Właśnie trwa dewastacja lasu w sercu Bieszczad – Hyrlata
Poniżej mail od zaniepokojonego czytelnika. Może ktoś z naszych czytelników ma więcej informacji na poniższy temat?
Dobry wieczór,
sprawa, o której piszę poniżej jest bardzo pilna i ważna. Właśnie trwa dewastacja lasu w sercu Bieszczad.
Na Hyrlatej – jednej z najdzikszych i najpiękniejszych bieszczadzkich gór, trwa dewastacja lasu. Ciężki sprzęt (o rozstawie ponad trzech metrów, poruszający się na gąsienicach) wjechał niemal na sam szczyt góry (ponad 2,5 kilometra). W czasie tej eskapady wyciął zaledwie kilka drzew, jednak przy okazji wyrwał bądź uszkodził kilkaset drzew. Spowodował przy tym zruinowanie gleby i zniszczenie szlaku turystycznego, którym się poruszał (będącego wcześniej wąską ścieżką).
Dewastacja objęła obszar od szczytu Rosochy, przez Pilnik aż do drogi w Roztokach Górnych. Okoliczni mieszkańcy, również zbulwersowani, powiedzieli, iż w innej części Hyrlatej budowana jest obecnie stokówka, mająca ułatwić dostęp ciężkiego sprzętu i wycinkę. Dewastacja Hyrlatej spowodowała już (poza zniszczeniem drzew i gleby) przesuszenie lasu i zamulenie strumieni; płoszy także i odbiera terytorium licznym żyjącym tu zwierzętom.
Hyrlatą porasta cenny, dziki i piękny las, charakteryzujący się licznymi poskręcanymi bukami oraz wielkimi, starymi jaworami. Zamieszkują ją m. in. niedźwiedzie, jelenie, wilki, dziki, liczne chronione gatunki ptaków, płazów, gadów i owadów. Dopiero niedawno poprowadzono tędy szlak turystyczny. Mimo to Hyrlata należy do najdzikszych i najbardziej odludnych miejsc w Bieszczadach.
Z Hyrlatą sąsiaduje Matragona – ta w przeszłości równie dzika góra, opiewana dawniej w bieszczadzkich balladach, jakiś czas temu padła ofiarą wycinki i jest dziś na wpół umarłym pobojowiskiem.
Nie pozwólmy, by ten sam los spotkał Hyrlatą.
Pozdrawiam,
Jan Feliks Tomczyk
Roman, mózgu to ty nie miałeś nigdy.
Autor artykułu zapewne schował gdzieś zdjęcia z tymi setkami uszkodzonych i powyrywanych drzew bo na tych opublikowanych jakoś ich nie widzę. Ale na Hyrlatej byłem i też nie mogę ich znaleźć.Ciekawe kto panu płaci za propagowanie złego wizerunku LP może biura Greenpeace w Amsterdamie ( przyp. autora). Pozdrawiam bajkopisarzy
Panie Romanie, zdjęć nigdzie nie schowałem. Jeśli na opublikowanych fotografiach oraz w terenie nie zauważył Pan zniszczeń to zachodzę w głowę, jakim cudem zdołał pan napisać swój komentarz przy takiej wadzie wzroku. Co do spiskowej teorii dziejów muszę Pana rozczarować, nie jestem przez nikogo opłacany. Jestem zwykłym obywatelem, zatroskanym o dobro Bieszczad i przyrody. Niestety, jak widać w dzisiejszych czasach, gdy wszystko musi być czarno-białe i w dodatku podejrzane, nie jest to zrozumiałe.
Pozdrawiam.