Dr Aleksander Wajcowicz – dobroczyńca Międzybrodzia. Mija 120 lat od jego śmierci
MIĘDZYBRODZIE. Jadąc drogą z Trepczy do Mrzygłodu widać ją – zwłaszcza jesienią i zimą – stojącą dumnie na wysokim, skalistym brzegu Sanu. Aby przyjrzeć się jej z bliska trzeba przejechać metalowy most w Sanoku prowadzący na Białą Górę. Wąska asfaltowa droga poprowadzi nas obrzeżami miasta, następnie wzdłuż rzeki i skrajem lasu. Nagle zza drzew ukaże się naszym oczom w całej swojej okazałości. Zagubiona w zieleni, osamotniona jako jedyny obiekt architektury, stojąca nieomal u stóp historycznej góry Horodyszcze zwanej przez miejscowych Fajką po drugiej stronie rzeki. W tym miejscu stykają się aż cztery mezoregiony: Kotlina Jasielsko-Krośnieńska, Pogórze Dynowskie, Pogórze Bukowskie oraz Góry Sanocko-Turczańskie, zwane niegdyś Sanockimi, w obręb których wchodzą także Góry Słonne. Sama cerkiewka oraz grodzisko na górze Horodyszcze leżą w największym przewężeniu doliny Sanu, zwanym też „przełomem międzybrodzkim”, który zamykał od północy wylot Kotliny Sanockiej. To była niezwykle ważna i strategiczna lokalizacja, ponieważ zapewniała pełną kontrolę nad wielkim historycznym szlakiem handlowo-komunikacyjnym prowadzącym z Węgier do Przemyśla.
120 lat temu, gdy kalendarz wymierzał rok 1900 i początek nowego XX wieku dobiegały końca prace przy jej budowie i wyposażeniu wnętrza świątyni. Międzybrodzie liczyło wtedy blisko pół tysiąca mieszkańców, w zdecydowanej większości Rusinów; mieszkało tu kilka rodzin Polaków i Żydów. Było oddzielną parafią dekanatu sanockiego w ramach greckokatolickiej diecezji przemyskiej. Przed wejściem w życie uchwał Unii Brzeskiej z 1596 roku opiekę duszpasterską nad wiernymi obrządku wschodniego roztaczali duchowni Cerkwi Prawosławnej. Pierwsza historyczna wzmianka o parafii i proboszczu Międzybrodzia płacącym podatki staroście sanockiemu jest sprzed ponad pół tysiąca lat /1510/. Obecna murowana cerkiew jest w tym miejscu trzecią, a być może czwartą z kolei. Jeśli przyjmiemy, że wzmianka o parafii z początku XVI wieku sugeruje, że musiała być tu choćby mała świątynia to świadectwa historyczne wspominają o drewnianej kaplicy Ducha Świętego z 1793 roku, której proboszczem był ks. Joan Wajcowicz. W 1866 roku w wyniku pożaru uległa ona całkowitemu spaleniu i na jej miejscu zbudowano drewnianą. Były to trudne czasy galicyjskiej biedy. Ponadto zaraza cholery przynajmniej dwukrotnie w wieku XIX dziesiątkowała mieszkańców tych terenów. Świadectwem jest cmentarz na tzw. porubie w pobliskim lesie. Wg świadectwa najstarszej mieszkanki, zmarłej przed kilku laty Eugenii Hryszko przy drewnianym krzyżu jeszcze przed ostatnią wojną gromadzono się tam na wspólne modlitwy.
Aleksander Wajcowicz (1826-1901) pochodził z najbardziej znanego międzybrodzkiego rodu. Jego przodkowie – Szkoci z pochodzenia o nazwisku Watson – osiedlili się tu na przełomie XVI/XVII wieku i uzyskali wiele przywilejów królewskich /min. połowu ryb na Sanie, wyrębu lasu, warzenia piwa itp./ Spisane na pergaminie strzegli jako największy skarb rodzinny /dokument ten zaginął w czasie ostatniej wojny/. Aleksander będąc młodzieńcem uzdolnionym wokalnie w latach 40-tych XIX wieku pełnił funkcję odpowiedzialnego za śpiew liturgiczny w cerkwi. Można przypuszczać, że wspomniany wcześniej ks. Joan Wajcowicz mógł być bliskim krewnym i rodzina chętnie widziałaby go w przyszłości jako jego następcę. Aleksander odkrył w sobie powołanie do służby innym, ale nie jako kapłan, lecz medyk. Potrzebna była duża mobilizacja finansowa rodziców, aby zrealizować marzenia syna. Wyjazd i pobyt w Krakowie, studia na słynnym Uniwersytecie Jagiellońskim łączyły się ze znacznym wysiłkiem finansowym i ryzykiem, czy wytrwa w dążeniu do osiągnięcia ambitnego celu. W początku lat pięćdziesiątych XIX wieku Aleksander po ukończeniu studiów rozpoczął praktykę lekarską. Wiele kobiet zapewne nie odrzuciłoby propozycji małżeństwa i tytułu doktorowej, ale ten cenił sobie wolność i ostatecznie przez życie przeszedł samotnie. Musiał żyć oszczędnie i gdzieś odkładać zarobione pieniądze, skoro fundusz na tzw „czarną godzinę” pozwolił mu pod koniec życia na realizację pięknych dzieł społecznie użytecznych w rodzinnym Międzybrodziu.
