Rozmowa z Sandrą i Adamem Paciorek
Marzenia się spełnia
Eliksir Cocktail bar funkcjonuje od roku w miejskiej przestrzeni. Po dawnej Pani K zostały tylko wspomnienia, rzadko słyszy się nazwę tego miejsca. Teraz chodzi się do Eliksiru, bo nazwa się przyjęła, a oferta lokalu przyciąga klientelę w różnym wieku. Jednak, pomimo faktu, że lokal jest cocktailbarem i jak najbardziej służy do wspólnych spotkań przy drinku, to oferuje gościom znacznie więcej. Szukając wydarzeń kulturalnych w mieście nie powinno się pomijać tego miejsca. W lokalu można posłuchać muzyki na żywo, zagrać w planszówki, potańczyć i weekendowo naładować baterie przed nadchodzącym tygodniem, a w okresie letnim zrelaksować na ogrodzie. W czym tkwi magia tego miejsca? W eliksirach? Gościach? Czy może atmosferze, o którą skrupulatnie dbają właściciele? O pierwszym roku działalności Eliksiru, wyzwaniach i rozczarowaniach opowiedzieli Emilii Wituszyńskiej właściciele lokalu Sandra i Adam Paciorek.
Ostatnio świętowaliście pierwsze urodziny swojego lokalu, jak minął Wam ten rok? Jakie mieliście oczekiwania w momencie kiedy zdecydowaliście się otworzyć lokal, a co otrzymaliście?
Adam: Ideą powstania Eliksiru było stworzenie miejsca spotkań. Chcieliśmy przedłożyć doświadczenie, które przywieźliśmy z Londynu na gastronomiczny rynek w Sanoku. Od dawna było to moim marzeniem. Butik był marzeniem Sandry, które spełniliśmy, nadszedł i czas na spełnienie mojego. W momencie, kiedy usłyszeliśmy, że pani K jest do wzięcia długo się zastanawialiśmy, ale zobaczyliśmy w tym miejscu potencjał. Troszkę je ogarnęliśmy…
Sandra: Chyba bardzo zmieniliśmy (śmiech). Odbył się tam generalny remont, to już nie jest ten sam lokal.
Adam: No tak, to prawda. Włożyliśmy sporo pracy w wygląd lokalu, by doprowadzić go do stanu, który goście mogą odwiedzać od roku. Wracając do zamysłu, naszą grupą docelową były kobiety, nie ujmując Panom. Jednak gdy przyjechaliśmy do Sanoka często zastanawialiśmy się, gdzie kobiety mogą się spotkać na drinka, posiedzieć, poplotkować i poczuć się dobrze. W mieście jest kilka restauracji do których warto iść, ale nie zawsze ma się ochotę na zamawianie jedzenia. Specjalizuję się w cocktailach, dlatego postanowiliśmy otworzyć typowy cocktailbar, który przez ostatni rok bardzo ewaluował. Odbywają się u Nas min. koncerty, czy imprezy z DJ. Ściągamy naprawdę różnorodnych wykonawców. Występowali u nas artyści z Australii, Nowej Zelandii, ale również wielu polskich wykonawców. Organizujemy tematyczne imprezy z DJ, więc każdy może znaleźć coś dla siebie. Zmienia się nie tylko oferta imprezowa, ale również zmieniają się cocktaile. Posiadamy w naszej ofercie takie które są od początku, tzw. Bestsellery – uwielbiane przez naszych gości, ale też zmieniamy się i wprowadzamy nowości. Sprowadzamy cięższe alkohole również dla wymagających smakoszy. Można u nas skosztować whisky z całego świata, gdyż mamy ich ponad 50 rodzajów. Naszym gościom chcemy zaoferować coś czego nie spróbują nigdzie indziej i to nam sprawia dużą frajdę. Tak naprawdę mnóstwo ludzi jeszcze u nas nie było, pomimo tego, że jest to niewielkie miasto, ale mamy świadomość, że proces docierania do pewnego grona osób jest długotrwały – jesteśmy cierpliwi.
