Janusz Szuber, poeta. Będziemy pamiętać
Co o Tobie napisać, Januszu, teraz, kiedy wyruszyłeś w podróż po srebrnopiórych ogrodach? O Tobie, który w swoich wierszach „krótką wieczność” darowałeś tak wielu zmarłym, bo miałeś moc wskrzeszania słowem skrzydlatym? Tomiki i wybory poezji powiedzą o Tobie najwięcej, choć nie odsłonią wszystkiego, zaledwie – kruchy profil.
Sanok – Warszawa – Sanok
Janusz Szuber urodził się 10 grudnia 1947 roku i ta data zapisze się na długo, nie tylko w sanockich kalendarzach, jako dzień upamiętnienia dorobku i zasług wybitnego poety. Dzieciństwo – szczęśliwe, zawsze to podkreślał – spędzał w Krynicy, u dziadka Stefana, albo w Warszawie na Filtrowej, u ciotki Krystyny Jarosz.
Choroba zmusiła Janusza do przerwania studiów polonistycznych na warszawskiej polonistyce. Długi pobyt w szpitalu, potem powrót do rodzinnego Sanoka, do mieszkania przy Sienkiewicza. Śmierć rodziców. Przeprowadzka na Rynek 14/1, adres upamiętniony w tytule jednego z ostatnich tomików wierszy. O to mieszkanie, na parterze, dla chorego kolegi po piórze wstawili się u ówczesnego burmistrza Zbigniewa Daszyka m.in. Wisława Szymborska i Czesław Miłosz. Było to niedługo po tym, kiedy Janusza Szubera, jeszcze na Sienkiewicza, odwiedził Jerzy Buzek, premier polskiego rządu.
U siebie, w Rynku
W sąsiedztwie Rynku 14 – klasztor oo. Franciszkanów, gdzie pamiątkowe epitafium Jana Ignacego Lewickiego, kasztelana inflanckiego, przodka po kądzieli, a nieopodal kamienica, w której mieszkał i przyjmował pacjentów doktor Maurycy Drewiński, pradziad poety, brat Teodozji – „żelaznej” damy przedwojennej sanockiej oświaty.
Sanok był dla Janusza Szubera swoistym palimpsestem, wymagającym skupienia i uważności przy odsłanianiu bezcennych śladów dawnych istnień i tajemnic przeszłości. Odkrywał je cierpliwie, by czerpać z ich bogactwa tkankę dla opowieści uniwersalnej i ponadczasowej. „W swojej poetyce klasycyzującej staram się pisywać tak, żeby to było weryfikowalne. Jeżeli rzeczy, o których piszę, są weryfikowalne językowo i gramatycznie w języku polskim i okazują się takie w tłumaczeniach, to mogę powiedzieć o sobie, że bywam poetą” – powiedział w ostatnim wywiadzie dla pisma „Integracje”, dwa tygodnie przed śmiercią.
W świecie
Wiersze Janusza Szubera były doskonale weryfikowalne. Tłumaczone na wiele języków, docierały do najdalszych zakątków świata. Czytali je i komentowani, Hiszpanie, Serbowie, Ukraińcy, Brazylijczycy. Kiedy w „The New Yorker” ukazała się „Mgła”, a potem w znanym nowojorskim wydawnictwie „They Carry a Promise: Selected Poems” w tłumaczeniu Ewy Hryniewicz-Yarbrough, literackie blogi w Stanach Zjednoczonych pełne były pozytywnych uwag, wręcz zachwytów, a recenzent „The Literature Today” pisał, że Janusz Szuber wtóruje największym polskim poetom współczesnym, czerpiąc z ich doświadczeń i jednocześnie zachowując własną oryginalną dykcję.
Pierwszy wiersz?
