Pozytywne rozmowy na koniec roku: Życie i ludzie zweryfikują to, co robię – uważa Tomasz Matuszewski
Dziś można powiedzieć, że jesteś sprawdzonym (żeby nie rzec „starym”) dyrektorem MOSiR-u. Wspominasz czasem początki? Ile potrzebowałeś czasu, żeby się wdrożyć do pracy na tym stanowisku?
Bardzo szybko potrafię dostosować się do nowych warunków pracy. Stawiam przed sobą cel i staram się go zrealizować. Życie i ludzie zweryfikują to, co robię i w pewnym momencie wystawią mi ocenę; staram się, aby była jak najwyższa. Dzisiaj jestem w tym miejscu, za chwilę mogę być w innym, najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby się odnaleźć i wykonywać swoją pracę, zgodnie z przekonaniami i obranym celem.
Jest takie zajęcie, którego byś się nie podjął?
Chyba nie ma… Wychowałem się w gospodarstwie rolnym z areałem ponad 12 ha, gdzie ciężka praca była codziennością. W okresie szkoły średniej na każdych wakacjach podejmowałem się różnych prac fizycznych, od sadzenia i pielęgnacji drzew w szkółkach nadleśnictwa po pracę barmana czy kelnera w firmach gastronomicznych. Czas studiów to również dorabianie w każdy możliwy sposób, także ten najbardziej przeze mnie ulubiony, tzn. gra w piłkę nożną.
Po studiach od razu znalazłeś pracę w swoim zawodzie?
Kiedy skończyłem studia, okazało się, że rynek nauczycielski jest nasycony. Złożyłem dokumentację chyba do wszystkich szkół w trzech powiatach, niestety znalezienie pracy w tym okresie w szkole graniczyło z cudem. Z wykształcenia jestem biologiem i chemikiem po Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Brak możliwości pracy w wyuczonym zawodzie spowodował, że wyjechałem za ocean, aby jej poszukać, do USA. Tam spędziłem łącznie prawie 3 lata, pracując, początkowo na tzw. stromych dachach, następnie przez rok przy ścince drzew. Kolejne dwa lata to praca w firmie budowlanej. Budowaliśmy domy od wbicia pierwszej łopaty do oddania pod klucz; były też inne prace dorywcze, np. kładzenie glazury. Pracę fizyczną łączyłem w USA z grą w piłkę, co dodatkowo ładowało mi akumulatory.
Bez sportu, w twoim przypadku, ani rusz…
Tak. To właśnie dzięki piłce znalazłem dobrą pracę w USA. W latach 2001-2005 reprezentowałem barwy ZPA Pert Amboy i Wisły Chicago, której zawodnicy odwiedzili nasze miasto podczas obchodów 70-lecia „Stali” Sanok. Właśnie z „Wisłą” Chicago przeżyłem wspaniałą przygodę w piłce, Mistrzostwo Stanu Illinois, Mistrzostwo Okręgu, gra w pucharze Ameryki z Chicago Fire i wyjazd na mistrzostwa Ameryki zespołów półzawodowych na Florydę. Po powrocie do kraju udało mi się znaleźć pracę w szkole, jak również wróciłem do gry w piłkę nożną w naszej „Stali”, grałem przez kilka sezonów w IV i III lidze. Jeśli chodzi o szkołę, spędziłem w niej ponad 10 lat, realizując wiele projektów oraz przez pewien czas pełniąc funkcję wicedyrektora. Pracę w szkole i na boisku łączyłem jeszcze z trenowaniem młodych adeptów piłki nożnej w „Stali” Sanok oraz w FPS Ekoball. Pamiętam, zdarzyło się tak również, że w okresie wakacyjnym pracowałem na budowie w Londynie przez 2 miesiące, aby ponownie powrócić do szkoły i uczyć biologii oraz chemii.
Słyszałam, że to nie wszystko – jeśli chodzi o nabyte kwalifikacje.
Tak, to prawda. Ukończyłem na AWF-ie krakowskim kurs trenera II klasy sportowej z piłki nożnej, obecnie posiadam kolejny stopień, tj. licencję trenera UEFA A. Na Krakowskim AGH ukończyłem również studia podyplomowe z zakresu Odnawialnych Zasobów i Źródeł Energii, oraz kilkadziesiąt innych kursów, w tym w większości z pozyskiwania i wdrażania środków unijnych przeznaczonych na różne cele, naprawdę nie jest tego mało. Intensywna współpraca z Wojewódzkim Urzędem Pracy w Rzeszowie oraz Urzędem Marszałkowskim, a obecnie z MSiT w Warszawie dodają mi dodatkowego doświadczenia.
Co przekazałbyś młodym osobom wchodzącym w dorosłe życie i podejmującym pracę?
Aby nie bali się podjąć ryzyka. Życie uczy nas, że każdy zawód jest potrzebny i nie należy się wstydzić tego, co robimy. Dziś wiem, że wszystkie te lata spędzone w pracy, w rożnych jej formach, dają mi większą swobodę przy realizacji celów życiowych, a co najważniejsze nie boję się podejmować dalszych nowych wyzwań. Ciągły kontakt z ludźmi pozwala zbierać nowe doświadczenie,
Czego ci życzyć z okazji wyróżnienia, które otrzymałeś w 2017 roku: Pasjonat Polskiego Sportu?
Przede wszystkim zdrowia. Życzliwości. Życzyłbym sobie, aby wszystkie inwestycje zaplanowane w mieście, a szczególnie na MOSiR-ze, nabierały tempa. Chciałbym, aby moje działania na tym obiekcie nacechowane były dobrym zarządzaniem oraz wysoką jakością świadczonych usług, ciągłym zwiększaniem oferty dla klientów, a tym samym zwiększeniem dochodów dla miasta.
Wspomniałeś o życzliwości…
Tak, tego naprawdę nam brakuje w całej tej gonitwie życiowej. Jeszcze raz powtórzę: życie zweryfikuje nasze działania, a szczególnie to, co zrobiliśmy dla siebie, naszych bliskich czy znajomych. Im więcej będzie dobra z naszej strony, tym z większą siłą ono do nas wróci i chciałbym, abyśmy się wszyscy tego trzymali.
Mądry facet, z dużym zaangażowaniem mający pomysł na ośrodek, oby takich więcej w mieście
Mówią tak, że w człowieku drzemie siła robocza i to widać na wszystkich obiektach, zmiana za zmianą, oczywiście pozytywną
Panie Tomaszu Matuszewski – jest Pan w tej chwili jedynym pozytywnym człowiekiem w tym biednym, rozpolitykowanym mieście. Młodzi mądrzy sanoczanie stąd wyjeżdżają, a zostają… Kto? Lepiej nie mówić…
Bardzo pozytywny człowiek. Gdyby inni dyrektorzy w miejskich instytucjach mieli taki zapał do pracy, to Sanok już dawno byłby miastem, które tętni życiem i nie zasypia ok 19.30.
Fajna rozmowa
Znam gościa, oby więcej takich w mieście, a tu tylko sami karierowicze. Fajny wywiad
Pozytywny facet, mądrze prawi, oby go polityka nie zniszczyła
Fajnie powiedziane. Ale kadrę będzie powoli musiał zmienić, bo ta stara ma złe zwyczaje