Syn zbrodniarza wojennego odkrywa prawdę o ojcu

 

Szymona Jakubowskiego gawędy o przeszłości

 

Peter Habit, syn Hemeniuka

Peter Habit, syn Hemeniuka

Dzięki „Tygodnikowi Sanockiemu” mieszkający w Niemczech Peter Habit, syn Leo Humeniuka – zbrodniarza wojennego, odpowiedzialnego za masowe mordy na terenie ziemi sanockiej w okresie II wojny światowej – dowiedział się kim naprawdę był jego ojciec.  Dzięki jego relacjom i naszym kwerendom w archiwach udało się po prawie 80 latach odkryć nieznane dotychczas przedwojenne i powojenne losy krwawego gestapowca, który uniknął odpowiedzialności za swe zbrodnie.

76-letni dziś mieszkaniec Bawarii, Peter Habit, jeszcze ponad rok temu nie wiedział o przeszłości swego ojca prawie nic. Słyszał od niego tylko, że w czasie wojny pracował jako tłumacz w okupowanej Polsce i że zmieniał nazwisko z Leo Humeniuk na Johann Habit. W domu o tamtym okresie prawie w ogóle nic się nie mówiło. To był temat tabu.

Rodzice Petera Habita dopiero w latach 70. zdecydowali się na spisanie krótkich wspomnień, w zasadzie niewiele wyjaśniających tajemnice ich wojennej młodości. Humeniuk na sześciu stronach skrótowo opisywał swoją drogę zawodową i pracę w Gestapo, skrzętnie pomijając fakty dla niego niewygodne. Pytanie co po latach skłoniło go do wspomnień? Sam pisał, że sporządził je po konsultacji z Johannem Lipskim-Linde – kamratem z sanockiego Gestapo i jednocześnie szwagrem – po zamknięciu w 1974 roku śledztwa berlińskiej prokuratury przeciwko nim.

Kat ziemi sanockiej

Leo Humeniuk na zdjęciu z 1940 roku.

W swych wspomnieniach Humeniuk zarzekał się, że nigdy nie był nazistą, swoje poglądy z czasów młodości określał jako konserwatywno-chrześcijańskie, a nawet demokratyczne. Za „ironię losu” uważał fakt, że z polecenia krakowskiego Arbeitsammtu (urzędu pracy) trafił do Policji Bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie. Oficjalnie pracę zaczął 16 czerwca 1941 roku, pierwsze tygodnie spędził w krakowskim biurze, zaś w sierpniu tegoż roku został skierowany do Sanoka. Humeniuk opisywał, że jego głównym zadaniem było tłumaczenie zeznań, a także dokumentów, m.in. donosów. Wspominał:

–   Dzisiaj zastanawiam się nad treścią tych dokumentów. Były tam informacje o tym kto miał radio i słuchał zagranicznych wiadomości, kto brał w siatce kurierskiej, kto w przemycie, czarnorynkowym handlu czy nielegalnym uboju. Myślałem już wtedy, jak źli mogą być ludzie. Było to dla mnie dziwne, bo znałem Polaków z ich historyczno-politycznych poglądów i głębokiej religijności. Do dziś uważam, że żaden Europejczyk nie poświęcił się z miłości do ojczyzny tak jak Polacy.

Te laurki wystawianie po latach Polakom stoją w sprzeczności z faktyczną działalnością autora mini-pamiętnika. Leo Humeniuk vel Johann Habit w swej relacji nie wspominał nic o swym udziale w egzekucjach, nieludzkich przesłuchaniach, polowaniach na ludzi. Przyznaje się jedynie, że był świadkiem, gdy jego przełożony rozstrzelał więźnia i, że wraz z drugim gestapowcem (wspomina o innym zbrodniarzu – Alfredzie Hoenecke), strzelał do uciekającego aresztanta. Te dwa wydarzenia rzekomo bardzo nim wstrząsnęły. Humeniuk pisał:

W czasie eskortowania więzień usiłował zbiec, mimo, że go ostrzegaliśmy. Musieliśmy użyć broni palnej. Ten obraz wywarł na mnie wielkie wrażenie i będzie prześladować do końca życia. Zniszczone kulą młode życie i cierpienia bliskich. Jak okrutne może być życie…

