Jak dawniej świętowano

Świątecznie od wigilii do Trzech Króli

 

Kolędnicy z Brzeżawy, 1963 r. fot. A Miller

Kolędnicy z Brzeżawy, 1963 r. fot. A Miller

Czas świąt Bożego Narodzenia to chwile rodzinnych spotkań, odwiedzin dalszych i bliższych krewnych, wręczania sobie prezentów. Czas świąt to czas kultywowania tradycji, które niestety przez zmianę stylu naszego życia i komercję powoli odchodzą w zapomnienie. Przypomnijmy sobie niektóre z nich.

Adwent

Kolędnicy z szopką M. Mazurka Brzeżawy, 1963 r. fot. A. Miller

Od zamierzchłych czasów życie człowieka było ściśle związane ze zmieniającymi się porami roku. Współzależność między przyrodą a człowiekiem, miało swoje odzwierciedlenie w roku obrzędowym. Jednym  z najważniejszych świat było święto Bożego Narodzenia, którym zwyczajom pochodzącym niekiedy z zamierzchłej przeszłości nadano chrześcijańskie znaczenie. Boże Narodzenie poprzedzał czterotygodniowy Adwent. Zaprzestawano wtedy zabaw, śpiewów, milkła muzyka. Prace w polu były skończone i uważano, ze ziemia odpoczywa. W okresie Adwentu obchodzono dni świętego  Mikołaja (6 grudnia) i Łucji (13 grudnia). Na Podkarpaciu Św. Mikołaj (biskup z Miry) uważany był za opiekuna pasterzy chroniących stada przed wilkami. Tego dnia dawano dzieciom pod poduszki podarki Dzień św. Łucji był czasem, w którym wzmagała się działalność czarownic, które jadąc na pociaskach urządzały zloty na wsi. Od tego dnia odkładano po polanie aż do Wigilii, podczas której rozpalano z nich ogień i w garnku gotowano powązke do odcedzania mleka. W powązkę wbijano szpilki, które uważano, że kłują czarownice, które odbierają mleko. 12 dni od dnia Św. Łucji po Boże Narodzenie wróżono jaka będzie pogoda w poszczególnych miesiącach, jaki urodzaj na polach, łąkach i sadach. Uważano, ze lepszą wróżbę dają dni od Bożego Narodzenia do trzech Króli, Tego dnia dziewczęta wstawiały do wody gałązkę czereśni. Jeżeli gałązki zakwitły na Gody wróżyło to pomyślność w nadchodzącym roku. Uważano, że „Św. Łuca dnia przyrzuca”. Najważniejszym dniem w roku była wigilia, a jej przebieg rzutował na cały nadchodzący rok. Poprzez magiczne działania usankcjonowane zwyczajami można było sprawić, by nadchodzący rok był jak najlepszy.

Wigilia

Wczesnym rankiem domy odwiedzali połaźnicy (chłopcy lub mężczyźni). Mówiono, że kobieta to dziurawy połaźnik i gdyby taka odwiedziła dom, to wróżyłoby nieudany rok.

Kolędnicy z "turoniem" z Lutczy 1968 r. fot. Romuald Biskupski

Kolędnicy z „turoniem” z Lutczy 1968 r. fot. Romuald Biskupski

Na szczęście, na zdrowie, na świętą wilię,
ażebyście mieli tyle grochu,
ile na drodze prochu,
żebyście mieli tyle cieliczek,
ile w lesie jedliczek,
żebyście mieli ogórki,
jak u Jaśka z górki,
żebyście mieli w każdym kątku po dzieciątku,
a na piecu troje,
takie są życzenia moje.

Każda czynność wykonywana przez domowników była wróżba na nowy nadchodzący rok. Dorośli starali się wykonywać prace, które szły im płynnie, by praca szła im lekko w ciągu roku. Dzieci musiały być koniecznie grzeczne. W tym dniu starano się nic nie pożyczać by z domu nic nie ubywało.

Izba była odpowiednio przygotowywana w rogu stawiano na półce, na której zwykle stała figurka Matki Boskiej  lub krzyżyk umieszczano mała szopkę ze scena narodzenia  zwana „betlejemską” Gospodarz przynosił snop zboża, który stawiano w kacie, zwany dziadem wigilijnym”. Przynosił wiązkę słomy która rozścielano na podłodze i siano, które umieszczano pod białym obrusem. W siano wsypywano ziarna zbóż.