Tak na pytanie o „pierwszy wiersz” odpowiedział Janusz Szuber w swojej ostatniej rozmowie dla mediów:
„Mam lat 72, a moje pierwsze wiersze powstały pięćdziesiąt parę lat temu. Od tych wierszopisarskich usiłowań minęło ponad pół wieku. Odwołam się tu do znakomitej formuły zawartej w tytule utworu Goethego „Z mojego życia. Zmyślenie i prawda”. Podobnie jest i u mnie, bo po tylu latach wiele będzie w tym, co się mówi o przeszłości – zmyślenia, jakiejś autokreacji wynikłej z upływu czasu, a na to nakładają się opinie krytyków, recenzje, opracowania i również wywiady. Nie prowadzę dzienników, a jeśli nawet coś podobnego prowadziłem, to znikło razem z rękopisami prawie wszystkich tekstów – są usuwane po jakimś czasie, żeby nie gromadzić makulatury. A więc nie pamiętam owego pierwszego, mitycznego wiersza, a jeśli nawet przypomnę sobie jakiś, to nie będzie oznaczało, że był pierwszy. Zacząłem pisać przed pięćdziesięcioma laty, a jednocześnie – bo to jest pewien konkret – stosunkowo późno. Wbrew temu, co mówi wielu piszących, nie miałem takiego pragnienia od kołyski; ono we mnie nie buzowało, aż wreszcie wybuchło pełnym płomieniem. Pisząc pierwsze teksty, próbowałem, czy się sprawdzę. Podobnie jak rysowałem bez przekonania, że będę malarzem, albo, pisząc teksty prozatorskie, sprawdzałem, czy mi to wyjdzie, czy się uda. W moim pisaniu wierszy nie było nic z tzw. romantycznego powołania”.
Wiersze ostatnie
Czytelnikiem Szuberowych wierszy, tych podsuwanych nieśmiało do oceny przed pięćdziesięcioma laty, był profesor Uniwersytetu Warszawskiego Zdzisław Łapiński. Panowie utrzymywali ze sobą kontakt przez lata. Kiedy 1 listopada przekazałam Profesorowi smutną wiadomość, odpowiedział z ciężkim westchnieniem, że dzień wcześniej dotarł do niego piękny „Zdrój uliczny”…
„Zdrój uliczny” to bibliofilski tomik, wydany w październiku staraniem Janka Wolskiego i rzeszowskiej „Frazy”. Janusz bardzo się spieszył, popędzał nas, aby przygotowany przez niego starannie plik, dopieszczony, po wielokrotnej korekcie trafił do drukarni. Tak się stało. Wydawnictwo przysłało książki, na których autor zobowiązał się osobiście wpisać numery – od 1 do 73. Wpisał, choć ta czynność w ostatnich dniach życia sprawiała mu ogromną trudność. W poniedziałek 26 października spod Rynku 14 odjechała karetka w kierunku szpitala, a niedługo potem kurier – z paczką dla wydawnictwa w Rzeszowie.
Choroba
„Kiedy zdecydowałem się na debiut, byłem już ewidentnie niepełnosprawny, ale żeby sytuacja była jasna i przejrzysta: przez parę lat starałem się zaistnieć w szerszym odbiorze – nie mówić o niepełnosprawności i nie zwracać na nią uwagi. Nie dlatego, że się jej wstydziłem – niepełnosprawność nie ma z tym nic wspólnego – tylko że może wywołać u tych, którzy czytają, taką pobłażliwą ocenę: „jak na niepełnosprawnego, to on pisze dobrze”. Bo dla niepełnosprawnego sportowca mamy inne wymagania, bardzo specyficzne kryteria. Nie chciałem, żeby dla oceny moich wierszy były kryteria ulgowe” – to kolejny cytat z wywiadu, nagranego dwa tygodnie przed śmiercią poety i opracowanego przez Janinę Graban dla pisma „Integracje”.
Heroizm dnia codziennego
Janusz Szuber to heros w zmaganiach z materią codzienności, która człowiekowi niepełnosprawnemu ruchowo stawia wyzwania niewyobrażalne dla zdrowych. Heros w znoszeniu bólu i cierpienia, w których nie widział nic wzniosłego i zżymał się straszliwie, gdy ktoś sugerował, że uszlachetniają. Rozmawiam, już po śmierci Janusza, z Kasią Kubisiowską, która mówi mi, że nigdy ani przez moment nie myślała o Januszu jak o osobie niepełnosprawnej. Prawda. Niepełnosprawność, cierpienie, degradacja ciała były wyłącznie jego, bo tak chciał.