To zdarzenie dotyczy najprawdopodobniej zastrzelenia podczas próby ucieczki w maju 1943 roku Władysława Leśniaka, ale wersja byłego gestapowca w szczegółach rozmija się z prawdą. Humeniuk sam prowadził aresztanta z więzienia w kierunku torów kolejowych i tylko on strzelał. Świadkami było wiele osób, w tym matka i brat zabitego Tadeusz, który po latach zeznawał:

 –  Wiedziałem że moja matka Franciszka poszła pod więzienie i gdy szedłem od strony torów kolejowych poprzez ogrody i zbliżyłem się do ul. Daszyńskiego usłyszałem strzały. Na ich huk zacząłem biec i zauważyłem, że przy końcu Daszyńskiego stało auto polowe wojskowe otwarte. Obok auta zauważyłem leżącego na ziemi mego brata. Przy nim stał gestapowiec Humeniuk z pistoletem. Krzyknął do mnie po niemiecku „Zjeżdzaj stąd, polska świnio”. Zabrali ciało z drugim gestapowcem na auto i wywieźli.

Już od początku swej pracy w Humeniuk dał się poznać jako bardzo zaangażowany gestapowiec, czynny uczestnik akcji wymierzonych w polskie społeczeństwo, a także w ludność żydowską. Z materiałów śledczych wynika, że od listopada 1941 roku brał udział w rozstrzeliwaniach jeńców radzieckich oraz cywili – Polaków i Żydów na cmentarzu żydowskim w Sanoku. Mieszkający w pobliżu świadek Bronisław Kaczmarski zeznawał w 1967 roku:

Przechodząc w ciągu dnia ulicą Kiczury do miasta widziałem wielokrotnie jak znani mi funkcjonariusze policji niemieckiej: Humeniuk, Lesch oraz Johann Bäcker konwojowali wiezionych  na wozach zmaltretowanych jeńców radzieckich. Byłem naocznym świadkiem jak prowadzili tych jeńców wzdłuż muru cmentarza żydowskiego do położonego w sąsiedztwie wąwozu, stanowiącego własność Kazimierza Dziubana. Lesch, Humeniuk i Bäcker wywlekali tych jeńców z wozów, względnie z sań na których byli przywiezieni i prowadzili ich właśnie w kierunku wyżej opisanego wąwozu. Idąc dalej ulicą względnie, po powrocie do domu słyszałem niejednokrotnie w niedługim czasie strzały.

Według relacji na cmentarzu zamordowanych zostało co najmniej 500 osób. Działy się tam straszliwe rzeczy. Pasący w pobliżu krowę świadek Stanisław Potocki wspominał:

 – Dwa wyznaczeni przez Niemców Żydzi ściągali ubrania i obuwie doprowadzonym i po rozebraniu jeden z hitlerowców strzelał tak, że po strzale ofiara wpadała do dołu, Małe żydowskie dzieci nie  były strzelane, lecz żywcem wrzucane do tego dołu i zasypywane żywcem ziemią, mimo krzyku, płaczu, lamentu.

Humeniuk i Bäcker dokonywali – według danych z powojennego śledztwa – w maju i czerwcu 1942 roku egzekucji w Olszanicy Żydów zwiezionych tu z okolicznych miejscowości: Rudenki, Bobrki, Myczkowiec, Orelca, Uherc, Wańkowej i Stefkowej. Według różnych szacunków zginęło tu od 120 do 170 osób, według portalu sztetl.org.pl tylko 11 czerwca 1942 roku zamordowanych zostało tu 132 obywateli polskich narodowości żydowskiej.

Humeniuk dokonał też szeregu pojedynczych zabójstw, m.in. zastrzelił Irenę Łożańską – siostrę poszukiwanego podziemnego kuriera Jana, w Zagórzu koło dworca zabił młodego człowieka, który na widok gestapowskiego auta zaczął uciekać. Takich przypadków było więcej. Krwawo zapisał się w Bukowsku, gdzie urządzał prawdziwe polowania na ludzi, strzelając do każdego napotkanego Żyda i mordując swe ofiary na miejscowym cmentarzu.

