Pielęgnujemy dawne przodków obrzędy – rozmowa z Marianną Jarą

 

 (…) Pielęgnujemy dawne przodków obrzędy:
to co weszło w zwyczaj, niech zwyczajem zostanie,
a to, co było, cośmy od Ojców zasłyszeli, lub sami jeszcze widzieli,
 przekażmy tym, co po nas przyjdą;
pomni, że gdzie była przeszłość, tam i przyszłość będzie.
/Leon Potocki/

 

Gdy ponad 30 lat temu Marianna przybyła do Sanoka z mężem i dwójką młodszych dzieci na zaproszenie J.E. Ks. Arcybiskupa Adama, Ordynariusza Diecezji Przemysko-Nowosądeckiej, jej mąż, ks. Protodiakon Antoni Jary na protodiakona, ona na dyrygentkę chóru diecezjalnego „Irmos”, nie planowali tu pozostać dłużej niż rok, góra dwa lata. Stało się inaczej. Sanok stał się ich domem na 30 lat i dziś nie wyobrażają sobie innego dla siebie miejsca. Święta Marianna obchodzi oczywiście według kalendarza juliańskiego, obrządek który w  wielu punktach zbiega się z świątecznym w Polsce. Zaprosiliśmy Mariannę by opowiedziała o zwyczajach związanym ze świątecznym czasem bożonarodzeniowym wschodniego obrządku. 

Marianno, żyjemy obok siebie, razem pracujemy, składamy sobie nawzajem życzenia świąteczne, ale czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy, że święta które obchodzimy są podobne, ale jednak pełne różnic. Może warto je przybliżyć i poznać siebie nawzajem lepiej. 

Tak. Tak samo żyjemy, tak samo kochamy i tak samo umieramy. I tak samo cieszymy się z podarków od świętego Mikołaja. Nasze święta są wg kalendarza juliańskiego o 13 dni później. Wigilia to  Sviatyj Weczir, który świętujemy 6 stycznia. W prawosławiu do świąt przygotowuje nas nie Adwent, a Post który trwa 40 dni, zaczyna się 28 listopada.  Przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia zaczynają się 4 grudnia na święto Wwedennia. Cały post jest czasem kiedy wstrzymujemy się nie tylko od mięsa, ale  nawet nabiału.

Choć wegetarianizm i weganizm jest coraz bardziej popularny i nie ma problemów z wyszukaniem pysznych jarskich przepisów, zapytam jednak: jakie potrawy jadacie?

Warzywa, zupy zwłaszcza kapuśniak, który jest takim wiodącym daniem postu, bardzo dużo potraw z kaszą, pieczone ziemniaki z tartym lnem, a w niedzielę dozwolona jest ryba. Ludzie poszcząc fizycznie starają się przygotować duchowo do spotkania z dzieciątkiem Jezus. Z ludowej tradycji uważa się, że 4 grudnia mogą już chodzić pierwsze pałaźniki. 4 grudnia uznaje się za czas, kiedy to przygotowania do świąt zaczynają iść  pełną parą. Rozpoczynają  się próby kolęd, jasełek, szycie strojów, w domu zaczyna się tłuczenie pszenicy na kutię. Kutię przygotowuje się bardzo długo, ale gotuje się jako ostatnie danie na Wigilię. 

Na kutię można znaleźć wiele przepisów.

Oczywiście, ale ja pamiętam jak robiono kutię w domu i staram się tą tradycję utrzymać. Kutia to pszenica, mak tarty, owoce i jagody suszone – regionalne. Do kutii ważne jest by dodać to co własnoręcznie było zbierane. Mogą to być jagody z lasu, maliny z sadu, suszone jabłka czy gruszki. I oczywiście miód, który krzepi! Co ważne, miska z kutią powinna stać tak długo na stole, aż będzie pusta. 

A kiedy przychodzi Mikołaj?

– Wspomnę jeszcze, że ten czas postu to kilka dni świętych. Świętej Katarzyny obchodzimy 7 grudnia, 13 grudnia świętego Andrzeja, 17 grudnia świętej Barbary, 19 grudnia natomiast świętego Mikołaja i wtedy właśnie pojawiają się prezenty. Na pograniczu zawsze żyło wiele mieszanych rodzin, które świętują według kalendarza gregoriańskiego i juliańskiego. Przygotowanie do wigilii trwa bardzo długo.

Wigilia zaczyna się od?

Rano wszyscy wstają do modlitwy, która zaczyna się od podziękowania Bogu, że wszyscy  razem dożyli tego dnia. Domownicy śpiewają trioparion, który nie jest jeszcze modlitwą bożonarodzeniową, ale poprzedzającą ten dzień. I wtedy wnosi się do chaty siano, nakrywa się stół białym obrusem i gospodyni zaczyna rozpalać ogień. Gospodyni powinna być w odświętnych ubraniach. W moim domu było tak, że wszyscy się ubierali w wyszywanki i w tych odświętnych strojach robiło się wszystko, gotowało. Zamężne kobiety przykrywały głowy chustkami i zabierały się do przygotowania wieczerzy. Dzień wcześniej trzeba było zamoczyć pszenicę, wcześniej stłuczoną. Rano mama, jako gospodyni zlewała wodę z namoczonej pszenicy do jakiegoś naczynia, wrzucała do niej monetę i obmywała wszystkich domowników: na szczęście, na zdrowie, na bogactwo, na dobrobyt! Mama myła oczy by widziały co dobre, uszy by słyszały dobre wieści, nosek, buzię…. Nie wolno było się wytrzeć, ta woda musiała wyschnąć. W tym czasie zaczynano śpiewać kolędy: Boh predwicznyj narodywsia. Oczywiście większość potraw jest wcześniej przygotowana, ale teraz jest ten czas by wszystko dopieścić. Jedynie kutia gotuje się od początku do końca w wigilię. Jako pierwsza na stół stawiana jest kutia i zapalane są świece. Wszyscy starają się być w spokojnym nastroju. Po kutii na stole pojawiają się: małe talerzyki dla każdego, jeden dla niespodziewanego gościa oraz czosnek i sól. Przygotowane jest oczywiście 12 potraw. Co na przykład? Barszcz z uszkami, postną grzybową, pierogi z ziemniakami, drugie pierogi z kapustą i grzybami, ryba w galarecie, smażona, śledzie, nie ma nabiału i tłuszczów innych poza olejem. 

