Rafał Gużkowski opowiada o Grzegorzu Sienkiewiczu

Pomysły czerpał z chmur

„Sienkiewiczów było tam jak psów” – wykręcał się mój ojciec, kiedy w dzieciństwie dociekałam, czy aby pan z bródką, taki sławny pisarz, ma coś wspólnego z naszą rodziną. Takie samo zdanie, po latach, powtórzył mi w rozmowie dla „TS” za swoją ciotką, Krystyną, Kuba Sienkiewicz, który miał akurat wtedy koncert w Sanoku. „Moim imieniem wabią psy, nazwiskiem zwą ulice” – śpiewał przekornie Kuba. O tym, że jest nas całkiem sporo i niekoniecznie wszystkich łączą bliskie więzy krwi, nie trzeba przekonywać. O jednym z „nas”, Grzegorzu Sienkiewiczu, malarzu naiwnym z orzeczoną niesprawnością intelektualną opowiadał mi Rafał Gużkowski.

– O Sienkiewiczu można by bardzo długo opowiadać. Poznałem go 1 stycznia 2001 roku, kiedy rozpocząłem pracę w warsztacie terapii zajęciowej w Haczowie. Był wówczas trochę zagubiony; jego życiem było malarstwo, a w ośrodku przydzielono go do zupełnie innej pracowni. Trzeba było dokonać kilku zmian. Dość, że się udało i niebawem można się było zajmować promocją jego malarstwa.
Muszę przyznać, że nie od razu zrozumiałem Grzegorza Sienkiewicza, potrzebowałem czasu. Gdy to się w końcu stało, wtedy postanowiłem i jego, i jego twórczość pokazać poza Haczowem, chociaż na początku wolałem zajmować się wyłącznie promocją prac Grzegorza Sienkiewicza, samą ocenę pozostawiając fachowcom.

Promocja

Sienkiewicza udało się wypromować lepiej, niż kogokolwiek z malarzy prymitywistów. Oczywiście Nikifor miał prezentacje swoich prac, ale chyba nie dzielił sal wystawowych z tak uznanymi twórcami, jak Marc Chagall. A dla Grzegorza Sienkiewicza udało się zorganizować taką wystawę: odbyła się w Poznaniu, w Galerii „tak” i była zatytułowana „Sny”.
Pisano wówczas: „Obu malarzy łączy jedno – mnogość elementów onirycznych, sennych obecna w ich twórczości. Przenikanie się świata realnego z magicznym, fantastyczne motywy, wielobarwne fantasmagorie są znakiem szczególnym zwłaszcza Sienkiewicza”.
Wernisaż zorganizowano w 2005 roku, Sienkiewicz był na nim obecny, ba, był tam wówczas gwiazdą. W Internecie do dziś można odnaleźć jego wypowiedź z tamtych czasów: – Pomysły czerpię z opowiadań, które czytam, chmur, przedmiotów, snów, wszystkiego. „Ten utalentowany artysta,na co dzień mieszkający i tworzący w Haczowie, jest coraz bardziej znanym i uznanym twórcą art.-brut” – komentowano.

Specyficzny był to człowiek

Urodził się w Mogilnie. Wiem, że trafił do wojska, prawdopodobnie tam gotował. Nie wiem, czy gotował na tyle dobrze, czy aż tak źle, dość że w wojsku długo miejsca nie zagrzał. Pamiętam, że wszystko, co tylko usłyszał lub czytał próbował tłumaczyć na obce języki, ale były to języki obce dla wszystkich, nawet dla niego samego. Wymyślał nowe wyrazy, które w pewien szczególny sposób łączyły się z rzeczywistymi językami. Byliśmy raz na spotkaniu w Otrębusach pod Warszawą; tam jest muzeum sztuki ludowej profesora Mariana Pokropka, wykładowcy etnografii w Warszawie. Sienkiewicz, przy uciesze wszystkich, podczas wspólnego posiłku po zakończeniu wernisażu potrafił z żoną profesora „rozmawiać” w różnych językach. Niektórych wyrazów używał trafnie, inne mu się zaledwie kojarzyły; niekiedy efekt był dość humorystyczny. Ale to go zajmowało. Po zajęciach często szedł do biblioteki, poszukiwał w książkach obco brzmiących słów, następnie przerabiał je na swoją modłę i użytek, tworzył z nich zdania, potem składał całe historie.