O tym jak w rzeczywistości wyglądała praca „tłumacza” Humeniuka świadczą liczne zeznania świadków. W pamięci ofiar zapisał się jego obraz z nieodłącznym bykowcem, którym katował aresztowanych. Jeszcze w 1947 roku zeznania złożył były więzień Antoni Chydzik. Mówił on śledczym m.in. (pisownia oryginalna, nieznacznie skorygowana):

W dniu 16.04.1942 zostałem aresztowany w Sanoku w swoim mieszkaniu przez gestapowca Humeniuka, Ukraińca wzrostu wysokiego, blondyna w wieku około 27 lat i następnie po doprowadzeniu mnie do przesłuchania z tut. więzienia do budynku gestapo położono mnie na krzesłu i jeden z gestapowców siadł mi okrakiem na kark, a Humeniuk z drugim gestapowcem, rudym, piegowatym, wysokiego wzrostu, poczęli mnie bić w siedzenie grubymi kołami i tak mnie bito na 3 zawody – gdyż nie chciałem przyznać się do przynależności do organizacji polskiej podziemnej. Ponadto w czasie przesłuchania Humeniuk wybił mi pięściami 7 zębów.

Z kolei były strażnik więzienia w Sanoku Józef Raczkowski mówił w lipcu 1967 roku sędziemu z Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich:

Pamiętam tylko nazwisko jednego gestapowca: Humeniuka. Był to Ukrainiec i powszechnie mówiono, że w czasie przesłuchań obchodził się z więźniami ze szczególnym okrucieństwem. Wiem, że Humeniuk był na gestapo funkcjonariuszem śledczym i z tej racji często przychodził do więzienia, zabierał więźniów na przesłuchanie do budynku gestapo i odprowadzał ich z powrotem. Więźniowie wtedy odprowadzani przez niego z przesłuchania zawsze byli zbici i zmaltretowani. Zdarzało się również, że Humeniuk przesłuchiwał więźniów również w kancelarii więziennej. W czasie tych przesłuchań zawsze bił więźniów. Sam to widziałem bardzo często.

Rudolf Probst, który z polecenie lokalnych struktur Armii Krajowej od jesieni 1943 roku pracował w Gestapo, rozpracowując niemiecki aparat terroru tak charakteryzował Humeniuka:

Wiadomo było powszechnie nie tylko w oddziale gestapo, ale również w Sanoku, że Humeniuk utrzymywał liczne kontakty w terenie wiejskim, że miał wielu konfidentów, że nawiązywał liczne kontakty z duchowieństwem obrządku grecko-katolickiego. Ja sam zresztą miałem sposobność obserwować, że Humeniuk bardzo często wyjeżdżał w teren, rzadziej przebywał w budynku gestapo, do niego zgłaszało się wielu interesantów i on otrzymywał największą korespondencję.

Humeniuk, określany mianem jednego z najbardziej niebezpiecznych gestapowców, znalazł się na celowniku Armii Krajowej. Pod koniec okupacji polecenie jego likwidacji otrzymał Leon Florek ps. Bebek. Niestety nie było sposobności wykonania wyroku. Sam Florek wspominał:

– Jakie było nasze zdziwienie, kiedy po całonocnym czuwaniu (w bluszczach domu naprzeciw budynku gestapo) odeszliśmy od tego budynku, w dół na ogrody na odległość ok. 80 metrów, pod domek zajechał samochód osobowy. Z domu wyszedł Humeniuk w towarzystwie drugiego gestapowca, siedli i odjechali. Żegnała ich kobieta, bardzo ładna brunetka, która tam mieszkała. Kobietę tę spotkałem w Sanoku jeszcze po wyzwoleniu.

Przez długie lata zagadką pozostawał los Humeniuka po wycofaniu się Niemców z Sanoka. Chodziły plotki, że ukrywał się we Lwowie albo znalazł się w UPA. W niektórych źródłach podawana jest informacja, że zbrodniarz miał zostać w pewnej chwili schwytany przez partyzantów i przekazany żołnierzom Armii Czerwonej, ale miał uciec z aresztu. Ta wiadomość wzbudza jednak szereg wątpliwości, sam Humeniuk o tym w swej relacji nie wspominał.

