Trzy tercje walki o życie Michała Radwańskiego
Trwa listopad, miesiąc świadomości raka jądra. Razem ze Stowarzyszeniem Sanitas w ramach akcji „Zawalcz o swoją męskość po mistrzowsku”, przytaczamy historię walki z rakiem jądra, wprost z naszego sanockiego podwórka, a właściwe z Areny. Kariera sanockiego hokeisty nie zawsze była usłana samymi sukcesami. Jego zdrowie również zaczeło podupadać. Miał 24 lata, kiedy zmierzył się, być może z największym przeciwnikiem w swoim życiu – rakiem. Młody mężczyzna miał przed sobą mnóstwo planów, pasji, marzeń i ambicji. Był w tym czasie ojcem, mężem, zawodnikiem hokejowej drużyny Nowy Targ Wojas Podhale i studentem.
Tercja pierwsza – diagnoza
W tamtym czasie przygotowania do kolejnego sezonu Michał zaczął jak zwykle. Wzmożona intensywność ćwiczeń, siłownia, bieganie – nasiliły się dolegliwości bólowe jądra, które lekceważył. Kariera Michała rozwijała się w najlepszym kierunku, ogromny talent do hokeja i ciężka praca, jaką wkładał w treningi pozwoliła mu zaistnieć w kadrze narodowej. Zawodnik dobrze pamięta, kiedy wraz z drużyną Nowy Targ Wojas Podhale walczył o podium. Przecież był młody, silny i wysportowany. Dopiero, kiedy ból był bardzo uciążliwy wybrał się do lekarza klubowego.
– W takim wieku nikt nie myśli o zdrowiu. Nikt w ogóle nie myśli, że przytrafi mu się tak poważna choroba jaką jest rak. W moim przypadku – rak jądra – wspomina Michał.
Lekarz na początku podejrzewał przewlekłe zapalenie jądra. Dopiero, kiedy trafił do lekarza w Sanoku usłyszał diagnozę, której się nie spodziewał.
Tercja druga – atak
Okazało się, że stadium raka było w stanie zaawansowanym. Lekarze nie chcieli nawet czekać na wyniki markerów nowotworowych. Natychmiast zdecydowali o wykonaniu orchideoktomii, operacji usunięcia jądra.
– Myślałem tylko o tym, że chce mieć to jak najszybciej za sobą. Jest guz czyli trzeba się go pozbyć i jak najszybciej wracać na lód – wspomina Michał.
Jego stan fizyczny był bardzo dobry. Psychika Michała od początku nastawiona była na wygraną.
Nie tylko na lodzie
– Trafiłem do Szpitala M.C .Skłodowskiej w Warszawie. Dopiero tam uświadomiłem sobie, jak wielu ludzi choruje, jak ogromne kolejki wypełniają szpital. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jest całe mnóstwo osób, które zmagają się z problemem nowotworowym. Zrozumiałem, jak ważna jest profilaktyka, większa świadomość społeczeństwa – opowiada hokeista.
Po usunięciu jądra na Michała czekał trzymiesięczny cykl chemioterapii. Choroba wkroczyła w jego życie niespodziewanie komplikując sprawy zawodowe i osobiste. Miał żonę i synka. Jednak przed młodym małżeństwem, było ważne dla nich wydarzenie – ślub kościelny, na który oboje z niecierpliwością czekali. Wszystko było zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. Ślub miał się odbyć na dwadzieścia dni po rozpoczęciu cyklu chemioterapii.
Ta chwila dla nich obydwojga okazała się lekcją pokory. Nie wiedzieli jak leczenie wpłynie na stan fizyczny Michała i podjęli trudną decyzję. Decyzję o przełożeniu daty ślubu.
– Przez cały okres choroby miałem ogromne wsparcie ze strony rodziny, przyjaciół i społeczeństwa hokejowego. Rodzina kibiców hokejowych jest fantastyczna! To pomagało, dawało siłę do walki, by zwyciężyć chorobę. W mojej pamięci na zawsze pozostanie mecz zorganizowany w Sanoku. Mecz w którym brała udział drużyna z Sanoka i koledzy z Kadry Narodowej, a sędzią był Jacek Chadziński .
Podczas trwania choroby siłę czerpał również z książek Armstronga, u którego kiedyś stwierdzono tą samą chorobę. W trakcie trwania chemioterapii kontynuował studia, dojeżdżał do Nowego Targu, a w domu spędzał wszystkie wolne chwile z synkiem.
Niestety, kiedy wszystko toczyło się swoim, wydawało się już optymistycznym rytmem, a Michał chciał wrócić do treningów – okazało się, że jest przerzut do brzucha i konieczna będzie kolejna operacja.
Tercja trzecia – wygrana
Jednak jego charakter, wsparcie ze strony rodziny, fanów i drużyny było niezastąpione. Michał walczył o życie i wiedział, że to jest jego najtrudniejsza walka. Walka, którą musi wygrać.
W walce o życie stanął na podium i dostał złoty medal.
Dzisiaj ma 40 lat. Jest szczęśliwym, zdrowym człowiekiem. Tatą dwóch młodych dżentelmenów, mężem ukochanej kobiety, prezesem Zarządu STS Sanok i trenerem młodych zawodników sanockiej drużyny hokejowej. Drużyny, która ma najlepszych kibiców we wszechświecie. Ten fantastyczny, pełen humoru i pogodnego nastawienia do życia człowiek, dzisiaj już wie, że najważniejsza jest profilaktyka i uświadamianie społeczeństwa, że im wcześniej udamy się do lekarza, tym lepiej, możemy wiele zyskać, bo w chorobie najważniejszy jest – czas.
Rak jądra dotyka najczęściej młodych mężczyzn przed 40 rokiem życia. Już od 15 roku życia chłopcy powinni zwrócić uwagę na profilaktykę.
– W otoczeniu moich znajomych słyszałem o przypadkach zachorowań. Moi koledzy bogatsi o moje doświadczenia, nie czekali z wizytą u lekarza w nieskończoność. Dzięki mojemu przykładowi szybko reagują na zmiany w organizmie. Są przypadki, że udało się uniknąć amputacji jądra i skończyło się tylko na naświetlaniach – kończy wspomnienia Michał.
Opracowała Edyta Wilk
Bardzo odwazny czlowiek, wspaniale, ze sie dzieli swa historia. Pomoze w ten sposob innym majacym ten sam problem. Czasem bog nie daje nam na
barki wiecej niz to co mozemy udzwignac. (Czasem lapiemy za duzo i potem dziwimy sie ze jest tak trudno.)