Pomaganie niesie nadzieję. Z Niderlandów w Bieszczady

„Dla serc szlachetnych najwyższa rozkoszą, gdy drugim radość w niedoli przynoszą.” A. Asnyk.

Tak to już jest na świecie, że los nierówno obdziela ludzi. Majątkami, zdrowiem i szczęściem. Jak historia pokazuje, na świecie co chwilę wybuchają rewolucje, konflikty czy regularne wojny. Niektórzy muszą uciekać z własnych domów, inni pozostają by walczyć. Jedni potrzebują takiej czy innej pomocy, pozostali potrafią taką pomoc zorganizować.

 

Posłuchajmy niecodziennej opowieści Pierra z Holandii, którego los przywiódł w Bieszczady w związku z pomaganiem i podtrzymywaniem tradycji pomagania innym, tym którzy są w potrzebie.

 

Mama Pierra, Berta mieszkająca w Holandii już w czasach II wojny światowej zajęła się pomocą i współpracą z antynazistowskimi żołnierzami. Los sprawił, że natknęła się na Wiktora Kierisza pochodzącego z Katowic- Gliwic, który jako zakonspirowany agent działał w armii niemieckiej. Po wojnie Wiktor nie mógł wrócić do Polski, pozostał w Bielefeld i cały czas utrzymywał kontakt z rodzicami Pierra. Wiktor został uznany przez komunistów za kolaboranta, co za tym idzie nie mógł wrócić do rodzinnej miejscowości. Tęsknotę za rodziną łagodziła mu przyjaźń z rodzicami Piera. Obecnie niedaleko miejsca w którym mieszkał Pierre znajduje się cmentarz na którym spoczywają polscy żołnierze generała Maczka. Co roku młodzież holenderska i polska spotyka się by uczcić pamięć bohaterów tamtejszych czasów.

Czasy wojny zostawia we wszystkich niezapomniane uczucia i zmienia postrzeganie rzeczywistości. Dokładnie 40 lat temu (13 grudnia 2021) rozpoczął się stan wojenny. Mama Pierra znów zakasała rękawy. Stwierdziła, że nie będzie siedzieć z założonymi rękawami, skoro blisko jest kraj, gdzie potrzebna jest pomoc. Organizowaniem pomocy dla kraju w którym były puste sklepy, źle zaopatrzone szpitale, czy braki podstawowych rzeczy np. w domach dziecka. Pierr pomagając mamie, zaczął organizować pierwsze transporty do szpitali. Tiry (po 4-5 sztuk) wypełnione po brzegi sprzętem do szpitali i potrzebnymi lekarstwami jeździły do Polski. Przemierzały setki kilometrów przez Berlin, Wrocław, Warszawę. W warszawie następował przeładunek i część darów jechała na Suwałki, część w stronę Lublina, Sandomierza, Przemyśla, Jarosławia. Mama Pierra zauważyła, że największe potrzeby są na południowo i północno- wschodniej Polsce. Stworzyli Fundację Stichning Steun Kinderen in Polen, która zaczęła regularną współpracę z DPS-ami i Domami Dziecka. Podczas wielu lat współpracy w naszych okolicach Fundacja pomogła w remoncie Dom Pomocy Społecznej w Brzozowie, DPS w Zagórzu, Wielkich Oczach, szkołę w Cisnej. Mama Pierra zmarła w 1988 roku. Pierre obecnie dzieli swoje życie między Holandią a Polską.

Podczas podróży między wymienionymi krajami,  Pierre zakochał się w Bieszczadach. Jednak z Bieszczad niedaleko na Ukrainę, i razem z kolegą Lexem zaczęli odwiedzać naszych sąsiadów.

– Granica była dla mnie sztucznym tworem, nie czułem różnicy między Polską południowo-wschodnią a zachodnią  Ukrainą. Wszędzie są życzliwi ludzie, piękne krajobrazy i dzieją się interesujące historie – opowiadał Pierre.

Nikt nie spodziewał się, że wybuchnie wojna.

Kiedy tylko wybuchła, Pierre i Lex skontaktowali się z księdzem Janikiem z Myczkowiec.

– Nie zapytałem oczywiście czy pomagać, ale jak pomagać – mówi Pierre.

To naturalne, że chcieli pomóc. Na początku dwa razy dziennie organizowali busy wypełnione najpotrzebniejszymi rzeczami na granicę. Udało im się również zorganizować generator prądotwórczy  by gotować ciepłe posiłki na granicy. Drugi, bardzo duży generator trafił do szpitala na Ukrainie.

Koledzy chcą teraz skupić się na pomaganiu tu na miejscu. Odwiedzają najbliższe punkty pomocy uchodźcom. Chcą by ich pomoc była celowa.

– Chcemy podkreślić, że Holandia przyjmuje uchodźców. Ci, którzy chcieliby rozpocząć nowe życie w Niderlandach, mogą kontaktować się z Fundacją. Nikogo nie zostawimy bez pomocy i opieki. Służymy również pomocą w przedostaniu się do Holandii – dodaje na koniec Pierre.

Trudne czasy nastały, ale dzięki ludziom takim jak koledzy z Holandii i wielu innych, których nie sposób wymienić, jest nadzieja, że wszystko będzie dobrze…

Edyta Wilk

Dane kontaktowe

pierrefeiten@planet.nl

www.steunkindereninpolen.nl