Na tropie rodzinnych tajemnic

Orkiestra 2.psp w Sanoku w 1923 roku. Fot. MHS

Peter Habit, odkąd dowiedział się o mrocznej przeszłości ojca, z mozołem odtwarza losy Leo Humeniuka. Dotychczas zebrane przez niego materiał pozwalają na poznanie nieznanych dotąd szczegółów z życia zbrodniarza i sprostowanie pojawiających się gdzieniegdzie nieprawdziwych pogłosek.

Wiemy, że Leo Humeniuk urodził się 12 września 1912 roku w Słobótce koło Tłumacza na ziemi stanisławowskiej w wielodzietnej rodzinie. Jego ojciec Michał nie był, jak powszechnie sądzono popem, lecz stosunkowo zamożnym rolnikiem gospodarującym na 40 morgach (ok. 24 ha). Był greko-katolikiem, ale jego żona Maria z domu Buczyńska była wyznania rzymsko-katolickiego.

Młody Humeniuk ukończył gimnazjum klasyczne w Tłumaczu. Wiosną 1932 roku wyjechał do Niemiec i został przyjęty do ewangelickiego seminarium nauczycielskiego w Neuendettelsau. To znana protestancka akademia związana z miejscowym klasztorem i misją ewangelicką, której początki sięgają początków XIX wieku. Między lipcem1935 a czerwcem 1937 przerwał studia, by wrócić do Polski, by odsłużyć wojsko. Skierowany został do Łodzi, do 4. pułku artylerii ciężkiej. Z zachowanej korespondencji do seminarium z tamtego okresu wynika, że zdecydowanie odcinał się od swego ukraińskiego pochodzenia, manifestował też swą religijność.

Po wojsku wznowił studia w Niemczech, które ukończył w kwietniu 1939 roku. Prawdopodobnie był przymierzany do wyjazdu na misję do Brazylii lub Nowej Gwinei, ostatecznie jednak wrócił do rodzinnej Słobódki. W drugiej połowie 1939 roku miał pracować jako nauczyciel w pobliskiej wsi Nadorożna. Po zajęciu tych terenów przez wojska radzieckie, transportem niemieckich przesiedleńców w grudniu 1939 roku, trafił do obozu przesiedleńców w Rabenstein koło Chemnitz, później do Gunsenhausen w Saksonii. 22 kwietnia 1940 otrzymał obywatelstwo III Rzeszy. Między czerwcem 1940 a kwietniem 1941 pracował w Neuendettelsau (nie wiemy w jakim charakterze), tam też – w lutym – został wyświęcony na pastora (to również zaprzeczenie pogłoskom, iż miał być popem, czy też kandydatem na popa).

  W kwietniu 1941 roku został skierowany przez zwierzchników do Warszawy, później do Jarosławia, wreszcie Sanoka. Na miejscu okazało się jednak, że jego praca pastora jest tu niemożliwa, z Neuendettelsau dostał zalecenie, by szukać zatrudnienia w którymś z urzędów w Generalnym Gubernatorstwie. Ostatecznie przez krakowski Arbeitsammt dostał skierowanie do pracy w charakterze funkcjonariusza kryminalnego w Policji Bezpieczeństwa i SS dystryktu krakowskiego.

Już w Sanoku poznał swą przyszłą żonę Lieselotte, pochodzącą z Bytomia (wówczas Beuthen) ze zniemczonej, śląskiej rodziny. Jej panieńskie nazwisko brzmiało Wojdak i zostało zmienione przez rodzinę w 1938 roku na Waldau.  Ona sama w swym bardzo krótkim, dwustronicowym wspomnieniu pisała:

Moja siostra [Gertruda – przyp. SJ] z mężem [Johannem Lipskim-Linde, kolegą Humeniuka z Gestapo – przyp. SJ] pracowali w tym czasie w Polsce. We wrześniu 1942 roku zaprosili mnie do Sanoka.  Tam poznałam mojego męża. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Już 17 lutego [zapewne 1943 – przyp. SJ] mogliśmy świętować zaręczyny, a pobraliśmy się 17 kwietnia. Nasz syn Peter urodził się w grudniu 1943 roku – nasza duma i radość.

