Niedawno informowaliśmy o dwuosobowej wyprawie, zainspirowanej transgranicznymi szlakami, które podczas II wojny światowej pokonywano w służbie Polsce. Wydarzenie zatytułowano „Szlak wolności – śladami kurierów beskidzkich”. Już po jego zakończeniu dla Czytelników „TS” wywiadu udzieliła pomysłodawczyni, a zarazem uczestniczka przedsięwzięcia, Magdalena Lenart-Zalewska.

Proszę powiedzieć kilka słów o sobie – skąd pani pochodzi i czym się zajmuje?
Pochodzę z Bieszczadów, urodziłam się w Lesku. Pierwsze 20 lat życia mieszkałam w Rzeszowie, a obecnie żyję i pracuję w Warszawie. Jestem członkiem Stowarzyszenia „W Trosce o Dom Ojczysty” im. Anny Walentynowicz, w którym zajmuję się realizacją kluczowych projektów.

Skąd pomysł na wyprawę „Szlak wolności – śladami kurierów beskidzkich”?
Kilka lat temu kolega zaproponował mi przejście szlakami kurierskimi w Beskidach. Wtedy nie doszło to do skutku, ale pomysł pozostał. Odkrywając Beskid Niski poznałam i przeszłam szlak „Jaga-Kora”, ale w trakcie nauki do wewnętrznego egzaminu przewodnickiego odkryłam pozostałe trasy i oczywiście z racji pochodzenia najbardziej zainteresowała mnie trasa o kryptonimie „Las”. Zgłębiając temat i szukając informacji trafiłam na książkę pani Krystyny Chowaniec pt. „Trasa kurierska ZWZ-AK kryptonim »Las«. Wspomnienia, relacje, opracowania” (wyd. w 2022 r.), która jest jedynym dostępnym, tak bogatym źródłem informacji o trasie, konspiracji, kurierach, i – jak się też okazało – wspaniałych kobietach, które nie ustępowały mężczyznom w odwadze, determinacji i poświęceniu w służbie Polsce. Po lekturze książki poczułam, że muszę przejść tę trasę. Niezwykłe historie trzech kobiet: Jadwigi Kociatkiewicz, Heleny Żurowskiej i Wandy Wiktor, w połączeniu z rolą jaką dla Polski odegrała patronka naszego stowarzyszenia – Anna Walentynowicz, sprawiły, że razem z Martyną postanowiłyśmy wyruszyć w drogę, dedykując nasz „Szlak Wolności” kobietom – kurierkom.

Pomysł zrealizowała pani właśnie wraz z Martyną Tomczak. Obie jesteście zapalonymi miłośniczkami górskich szlaków. Czy to było idealne połączenie promowania patriotyzmu z taką turystyką?
Obie jesteśmy członkiniami ww. stowarzyszania i obie kochamy góry. Pewnie każda z nas w inny sposób, ale góry łączą ludzi. Dlatego na hasło „szlak” żadna z nas nie pytała „czy” tylko „kiedy”. Możliwość przejścia w ważnym celu, dla sprawy, a tym bardziej przejście szlakiem, który jest historyczną trasą przerzutową dla podziemia niepodległościowego i była dla nas istotna. Naszym celem było przypomnienie o tym odcinku tras kurierskich, o jego bohaterskich kurierach, w szczególności o znaczeniu kobiet dla jego funkcjonowania i wzbudzenie zainteresowania, które w przyszłości pozwoli wyznaczyć szlak turystyczny, albo ścieżkę historyczną. Naszym marzeniem, ale i konkretnym planem, który już zaczęłyśmy obie wdrażać, jest poprowadzenie w przyszłym roku rajdu dla młodzieży „Szlakiem Wolności” na odcinku Sanok – Kolonice (na Słowacji).

Jak pokrótce przebiegał pierwszy fragment wyprawy o długości 150 km i pokonywany pieszo?
Ciężko. Plecaki pakowane według najlepszych standardów liczenia każdego grama, wciąż były zbyt ciężkie. Już drugiego dnia musiałyśmy zmodyfikować dalszy przebieg trasy, bo na pokonanie jednego dnia pasma Wysokiego Działu przez Chryszczatą – Rabe – Wołosań i pasma Chyrlatej zabrakło i sił, i dnia. Słowacja natomiast zaskoczyła nas doskonale funkcjonującą komunikacją publiczną, dzięki czemu nadrobiłyśmy stracony dzień. Dużym wyzwaniem były dla nas noclegi pod namiotem, na łonie natury, z dala od ludzi i zabudowań. Widmo zaglądającego do namiotu niedźwiedzia towarzyszyło nam do samych Węgier.

Druga część przy wykorzystaniu autobusów i kolei była już łatwiejsza?
Zdecydowanie. Tym bardziej, że na Słowacji spotkałyśmy się z ogromną życzliwością, również kierowców autobusów. Na Węgrzech podróżowałyśmy pociągami. Było wygodnie, szybko i sprawnie. Za to temperatury z każdym dniem stawały się coraz bardziej nieznośne.

Metą wyprawy był Budapeszt, dokąd podczas wojny zdążali też kurierzy. Podobno za ich przykładem pozostawiła pani tajemniczą przesyłkę w „punkcie kontaktowym”?
Pierwotnie miałyśmy udać się na cmentarz Rákoskeresztúr, gdzie pochowanych jest około 100 polskich żołnierzy i uchodźców, ale ze względów logistycznych postanowiłyśmy, że ostatecznie „punktem kontaktowym” będzie siedziba Ogólnopolskiego Samorządu Polskiego na Węgrzech. Znajduje się tam tablica poświęcona Polakom, kurierom i współpracy polsko-węgierskiej. Wspomniana przesyłka to list, w którym napisałyśmy kim jesteśmy, skąd przybywamy i dlaczego to robimy – nasze credo.

Czy promocja trasy „Las” będzie mieć swoją kontynuację za pani sprawą?
Już w trakcie przejścia odezwała się do nas, przez panią Krystynę Chowaniec (dobrego ducha naszej wyprawy), wnuczka Wandy Wiktor, z pozdrowieniami i życzeniami wytrwałości. Po powrocie skontaktowałyśmy się i w efekcie pod koniec lipca wybieramy się z Martyną, tym razem nie na piechotę, na Mazury, na obóz dla młodzieży. Opowiemy tam o „Szlaku Wolności” i bohaterskich kurierkach. W przyszłym roku natomiast planujemy zorganizować 5-dniowy obóz wędrowny dla dzieci „Szlakiem Wolności”.

Rozmawiał Piotr Paszkiewicz

Na zdjęciach: Magdalena Lenart-Zalewska przed dworcem Warszawa Zachodnia na starcie wyprawy (fot. archiwum prywatne) i wraz z Krystyną Chowaniec na sanockim rynku (fot. autor).