Sandra: Mamy również stałych gości, którzy wracają do nas, ale też przyprowadzają nowe osoby, polecają nasze miejsce. Szczerze? Uważam, że możemy ten miniony rok uznać za bardzo udany, pomimo wszystkich trudności, jak wojna czy rosnąca inflacja. To był trudny rok i to nie jest tak, że nam to wszystko łatwo przyszło. Staraliśmy się zdobyć gości oraz żeby o nas słyszano. Musieliśmy dać dużo od siebie, żeby to do nas wróciło. Bo jednak utrzymanie się biznesu w tych czasach jest możliwe tylko wtedy, kiedy poświecą się mu dużo czasu, serca i słucha się uwag gości, którzy w pewnym sensie stanowią trzon naszej barowej egzystencji. Dla przykładu, goście ostatnio wspominają o sziszy, w lokalu nie ma takich możliwości, ale na ogródku czemu nie?
Adam: Prowadzimy rozmowy z profesjonalną firmą, która zajmuje się tym tematem. Jeśli się za coś zabieramy, to chcemy to robić na sto procent, dlatego wolimy oddać to w ręce profesjonalistów, aby było to bezpieczne, a goście żeby cieszyli się z takiej możliwości.
Wspomniałaś o inflacji, trochę wyprzedzając moje kolejne pytanie. Rosnąca inflacje nie pozostawiała złudzeń, utrzymają się „najsilniejsi”. Było Wam ciężko?
Sandra: Wiesz co? Jesteśmy ludźmi, którzy szukają rozwiązań zanim kryzys rozpocznie się na dobre. Uważam, że od narzekania jeszcze nikomu się nic nie poprawiło i trzeba zrobić wszystko by było jak najlepiej.
Adam: Inflacja trochę zatrzymała społeczeństwo. Ludzie liczyli każdy grosz i nie mieli pieniędzy na takie atrakcje. Cała gastronomia to odczuła. My sami wprowadziliśmy niezauważalne zmiany w lokalu, jak wykręcenie kilku żarówek, zamknięcie drugiej sali w mniej oblegane dni, wyłączanie lodówek z napojami na noc, bo piwo nie wymaga chłodzenia jak lokal jest zamknięty, a na przyjęcie gości było gotowe, jak lubią.
Sandra: My i tak jesteśmy takim lokalem, gdzie oferujemy dużo opcji, dzięki którym nie trzeba wydać dużo pieniędzy, żeby spędzić miły czas przy drinku. Zależy nam na tym, by goście mieli drinki w dobrych cenach dlatego oferujemy promocję tj. happy hours, gdzie dwa drinki są w cenie jednego przez dwie godziny w ciągu dnia oraz przez cały wieczór można zamówić KINLEY SET, gdzie zamawiasz sześć i trzy dostajesz gratis. Więc tak naprawdę, jeśli ktoś chce to naprawdę ma możliwość kulturalnego wyjścia w dobrej cenie. Nie wiem, czy to ze względu na wystrój, obsługę lub istnieje może inny czynnik o którym nam nie wiadomo, ale utarło się, że jesteśmy drogim lokalem. Nic podobnego.
Adam: Mało tego, w czasie kiedy inflacja szybowała w górę, my ani razu nie podnieśliśmy cen. Z czego to wynika? Może z zaradności i z faktu, że udało nam się zakupić alkohole w większej ilości po starych cenach, abyśmy mogli jak najdłużej utrzymać te same ceny, by goście nie ucierpieli na tym, na co tak naprawdę nikt z nas wpływu nie ma. To o czym Sandra wspomniała, o tych okazjach na drinki też nie wzięło się z nieba. Pozyskaliśmy sponsorów, jak Kinley, który zwyczajnie umożliwia nam wachlowanie ofertami, tak by wszyscy byli zadowoleni. Mamy promocje weekendowe. Możemy to zrobić i chcemy się podzielić tym z gośćmi.
Sandra: To jest nasza wiedza, doświadczenie i umiejętność rozmowy z przedstawicielami, by pozyskać tych sponsorów.
Adam: Sanok jest o tyle trudnym miastem, że handlowcy tutaj nie dojeżdżają. Ich współpraca kończy się na Rzeszowie. Żeby ściągnąć ich tutaj naprawdę musimy się kolokwialnie mówiąc nagimnastykować. Ponadto cały czas się szkolimy i również zapraszamy do siebie nasze zaprzyjaźnione sanockie lokale, jak np. Johnyss, czy lokal z Krosna Alchemia.