Lieselotte Humeniuk prawie w ogóle nie wspominała o swych wojennych losach, o pobycie w Sanoku. Jej relacja odnosi się w zasadzie tylko do okresu od 28 stycznia 1944 roku, gdy z dzieckiem i najbliższą rodziną uciekała przed nadciągającymi wojskami radziecki z Bytomia, przez Wrocław i Racibórz do Lobositz (Lovosice, dzisiaj w Czechach, wtedy w niemieckich Sudetach). 8 maja 1945 do Lobositz wkroczyły wojska radzieckie. Żona Humeniuka wspominała o głodzie, strachu, i gwałtach dokonywanych przez zwycięzców.  Ją miał ocalić dowódca czeskiej milicji ukrywając w fabryce masła klarowanego. Po dwóch tygodniach ruszyła z dzieckiem do Tetschen-Bodenbach (dzisiaj Děčín), później do Glazt (Kłodzko), gdzie mieszkali teściowie jej siostry Ulii i gdzie schronili się jej rodzice. Tu mieszkali do kwietnia 1946 roku, gdy nastąpiło wysiedlenie ludności niemieckiej z przyznanego Polsce miasta. Z transportem przesiedleńców trafiła do Twieflingen koło Brunszwiku.  Tu ją odnalazł Johann Lipski-Linde posługujący się już nazwiskiem Hans Linden, załatwiając jej zgodę na przeprowadzkę do Bawarii, gdzie przebywał mąż. W czerwcu 1946 roku rodzina Humeniukow-Habitów wspólnie osiadła w Marktschorgast.

Niejasny jest też los Humeniuka w końcowym okresie wojny. Jeszcze latem 1944 roku zmienił nazwisko na Johann Habit, sfałszował też datę i miejsce urodzenia (na Stanisławów, 10 grudnia 1910). Według własnej relacji, po wycofaniu się z Sanoka, miał służyć w armii rosyjskiego kolaboranta gen. Wlasowa, później w Ukraińskim Legionie Samoobrony. Z ustaleń Petera Habita wynika, że ojciec znalazł się najpierw w niewoli brytyjskiej (skąd miał uciec), później w amerykańskim obozie jenieckim w Ansbach w Bawarii. Został zwolniony niezwykle szybko, bo już 2 lipca 1945.

W Marktschorgast Humeniuk/ Habit pracował jako księgowy, później z kilkoma kolegami prowadził małą firmę metalurgiczną. Żona nie pracowała, zajmowała się domem. Według relacji Petera Habita ojciec udzielał się społecznie, ale był człowiekiem skrytym, unikającym bliższych kontaktów z ludźmi.

Temida łaskawa dla zbrodniarza

Zebranie hitlerowców w Sanoku.

Leo Humeniuk, zbrodniarz, który osobiście mógł pozbawić życia nawet setki osób i jest współodpowiedzialny za śmierć tysięcy osób na terenie ziemi sanockiej, uniknął niestety kary, mimo, że niemiecki wymiar sprawiedliwości już w latach 70. wiedział o prawdziwej tożsamości Johanna Habita i dysponował obciążającymi go materiałami Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Przeciwko niemu (w pewnej chwili także jego szwagrowi) toczyło się kilka postępowań. Jedno miało być – według samego Humeniuka – umorzone w 1974 roku (najmniej o nim wiemy, gdyż akta prawdopodobnie się nie zachowały), dwa w latach 80.  