Pod stołem kładziono ostre, żelazne przedmioty siekierę, trzósło i lemiesz od pługa by odpędzały złe moce. Nogi stołu otaczano łańcuchem. Podczas wieczerzy stopy trzymano na metalowych przedmiotach stopy wierząc, że się będzie miało żelazne zdrowie.

U powały wieszano czubek sosny lub jodełki zwany „połaźniczką” lub”jutką”. Formą świątecznej dekoracji były pająki wykonane za słomy, bibułki, fasoli a nawet pierza. Choinka pojawiła się dopiero na początku XX wieku, nazywana drzewkiem. Dekorowano ją jabłkami, orzechami, zabawkami zrobionymi ze słomy, papieru, wydmuszek jaj, które wykonywali domownicy podczas długich zimowych wieczorów.

 

Przed wieczerzą wigilijna wszyscy myli się w wodzie do której wrzucony był srebrny pieniądz. Wieczerza zwana była również pośnikiem, a siadano do niej z chwila pojawienia się pierwszej gwiazdy. Zapalano świecę wstawioną w naczynie z ziarnem, która paliła się całą wieczerzę.

Na początku dzielono się czosnkiem w łupinie , mówiąc:

Nie łup mnie do gołego
Będę cię bronił od wszystkiego złego

 

Dzielono się opłatkiem z miodem składając sobie życzenia. Potraw było dwanaście jak dwanaście miesięcy i dwunastu apostołów. Potrawy musiały być przygotowane ze wszystkich płodów jakie dają pola, łąki sady i ogrody. Jadano z jednej wspólnej miski drewnianymi łyżkami. Pod każda następną miskę podkładano opłatek, jeżeli się przylepił wróżono dostatek na produkty z których była przygotowana potrawa. Z każdego dania odkładano łyżkę do skopca dla bydła. Jedzono żur z grzybami, kwasówkę z grzybami, kapustę z grochem, fasolę ze śliwkami, kaszę jęczmienna i hreczaną, pierogi z kapustą, kaszą, grzybami, śliwkami, gołąbki z kaszą. Na koniec podawano bobalki – kluski z makiem. W wielu domach pojawiała się kutia z gotowanej pszenicy z makiem, miodem i orzechami. Podczas wieczerzy pijano juszkę – kompot z suszu.

Wieczerza przebiegała w poważnym nastroju, nikomu nie można było odejść od stołu. Tylko gospodyni mogła się oddalić. Najlepiej by do stołu siadał parzysta liczba domowników, jeśli tak nie było do stołu sadzano kukłę ze słomy lub kota. Obserwowano długość cienia rzucanego przez wieczerzających – długi oznaczał długie życie.

Przy jedzeniu kapusty łapano się za głowę, aby kapusta rosła duża. Kutie podrzucano do powały a jak ziarna się przylepiły to miał być urodzaj na pszenicę. Podczas jedzenia grochu łapano się za włosy mówiąc „wiąż się grochu wiąż”. Do grochu zapraszano wilka, zaklinając by nie pojawiał się przez cały rok:

Wilczku chodź do grochu,
jak nie przyjdziesz, nie przychodź do roku.

 

Nie wolno było pozostawiać niedojedzonych potraw, by ich nie brakło w ciągu roku. Po wieczerzy dziecko które pasało krowy, związywało łyżki powrósłem, by krowy się rozbiegały po pastwisku. Rzucano słomę do powały i tyle ile źdźbeł się przyczepiło tyle snopków zboża miano zebrać w przyszłym roku. Przepowiadano pogodę – dzieliło się cebule na łuski do których to niby „miseczek” gospodarz sypał trochę soli. Każda oznaczała kolejny miesiąc, i ta w której sól się roztopiła- oznaczała miesiąc mokry.

Gospodarz wychodził do sadu aby obwiązać drzewa słomianymi powrósłami. Czasem zastraszał drzewa siekierą, grożąc, że w wypadku nieurodzaju będą ścięte.

Po skończonej wieczerzy gaszono świecę. Jeżeli dym unosił się do drzwi, wróżyło to śmierć w rodzinie.

Wróżby matrymonialne były częścią wróżb wigilijnych. Wyciągnięcie  podwójnego źdźbła zapowiadało szybkie zamążpójście. Rzucano buty w stronę drzwi, i tej panny której but zwrócił się czubkiem do wyjścia oznaczało to rychły ślub.