Był wspaniałym człowiekiem. Ciekawy świata, nieustannie zdziwiony światem – jego pięknem, strukturą, ale i niegodziwością, której genezę często wyprowadzał z natury. Uwielbiał czytać i o swoich wrażeniach z lektur rozmawiał z przyjaciółmi, najczęściej przez telefon. Ostatnio kupił kilka używanych książek, lektur, do których chciał wrócić po latach, między innymi „Rękopis znaleziony w Saragossie”, który go dopiero teraz zachwycił, kilka pozycji Jana Parandowskiego przeczytał, dokonując drobiazgowej egzegezy wybranych fragmentów. Żałuję, że nie nagrałam naszych ostatnich z Januszem rozmów o książkach. Dziś są nie do odtworzenia. Na moim biurku: Iwaszkiewicza „Pisma muzyczne” i poezje Rilkego w tłumaczeniu Mieczysława Jastruna – podarki ostatnie od Janusza, przedyskutowane telefonicznie pod względem zawartości wzdłuż i wszerz.
„Jestem ograniczony tym, co przeżyłem”
Janusz Szuber, ostatni wywiad: „Ze względu na taki, a nie inny przebieg mojej biografii wiele elementów z niej udało mi się – i to skutecznie – tak wyważać, żeby nie pamiętać. Nie dlatego, żeby były przerażające, chociaż bardzo dotkliwe. Uważałem, że sprawy bardzo dotkliwe nie powinny być domeną jakiegoś namysłu, przeżywania, komentowania i żeby z tego wyrastały wiersze. Jeżeli posługuję się swoją biografią, to nie dlatego, że uważam ją za ważną, jedyną taką, ale dlatego że to obszar i możliwości mi dostępne. Oczywiście mogę poznawać świat za pomocą innych narzędzi, ale i one, i to poznawanie będą w jakimś sensie wtórne. Dzięki swojej biografii czy faktom, które wchodzą w kontakt ze mną, mogę sobie pozwolić na konstruowanie, a nie dosłowne odtwarzanie. Mimo że pewne fakty można by zlokalizować, to jednak poziomy rzeczywistości i przetworzenia są w dużej dysproporcji. Wszystko musi być jakoś przetworzone, nie może być bezpośrednie. Autobiografia to zachowanie pewnej zgodności z przebiegiem rzeczywistości. W swojej twórczości z jednej strony jestem ograniczony tym, co przeżyłem, a z drugiej – to, co przeżywam, należy skonstruować tak, żeby mogło służyć jako pewne uogólnienie”.
Zapamiętamy, każdy z nas
Zapamiętamy: poetę czytającego podczas wieczorów autorskich, drobnego mężczyznę na wózku inwalidzkim wpatrzonego w krajobraz Słonnych Gór z dziedzińca sanockiego zamku, posiedzenia w karczmie albo na patio przy Rynku 14, za dawnych dobrych czasów, gdy do Sanoka przyjeżdżali Antoni Libera, Bronisław Maj, Joanna Szczepkowska, Anna Dymna, Agnieszka Kołakowska, Wilhelm Dichter, Paweł Huelle, Krzysztof Lisowski, Jerzy Illg. Zwiedzanie zamkowych ekspozycji z Wiesławem Banachem jako przewodnikiem, wrażliwość na malarstwo, rzeźbę i grafikę, której liczne dowody w wierszach i udokumentowanych rozmowach. Spotkania z czytelnikami w Krakowie, i jedno, jakże dla Ciebie ważne, w warszawskiej Kordegardzie, na które przychodzili Wisława Szymborska, Julia Hartwig i wielu innych znakomitości, z którymi na co dzień mogłeś utrzymywać kontakt tylko telefoniczny i, dopóki dawałeś radę, listowny.
Będziemy pamiętać.
Małgorzata Sienkiewicz-Woskowicz
W związku z licznymi pytaniami o pogrzeb Poety, pragnę poinformować, że o dacie uroczystości zdecyduje cioteczna siostra Janusza Szubera, Grażyna Jarosz.
Ciekawy artykul, ten poeta mial dobra postawe do zycia i jego
niesprawnosci. Poezja to ciekawa dziedzina, troche w zyciu pomaga a troche przeszkadza bo czesto odsuwa nas od realistycznosci. No, ale, dla kazdego cos innego.