Niemieckie prokuratury i sądy przez wiele lat uznawały winę zbrodniarzy tylko wtedy, gdy w niepodważalny sposób udowodniono bezpośrednie dokonanie zbrodni. Niektóre uzasadnienia – z naszego punktu widzenia i praktyki polskiego wymiaru sprawiedliwości – wydają się być wręcz kuriozalne. Niemiecka prokuratura umarzając jedno z postępowań w maju 1981 roku nie uznała chociażby za dowód zbrodni zeznania strażnika więziennego który wraz z czterema więźniami został wezwany na teren cmentarza i tam od Humeniuka obecnego na miejscu egzekucji usłyszał polecenie pogrzebania 30 przed chwilą uśmierconych osób. Świadek bowiem nie widział samego momentu zabijania. Tak samo niewystarczające dla niemieckiego wymiaru sprawiedliwości były zeznania człowieka, który kilkakrotnie widział jak Humeniuk z Bäckerem prowadzili na egzekucje jeńców radzieckich. Bo według Niemców nie dowodzi to, że osobiście mordował. Podobnie w przypadku śmierci Ireny Łożańskiej Prokuratura przy Sądzie Krajowym w Wurzburgu uznała, że Humeniuk co prawda strzelał i zostawił ofiarę ciężko ranną w wyniku czego zmarła, ale nie jest pewne, czy chciał ją zabić. Egzekucje jeńców rosyjskich i cywili uznano z kolei za przedawnione przestępstwo umyślne.       

Drugie postępowanie w Niemczech przeciwko Humeniukowi/Habitowi, o którym wiemy, zostało umorzone 10 października 1984 roku. Dotyczyło egzekucji 112 sanockich więźniów na wzgórzu „Gruszka” w nocy z 5 na 6 lipca 1940 roku. Z tego zarzutu zbrodniarz łatwo się wybronił. W tym czasie nie było go bowiem jeszcze w Sanoku.

Sprawiedliwość po latach dosięgła, chociaż w pewnym stopniu, dwóch kolegów Humeniuka z sanockiego Gestapo: Johanna Bäckera i Hansa Quambuscha. Udowodniono im osobiste dokonywanie zabójstw (temu pierwszemu 25 i jedno pomocnictwo, drugiego 20 morderstw). Zostali skazani wyrokiem zachodnioberlińskiego sądu z 23 sierpnia 1973 roku na kary dożywotniego więzienia. Niemiecki Trybunał Federalny postanowieniem z 9 lipca 1974 odrzucił apelację, wyroki stały się prawomocne.

Zderzenie ze straszną prawdą

Peter Habit już dawniej miewał wątpliwości co do przeszłości swojego ojca. Dwukrotnie, gdy planował ślub i gdy przechodził na emeryturę, wystąpiły problemy z jego aktem urodzenia. Cale życie rodzice go przekonywali, że urodził się w grudniu 1943 roku w Bytomiu. Nie było na to jednak dokumentu, niemieckie urzędy zadowalały się starym oświadczeniem dziadka Petera. Ale w 2014 roku otrzymał, po długich staraniach, z berlińskiego urzędu stanu cywilnego, fotokopię aktu małżeństwa swych rodziców z Bytomia (Beuthen), gdzie znalazł się późniejszy dopisek o dziecku, urodzonym w… Krośnie! To zdumiało Petera Habita, gdyż nie mógł zrozumieć dlaczego był oszukiwany przez tyle lat w tak – z pozoru – banalnej sprawie jak miejsce urodzenia.

W 2018 roku Peter Habit wraz z partnerką Elizabeth pojechał na wczasy do Izraela. Gdy wracali, w czasie kontroli na lotnisku, młody oficer miejscowych służb zwrócił uwagę na jego nazwisko. – To nie jest niemieckie nazwisko. Skąd jesteś? Gdzie się urodziłeś? Kim był twój ojciec? – pogranicznik dość agresywnym tonem zadawał coraz szczegółowsze pytania, na które Peter sam nie znał odpowiedzi.

W Wielkanoc 2019 roku do Petera i jego partnerki przyjechała córka Elizabeth – Katharina z mężem Friederem i dziećmi.  Gospodarze dzielili się wrażeniami z pobytu w Izraelu, zaś partnerka Petera wtrąciła słowo o dziwnej przygodzie na lotnisku. Goście zasugerowali, że to nie mógł być przypadek, że Izraelczycy mogą coś wiedzieć o rodzinie Petera, o czym on sam nie ma pojęcia. Frieder zapytał o prawdziwe nazwisko ojca, siadł do laptopa i zaczął szukać. Wkrótce trafił na numer „Tygodnika Sanockiego” sprzed kilku lat, z moim tekstem o okupacyjnej historii ziemi sanockiej, ilustrowanym zdjęciem miejscowych gestapowców. W podpisie zidentyfikowany był jeden z nich: Leo Humeniuk. 