Na swój sposób miał szczęście – potrafił trafić „piątkę” w toto-lotka…

Może tego nie powinienem mówić, ale wygraną przehulał w jeden dzień, bawiąc się doskonale w Rzeszowie. Uważał, że ma do tego prawo, bardzo się z tego powodu cieszył.
Był wybuchowy, robił różne rzeczy pod wpływem emocji.
Mieszkał w przybudówce, w sąsiedztwie obory, stąd w jego malarstwie tyle zwierząt. Miał je za ścianą. Niestety, im cięższy był jego stan zdrowia, tym obrazy były ciekawsze. To smutne, ale prawdziwe.
Prace powstawały bardzo długo, niekiedy przez kilka miesięcy skupiał się nad jedną. Malował na niegruntowanych płytach pilśniowych, pastelami. Dobrymi pastelami. Czasami tylko jego opiekunka zabierała mu te pastele. On później przychodził, wściekał się, krzyczał, szalał, trzaskał drzwiami. Potem przepraszał. Gdy była pomiędzy Sienkiewiczem i jego opiekunką dobra współpraca, mniej więcej w latach 2003 – 2006, powstawały najlepsze obrazy. Do tego trzeba doliczyć pierwsze prace, które namalował jeszcze na przełomie dekady 1999 i 2000 – 2001. Potem wymknął się spod terapii. Wtedy już nie pracowałem w ośrodku w Haczowie, ale wiem, że zaczął popijać, trochę chałturzył… Ludzie to wykorzystywali, pomimo tego że kilkakrotnie jeździłem, prosiłem, tłumaczyłem, że tak nie wolno, że to jest przede wszystkim człowiek, potem dopiero artysta. Nie pomogło. Chałturzył, a jego prace, co tu wiele mówić, były coraz słabsze. Potrafił je oddawać za butelkę wódki, nie dbał o materiały, na których pracował. Nie wchodząc w szczegóły powiem, że właśnie przez to, że tak go potraktowano, dziś go wśród nas zabrkło. Stanowczo za wcześnie. Nie dożył pięćdziesiątki.

Zostały prace.

Najciekawsze są u kolekcjonerów, nie tylko w Polsce; wiem, że z całą pewnością kilka trafiło do Szwecji. Oprócz prywatnych kolekcji interesowały się Sienkiewiczem muzea i galerie. Najbliżej można je oglądać w muzeum w Rzeszowie. Przynajmniej jedna jest w Otrębusach, ponadto w Muzeum Etnograficznym w Warszawie, w Gdańsku, w Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu, w Galerii „tak” w Poznaniu. Są to przeważnie miejsca, gdzie organizowaliśmy jego wystawy. Cały Grzegorz Sienkiewicz jest zawarty w pracach plastycznych, które po nim pozostały.
Wymyślał niesamowite tytuły. Jedna z pierwszych prac, która dostała się do Muzeum Etnograficznego w Warszawie, potem została przez muzeum w Radomiu wypożyczona na wystawę, największą w Polsce, twórczości art-brit, nosiła tytuł „Diabły obżarte ludzkimi myślami”. W takim i podobnych tytułach jest cały Grzesiek Sienkiewicz. Nigdy nie było wiadomo, co mu po tej jego głowie chodziło. Wciąż zaskakiwał.
Był impulsywny, ale dał się lubić. Dobry to był człowiek. Pomocny. Nastawiony na siebie, jak większość artystycznie ukierunkowanych osobowości, ale skromny. Mieszkał z bratem, właściwie u brata, w przybudówce.
Sukcesy? Wygrał w swoim czasie konkurs PFRON-owski i dzięki temu cały ośrodek mógł wyjechać na wycieczkę. Był na Triennale Sztuki Naiwnej w Bratysławie. Zakwalifikował się z dwoma czy trzema malarzami z Polski, a podobno jest to największa tego typu wystawa na świecie. Prezentował się na wystawach indywidualnych i zbiorowych. Pracowaliśmy nad tym w ośrodku, sam by nie dał rady.

Jego sposób na życie oddaje pewna historia.

Pojechaliśmy do Krakowa – terapeutka i plastyk, pani Ania, ja i Sienkiewicz. Otwierano tam wystawę, mieliśmy trochę czasu, poszliśmy coś zjeść. Do naszego stolika podeszła pani, która powiedziała, że jej się świat zawalił. Zaprosiłem ją, zamówiliśmy cztery obiady. Po rozmowie z Sienkiewiczem powiedziała do niego: pan odmienił moje życie. Jestem taka radosna, jak nigdy wcześniej. Udzielił jej takich rad, że kobieta wyszła ze spotkania uskrzydlona. Taki był.
Powstawały o nim filmy. Sam uczestniczyłem w jednym, który zrealizowała dla TVP Kultura Telewizja Poznań. Telewizja Rzeszów też wyprodukowała film o Grzegorzu Sienkiewiczu. Za życia osiągnął niemało, choć nie wiem, czy sobie z tego do końca zdawał sprawę. Nie przepadł w niepamięci.
Tak, mam w domu jego prace. Poznać go, spotkać, patrzeć, jak maluje było dla mnie czymś wyjątkowym.

Wysłuchała Małgorzata Sienkiewicz-Woskowicz