Czy raport z historii pojazdu wystarczy, żeby kupić dobre używane auto?
Już po tym, jak sformułowany został tytuł, pewnie się domyślasz, że odpowiedź brzmi „nie”. W takim razie, bez zbędnej zwłoki, przystąpmy do omówienia powodów, dla których to jedyna słuszna odpowiedź.
Raport raportowi nierówny
Przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, że każdy raport z historii pojazdu będzie miał jakieś słabe strony. To nawet nie jest wina twórców, bo serwisy takie jak www.carvertical.com/pl/historia-pojazdu są naprawdę solidnie przygotowane i pracują z doskonałymi bazami danych, ale przecież i do tych baz danych nie trafia wszystko, a to i owo trafia z opóźnieniem. To jasne, że kupującemu powinno zależeć na tym, żeby zamówić jak najlepszy i jak najpełniejszy raport, ale i tak warto pamiętać, że mogą się w nim pojawić pewne luki. To właśnie jest główny powód, dla którego nie można polegać jedynie na raporcie.
Warto poznać wyposażenie
Standardową procedurą oszczędzania na sprzedaży auta jest na przykład zdjęcie oryginalnych 18-calowych kół ze stopów lekkich i założenie tam jakichś dogorywających siedemnastek. Większe koła można przecież sprzedać oddzielnie, a auto pewnie i tak miało jakieś wersje fabryczne z 17-calowymi kołami, więc nie każdy zauważy podmiankę. Dlatego warto sprawdzić na bestvin.pl, z jakim wyposażeniem auto zjechało z taśmy. Każdy downgrade powinien w jakiś sposób znaleźć odzwierciedlenie w cenie. To jasne, że po latach zmienia się wiele rzeczy, ale jeśli jednocześnie schodzi się o półkę niżej, to ostatecznie wycena samochodu powinna zostać zweryfikowana.
Dokładne sprawdzenie dokumentów
Niektórzy oszuści naprawdę świetnie przygotowują swoje auta do sprzedaży. Nie tylko dbają o to, żeby raport z historii samochodu wyglądał odpowiednio, ale też tworzą dodatkowe dokumenty: fałszywe książki serwisowe czy potwierdzenia ze stacji diagnostycznych to norma już nie tylko w przypadku samochodów amerykańskich, ale też tych nieco droższych sprowadzanych z Europy Zachodniej. Niekiedy jednak problemem jest coś zupełnie innego: umowa in blanco albo „na Niemca”, której poprawności nie ma jak zweryfikować, a pochodzenie samochodu wtedy wcale nie jest pewne, czego by raport nie twierdził.
Kontrola w SKP lub u mechanika
Raport, lista wyposażenia i dokumenty to sprawy formalne. Teraz trzeba jeszcze skupić się na stanie faktycznym, czego większość kupujących samodzielnie nie będzie w stanie zrobić. Przy tańszych autach można się ograniczyć do pełnej ścieżki diagnostycznej na stacji kontroli, ale im większe pieniądze leżą na stole, tym bardziej warto podzielić się nimi z mechanikiem, który dokładnie obejrzy auto z każdej strony lub weźmie je na jazdę próbną. Bo nawet jeśli wyposażenie zgadza się ze specyfikacją, a dokumenty są w porządku, to przecież jeszcze nie znaczy, że sprzedający nie podgonił samochodu motodoktorem albo nie przegapił terminów serwisowych lub nie pominął co droższych napraw (dwumasa, dwumasa – tu znaczące chrząknięcie), żeby zyskać więcej przy sprzedaży.
Analiza ogłoszenia
Na koniec warto jeszcze wspomnieć, że warto sobie wydrukować całe ogłoszenie i zostawić razem z dowodem zakupu. Jeśli ktoś z rozpędu napisał tam, że auto jest w doskonałym stanie technicznym, a to się okaże nieprawdą, już będzie poważna podkładka, którą można się wspomóc nawet przy dochodzeniu swoich praw w sądzie. Wtedy też można udowodnić, że się auto sprawdzało, przedkładając raporty i wydruki z diagnostyki.
Ostatnie komentarze