To może być twój ojciec? – zapytał Frieder wskazując na jednego z funkcjonariuszy Gestapo. Zszokowany Peter Habit wpatrywał się w postać hitlerowca. Podobieństwo było uderzające, syn nie miał wątpliwości. – Ale co on robi w mundurze SS? Przecież był tylko tłumaczem? – zaczął się gorączkowo zastanawiać.

W październiku zeszłego roku Peter Habit pojawił się w Polsce. Był m.in. w miejskiej bibliotece i miejscowym Muzeum Historycznym. Spotkanie z historykiem Andrzejem Romaniakiem pozbawiło go wszelkich złudzeń co do rodzinnych tajemnic. – Musi pan wiedzieć panie Habit, że pański ojciec był sadystą, jednym z najgorszych gestapowców na tym terenie – usłyszał.

Kolejnym szokiem byłą wizyta Petera Habita w krośnieńskim Urzędzie Stanu Cywilnego. Tu dowiedział się, że nie ma żadnej informacji o urodzeniu się na tym terenie dziecka o nazwisku Habit czy Humeniuk, a podana w akcie małżeństwa rodziców sygnatura rzekomego dokumentu urodzenia jest albo błędna albo sfałszowana. W 76 roku życia Peter Habit zdał sobie sprawę, że tak naprawdę niewiele wie nie tylko o swej rodzinie, ale nawet o swoim pochodzeniu. Nie wie nawet, gdzie się urodził.

Od kilku miesięcy Peter Habit, przy mojej skromnej pomocy, usiłuje zdobyć jak najwięcej informacji pokazujących prawdę o rodzinie.  Leo Humeniuk zmarł w Marktschorgast 1 czerwca 1993, jego żona Lieselotte w Monachium 15 lutego 2011. Oboje prawdę zabrali do grobu. Leo Humeniuk aż do śmierci nie przyznał się do popełnionych zbrodni, nie wyraził żadnego żalu. Jednemu ze znajomych mówił wręcz, że „dobrze przeżył swoje życie”.

W ciągu paru miesięcy obraz rodziców zapamiętany przez Petera Habita uległ zupełnej zmianie. Nie są już dla niego ukochanymi najbliższymi, lecz kłamcami, dla których nie może mieć szacunku. Ojciec był częścią machiny zbrodni, aktywnie uczestnicząc w potwornych rzeczach, matka była członkinią NSDAP i hitlerowskiego Niemieckiego Związku Dziewczat. Oboje nie rozliczyli się ze swoja przeszłością. Musi to robić za nich syn. Ale czy na pewno syn?  Peter Habit mocno zastanawia się czy aby na pewno byli oni jego rodzicami, czy nie jest np. polskim dzieckiem odebranym rodzinie do zniemczenia. Trudno bowiem mu uwierzyć, by ta sama krew płynęła w nim i w zbrodniarzu. Jest jeszcze szereg zagadek, które pozostają do wyjaśnienia. Miejmy nadzieję, że uda się je, mimo upływu dziesięcioleci, rozwikłać.

Fot. zbiory Petera Habita, IPN, Muzeum Historyczne w Sanoku.

Zeznania cytowanych świadków pochodzą z materiałów dawnej, rzeszowskiej Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce i obecnej Oddziałowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiego, do których dotarł autor artykułu. Informacje o przedwojennych i powojennych losach Leo Humeniuka to efekt badań prowadzonych przez jego syna Petera Habita.

Szerszy materiał o Leo Humeniuku znajduje się w najnowszym numerze dwumiesięcznika „Podkarpacka Historia” (7-8/2020).

Autor jest wydawcą i redaktorem naczelnym czasopisma „Podkarpacka Historia” oraz portalu www.podkarpackahistoria.pl. Kontakt: redakcja@podkarpackahistoria.pl, tel. 503 597 399.