kolejnego sezonu.
Spodziewałeś się, że możesz grać na tak wysokim poziomie po kilkuletnim rozbracie w ligową siatkówką? To było kilka dobrych sezonów przerwy… Czy w międzyczasie uprawiałeś jakiś sport?
Po kontuzji i operacji kolana miałem rok przerwy od treningów. Jednak później cały czas była styczność z siatkówką, bo w amatorskiej drużynie Belfrów grałem najpierw w Lidze Brzozowskiej, a od ubiegłego roku w reaktywowanej Lidze Sanockiej. Wtedy znów poczułem towarzyszącą meczom adrenalinę i smak rywalizacji. Myślę, że jeszcze dałoby się coś ze mnie wyciągnąć, bo jednak brak regularnych treningów dał się we znaki. Dynamika i skoczność nie są takie same, jak kilka dobrych lat temu. Ale mam nadzieję, że uda się to nadrobić.
Powspominajmy trochę: jak zaczęła się twoja przygoda z siatkówką? Nie ciągnęło cię do innych dyscyplin?
Moją pierwszą dyscypliną była piłka nożna, którą zacząłem trenować w wieku 8 lat. Najpierw grałem w pomocy, a potem jako… bramkarz. Po około 5 latach poszedłem na trening TSV, trafiając pod skrzydła trenera Wiesława Semeniuka. I od tamtej pory gram już tylko w siatkówkę. Piłka nożna nie jest mi obca, ale tylko w rekreacyjnym wydaniu.
Jak wspominasz pierwszy okres gry w barwach TSV, jeszcze w ówczesnej III Lidze. Wtedy to ty byłeś zawodnikiem dopiero wchodzącym do drużyny…
Trener Maciej Wiśniowski włączył mnie do zespołu seniorów, gdyż TSV nie miało wówczas zgłoszonej do rozgrywek drużyny w mojej kategorii wiekowej. Wtedy to ja byłem najmłodszym zawodnikiem, ale miałem się od kogo uczyć. Musiałem przeskoczyć z poziomu młodzieżowego do III ligi, co było dla mnie dużym wyzwaniem. Uważam, że właśnie wtedy zrobiłem największe postępy.
Na meczach często pojawiasz się z dzieckiem, więc wiadomo, że dość wcześniej zostałeś ojcem. Pochwal się pociechą.
Mam pięcioletniego syna Aleksa. Tak jak ja lubi sport. Często razem gramy w piłkę. Jestem pewien, że w przyszłości też zostanie sportowcem.
Na koniec powiedz coś o sobie prywatnie – praca, hobby, marzenia?
Ukończyłem studia inżynierskie w sanockiej Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej na kierunku mechanika i budowa maszyn. Interesuję się motoryzacją. Od niedawna prowadzę jednoosobową firmę, która zajmuje się profesjonalnym montażem mebli kuchennych. Jeżeli natomiast chodzi o marzenia, to może powiem o tym sportowym – chciałbym kiedyś wywalczyć z drużyną TSV awans do centralnej II Ligi.
Ostatnie komentarze