W noc wigilijna dzieci kładły się spać na rozścielonej podłodze. Baraszkowały w niej, a matka udawał kwoczkę. Zapowiadało to dużo ilość kwoczek. Noc wigilijną uważano za szczególna. Wierzono, ze woda w rzekach i strumieniach zmienia się w wino, kwitną drzewa owocowe, a zwierzęta mówią ludzkim głosem. Ten kto by je jednak usłyszał miał umrzeć w nadchodzącym roku.

Kawalerowie robili różne psoty zamalowywali okna błotem, rozbierali i wynosili na dach wozy, itp. Wszyscy udawali się na pasterkę. Jeżeli na niebie było dużo gwiazd, zapowiadało to urodzaj.

Pierwszego dnia Bożego Narodzenia, rankiem przychodzili połaźnicy z życzeniami. Dawano im konewkę, by przynieśli wody i po włożeniu do tej wody pieniążka i kromki chleba domownicy się w niej myli. Wprowadzono do izby konia, byczka lub koguta. Rozmawiano z nim, głaskano, dawno chleb mówiąc, ze to połaźnik. Tego dnia nie wolno było wykonywać innych prac poza nakarmieniem bydła i nie wolno było się położyć bo była to wróżba zapowiadająca legnięcie zboża i lnu.

Drugi dzień poświęcony jest Św. Szczepanowi. Do kościoła przynoszono owies, którym na pamiątkę ukamienowania obrzucano księdza i dziewczęta. Dziewczętom zapewniało to urodę i powodzenie. Poświęcony owies dodawano do ziarna siewnego.

Do domów w których były panny przychodzili „śmieciarze”, to jest młodzi kawalerowie. Sprawdzali czy słoma z wigilii została posprzątana, jeśli nie panna musiała za sprzątanie zapłacić wódka. Najczęściej izby były posprzątane, więc kawalerowie przynosili słomę ze sobą i rozrzucali. Śmieciowanie było formą zalotów, zawsze kończyło się poczęstunkiem.

Już pierwszego dnia świat, wieczorem zaczynali chodzić przebierańcy z gwiazdą, szopką, z turoniem lub kobyłą, przedstawiający widowisko „Herody”. Na terenie Podkarpacia szopki nazywano „betlejemkami” ze względu na najważniejszą scenę narodzenia Jezusa w Betlejem.

Na nowy Rok po wsi chodzili chłopcy z życzeniami „po Szczodrakach”. Za składane życzenia dostawali małe bochenki upieczonego specjalnie na ten czas chleba. Wchodząc do domu mówili:

Na szczęście na zdrowie, na ten nowy rok,
Prosimy was państwo o szczodrok
Jak nie macie szczodraka, dajcie chleba glon,
Zapłaci wam Pan Jezus i ten święty Jan.
Gdy dzieci zostały obdarowane, wówczas złośliwie życzyły:
Diabeł, kąkol, stokłosa,
Urwie babie pół nosa,
A dziadowi pól dupy,
Niech ucieka z chałupy.

W okolicach Sanoka chodzili „słomianiki” ubrani w kożuchy wywrócone włosem na wierzch, przepasani powrósłami, na głowach mieli wysokie czapki. Towarzyszący im „Żyd”  składał życzenia:

Żebyście mieli takie żyto jak koryto
Żebyście mieli pszenice jak rękawice
Takie gospodynie, jako dynie
Żebyście mieli tyle wołków, co w płocie kołków
Żebyście mieli  tyle cieliczek, co w lesie jedliczek
Żebyście mieli tyle dzieci ile w kacie śmieci
W każdym kątku po dzieciątku,
A na piecu troje

W święto Trzech Króli święcono w kościele kredę, kadzidło i złoto. Po przyjściu do domu kredą pisano na drzwiach inicjały K+M+B i aktualny rok a kadzidło spalano.

Drugiego lutego obchodziło się święto matki Bożej gromnicznej . Świeciło się gromnice niegdyś robione z pszczelego wosku. Do świecy niekiedy przywiązywano  pasmo przędziwa, które używane było do spalania „róży”. Po przyjściu do domu wypalano krzyżyk na tragarzu.

Zimowy cykl obrzędowy zamykały zapusty. Trzy ostatnie dni nazywano szalonymi, po wsiach w karczmach lub domach gromadzkich odbywały się tance „na leni konopie”.

 

Opracowała Edyta Wilk na podstawie zebranych  materiałów Danuty Blin – Olbert i Marii Marciniak z Muzeum Budownictwa Ludowego