Gdy wybuchło powstanie styczniowe w 1863 roku liczył lat 37 i podobnie jak wielu innych patriotów z zaboru austriackiego udał się na tereny zaboru rosyjskiego z pomocą bohaterskim powstańcom. Z narażeniem swego zdrowia i życia jako lekarz z powołania niósł pomoc wszystkim, którzy byli w potrzebie. Wg przekazów rodzinnych nie pytał o narodowość, wyznanie czy poglądy polityczne. Taka samarytańska postawa zjednała mu sławę i wdzięczność, zwłaszcza wśród najbiedniejszych podczas zesłania w głąb Rosji. Ale nie tylko prosty lud, także zamożni Rosjanie okazywali mu szacunek i traktowali jako „dar od samego Boga”.
Tęsknota za Międzybrodziem „krajem lat dzieciństwa” spowodowała, że powrócił tu na tzw. swoje „stare lata”. Porzucił zaułki zabytkowego Krakowa na rzecz malowniczych krajobrazów pogórza i płynącego Sanu. Liczna wtedy rodzina Wajcowiczów zapewne ucieszyła się przyjazdem swego słynnego krewniaka. Ten nie ukrywał, że pragnie zaangażować swoje zgromadzone przez lata środki materialne w rozwiązanie największych bolączek rodzinnej miejscowości. Najpierw dostrzegł pilną potrzebę kształcenia dzieci, stąd decyzja o budowie szkoły publicznej. Trzeba także było wznieść solidną plebanię, bo dotychczasowe częste zmiany proboszczów greckokatolickich z rodziną nie sprzyjały pogłębionej pracy duszpasterskiej. Jego ambicji nie zadowalała także odbudowana tymczasowo po pożarze drewniana cerkiew; dla Boga powinno powstać coś pięknego i trwałego, co przetrwa kataklizmy i wojenne zawieruchy. Nie wiedział, że ta najbliższa wybuchnie zaledwie za kilkanaście lat… I jeszcze jeden problem Międzybrodzia: most, który połączy mieszkańców lewej i prawej jego strony. Tego zadania nie zdążył zrealizować. Należy przypuszczać, że podejmując tak ambitne plany działania Aleksander mimo wieku cieszył się dobrym zdrowiem. Świeże powietrze, swojskie wiejskie produkty, ulubione mleko od kozy, a zwłaszcza życzliwość i szacunek jego rodaków pozwalały z nadzieją patrzeć w przyszłość. Tymczasem cienka nić życia zostaje nagle przerwana. 8 żołtnia czyli października 1901 roku Międzybrodzie pogrążyło się w głębokiej żałobie. Trumna z ciałem Wielkiego Dobroczyńcy spoczęła w nowo wybudowanej świątyni, a następnie złożono ją w grobie zlokalizowanym przy wschodniej ścianie cerkiewki. Kamienny pomnik z krzyżem odnowiony ostatnio staraniem pracowników MBL w Sanoku wzywa przechodzących do modlitewnej pamięci o jej fundatorze.
/pr/
Na zdjęciach: Widok od wschodu, południowego zachodu i z góry na międzybrodzka cerkiewkę. O każdej porze roku mimo upływu lat swoim pięknem zachwyca wielu tu przybywających Jej fundator z dumą może spoglądać na swoje dzieło. Portret Aleksandra Wajcowicza malowany przez Feliksa Bogdańskiego z Jaślisk – wykonawcy polichromii i ikonostasu umieszczony jest wewnątrz świątyni.
Ostatnie komentarze