A czy jest coś, co Was rozczarowało w Sanoku?
Sandra: Mogłoby się wydawać, że powiemy goście, jednak nie. To co nas rozczarowuje to niektórzy przedsiębiorcy. Chora forma konkurencji, której my nie praktykujemy. W Sanoku nie ma drugiego typowego cocktailbaru, a nawet jeśli by był, to co? Serwowali by inne cocktaile, była by inna oferta, inny klimat. Uważamy, że każdy ma swojego odbiorcę w danym czasie. W jeden dzień mam ochotę na steka, czasami na pizzę, a innym razem na pierogi i wybiorę trzy różne miejsca. Czy to jest złe? Nie sądzę.
Adam: Obecnie jesteśmy jedynym cocktailbarem, ale jest wiele restauracji, które oferują fajne promocje na obiady, my oferujemy tańsze drinki. Czy to się wyklucza i jest powiedziane, że jak zjadłeś kolację w miejscu A, to nie możesz iść napić się drinka do miejsca B? My nie widzimy takiego problemu, ale być może dlatego, że żyjąc w dużym mieście dokładnie tak robiliśmy nie raz i nie dwa. To co jest najważniejsze, to żeby ludzie wyszli i żeby ich było na to stać. Stąd też był nasz pomysł na Gastroparty, żeby społeczność gastronomiczna się spotykała, poznawała i współpracowała.
Sandra: Pracownicy są chętni, a właściciele chyba wyczuwają w tym podstęp. I to nas najbardziej rozczarowało. Nam zależy na współpracy, żeby sobie nawzajem pomagać, a nie ze sobą niezdrowo konkurować. Mamy swoją klientelę. Do nas nikt nie przyjdzie na obiad w niedzielę, czy nie zorganizuje komunii, bo zwyczajnie nie mamy tego w ofercie.
Porozmawialiśmy o minionym roku działalności, a co planujecie na nadchodzący rok?
Sandra: Myślimy o koncertach na świeżym powietrzu, wyniesieniu dj’owej konsolety na ogród, by przy dźwiękach muzyki goście mogli się zrelaksować. Mamy w planach grille. Możliwości są, tylko żeby goście dopisywali jak do tej pory, to my będziemy się dla nich rozwijać. Gastronomia to ciężki orzech, ale jak się to kocha to się robi z przyjemnością. My tym żyjemy, więc dla nas wymyślanie nowych inicjatyw jest czystą przyjemnością. Często słyszymy, że takiego miejsca brakowało w Sanoku, dlatego cieszymy się, że udało nam się to zrobić. Jesteśmy otwarci na każdą grupę klientów, bez względu na wiek, wyznanie, orientację czy płeć. Dopóki my, nasi pracownicy i nasze miejsce jest traktowane z szacunkiem, to serdecznie zapraszamy.
Adam: Nawiązaliśmy również współpracę z Uczelnią Państwową. W zeszłym roku byliśmy tylko jednym z kilku partnerów, w tym roku jesteśmy jedynymi partnerami w organizacji Juwenaliów. Studenci podjęli decyzję, że chcą by to nasz lokal zajął się organizacją od A do Z. Myślimy również, nad zorganizowaniem dużego koncertu na ogrodzie, o ile sąsiedzi pozwolą i udałoby się nawiązać współpracę z Urzędem Miasta. Mamy również w planie przedłużenie sezonu ogródkowego, poprzez zakupienie lamp grzewczych, gdyż goście naprawdę przesiadywać w naszym klimatycznym ogródku. Warto na koniec też wspomnieć, że nie mamy dress code’u, chcesz przyjść w dresie? Czemu nie! Szanuj ludzi, którzy cię obsługują, miejsce do które odwiedzasz, pochwal się kulturą nie ubiorem, a na pewno się dogadamy.
Dziękuję za rozmowę i życzę Wam kolejnych wspaniałych lat, niech goście dopisują, a pomysły się nie kończą.
Ostatnie komentarze