Na tych przykładach widać, że mamy wiele wspólnego. Mieszkamy na pograniczu i wiele małżeństw było mieszanych, więc i w kuchni ścierały się tradycje dwóch rodzin.

Dokładnie, podam przykłady. Świętej pamięci nasz władyka Kyr Adam, który był Łemkiem, na wigilię zawsze dbał o to by były trzy plecione kołacze, w które wkładał świece. To  była tradycja z jego domu. A na przykład u mojego męża który pochodzi z Wołynia w wigilię nie podawano chleba, tylko smażone pączki. Samo drożdżowe ciasto jest postne, bez niczego. Na stole musiał pojawić się uzwar czyli kompot z suszonych owoców. Suszone owoce trzeba było mieć swoje uzbierane i poświęcone na święto Spasa czyli Przemienienia Pańskiego. Wtedy trzeba było owoce podzielić tak, by wystarczyły do wigilii. Najważniejszym atrybutem jest prosfora. Nie ma opłatka, tylko prosfora. To jest taki chlebek dwupiętrowy, który rozdaje się w cerkwi w niedzielę przed wigilią. Każdy dostaje kawałek. Głowa rodziny wita wszystkich i dziękuje Bogu za to, że spotkaliśmy się wszyscy i dożyliśmy tego dnia. Nie ma składania życzeń każdy z każdym jak to jest w zwyczaju katolickim. Po spożyciu prosfory, wszyscy siadają i muszą ząbek czosnku zamoczyć w soli i zjeść – to dawało gwarancję tego, że każdy będzie zdrowy. Potrawy spożywa się bardzo powoli, nikt się nie śpieszy. U nas w domu na przykład podaje się rybę w miodzie: rybka w miodzie upieczona, niechaj będzie pochwalona. 

Prosimy o przepis!

To proste. Rybę nacinamy, faszerujemy nacięcia cebulką i czosnkiem, posypujemy dużą ilością pietruszki nacieramy miodem. Do piekarnika! 40 minut i gotowe. 

O czym dyskutujecie podczas wieczerzy.

Nie rozmawiamy o polityce czy problemach. Skupiamy się na tym kto co komu życzy (dobrego). Kto jak się czuje. Co udało się przez cały rok  dobrego osiągnąć, zrobić, komu pomóc. Nie mamy tradycji prezentów pod choinkę. U nas prezenty przynosi tylko Mikołaj. Pod choinką ma być szopka, a w kącie Diduch. Diduch to snop żytni, który w czasie żniw zostawał na polu, zwany brodą. Do brody przynoszono mleko i chleb, później ta brodę ścinano, chowano na strychu i czekał na wigilie. Oczywiście zamiast choinki były pająki, które robiliśmy sami. Diduch był 8 stycznia palony, ale układało się go w bramie w formie krzyża. Jest symbolem spalonego pogaństwa, które zmieniło się w krzyż. Pamiętam z czasów dzieciństwa, kiedy wszyscy szli do cerkwi, wzdłuż ulicy było widać mnóstwo czarnych krzyży na białym śniegu. Spalony diduch był symbolem tego, że w tym domu mieszkają chrześcijanie. Zwyczaj ma ponad tysiąc lat.

A ciasta? Pierniki?

Nie, tego na wigilię nie było. Kutia była słodkością. Dodam jeszcze, że z każdej potrawy zbierało się łyżkę do małej miseczki i razem z prosforą zanosiło do drugiego pokoju. Stawiało się na oknie i zapalano świece, modląc za zmarłych. Świeca miała płonąć całą noc. Trzeba pamiętać, że wigilia była robiona na chwałę Chrystusowi, nie dla jedzenia, nie przejadania tylko dla tej radosnej chwili narodzin Jezusa. Pierwszy dzień świąt jest nie do przyjęcia bez odwiedzin cerkwi. Tu w Sanoku w Boże Narodzenie cerkiew jest pełna. Zjeżdżają się studenci, rodziny, rodziny mieszane przychodzą w pełnym składzie, a czasem z gośćmi którzy po raz pierwszy znajdują się w cerkwi.  Boże Narodzenie jest czasem radości i docenienia rodziny. Znikają różnice, nieważne kto skąd jest czy w jakim wyznaniu jest wychowany – na Boże narodzenie wszyscy razem świętujemy. Cerkiew jest pełna radości. Korzystając z okazji pragnę przekazać najszczersze życzenia, by w każdym domu zagościła miłość do bliźniego, wtedy stanie ona wyrazem miłości do narodzonego Boga.

Rozmawiała Edyta Wilk