Walentynki`2018 Wanda i Jan. Całe życie razem

Miłość na całe życie? Kto o niej nie marzy? Związek na kilkadziesiąt lat? Czy to możliwe? Okazuje się, że tak. Jan i Wanda są razem 65 lat. Ich przypadek dowodzi, że miłość, ta jedyna, może trwać przez całe życie.

Pana Jana poznałam na początku stycznia. Starszy pan przyszedł do „Tygodnika Sanockiego”, by poinformować redakcję, że razem z żoną, jako jedni z nielicznych, doczekali się wspaniałej rocznicy: 65-lecia ślubu. Pomyślałam, że będzie to wyjątkowy temat z okazji Święta Zakochanych. Bo Jan i Wanda są nadal zakochani… Najstarsze małżeństwo w Sanoku.

Dom skromny i niezwykle przytulny. Firanki i obrusy idealnie wyprasowane. Chciałam tylko na chwilę usiąść i zadać kilka pytań, ale pani Wanda zarządziła: „Proszę do stołu, podam kawę i ciastko!” Poczułam się nieswojo. Przeszło osiemdziesięcioletnia staruszka ma mi cokolwiek podawać? Powinno być odwrotnie… Niemniej jednak pani Wanda mogłaby witalnością obdzielić kilka osób. Najpierw chce koniecznie zmienić obrus na nowy, a ja protestuję. Kilka minut i na stole pojawiło się domowe ciasto, kawa i herbata.

– Pamiętają państwo pierwsze spotkanie? – pytam.

– To było jakby wczoraj. Przyjechałem z powiatu kolbuszowskiego do Technikum Rolniczego. Wracałem z miasta do byłego POM-u, gdzie się stołowałem i mieszkałem. Przyszłą żonę zauważyłem na podwórku, robiła przepierkę. Zatrzymałem się i patrzyłem, i… się zapatrzyłem. Kilka dni później spotkaliśmy się na zabawie w Czerteżu. I tak już zostało. Nie wróciłem do domu. Od tamtej pory nie rozstajemy się.

Walentynki`2018 Wanda i Jan. Całe życie razem – Doskonalił pan warsztat pracy, był wynalazcą…

– Można tak powiedzieć. Założyłem też przytulisko w Olchowcach. Zawsze kochałem zwierzęta. Teraz nie mamy psa, bo, wie pani, starzy jesteśmy. Jak człowiek umrze, to pies później rozpacza. Sąsiad obok nas mieszkał i miał pieska.. Tak tego psa lubiłem! Niestety sąsiad się wyprowadził, a mnie się tęskni za tym zwierzakiem…
I pan Jan dyskretnie łzę ociera…

– A pani, pani Wando? Pracowała pani?

– Tak, ale najpierw miałam dzieci, a potem schorowanymi rodzicami musiałam się opiekować, więc szukałam pracy w domu. I znalazłam. Pracowałam razem z synem. Pamięta pani dawne autobusy? Na dachu miały takie okienka. Robiłam w domu wsporniki do tych klap. Robiłam to z aluminium, na frezarce, później na wiertarkach i na pile tarczowej. Robiłam też aluminiowe fragmenty do siedzeń. Wszytko do naszego Autosanu. Każdy element musiał być zrobiony bardzo precyzyjnie i dokładnie, tak by ściśle pasował do innych elementów. Ciężka to była praca, zwłaszcza dla kobiety. Pracowaliśmy wspólnie z synem i synową. Zawsze, kiedy jechałam autobusem z sanockiego Autosanu, podziwiałam swoją pracę.

– Co by państwo poradzili młodym parom, które biorą ślub? Jest jakaś recepta na to, by być ze sobą przez tak wiele lat?

– Przede wszystkim musi być prawdziwa miłość. I całe życie wszędzie razem. Wszystkie uroczystości rodzinne razem, pierwsze piątki do kościoła razem. Wszędzie razem. Ksiądz Porębski nam dał dwa takie same różańce i powiedział, że mają być zawsze z nami. I mąż ma wciąż ten różaniec. Mnie go ktoś ukradł.
Pani Wandzie ze wzruszenia głos się załamuje.
– Wytrwałość i szacunek do drugiego człowieka trzeba wynieść z domu. Ja mieszkałem z czwórką rodzeństwa i dziadkami w maleńkim domku i przez całe życie nie usłyszałem kłótni rodziców. Osiem osób razem mieszkało w jednej izdebce. „Chatkę miałem maleńką, stareńką jak oni, jedno było okienko i jeden wchód do niej. Bardzo byli szczęśliwi, szczęśliwi jak w niebie, czemu ja się nie dziwię, bo przywykli do siebie!” – rymuje. – Mieliśmy dwóch synów, niestety jeden umarł. Synowe mamy cudowne. Jedna tu blisko mieszka, a druga za granicą i nadal co sobotę dzwoni! Życzliwość przyciąga życzliwość.

– A wnuki?

– Teraz to już same prawnuki! Mamy sześciu prawnuków i pięć prawnuczek, a na przełomie lutego i marca będzie szósta prawnuczka!


Pytam, czy mogę zdjęcie zrobić szczęśliwej parze.
– A ja taka nieuczesana! – pani Wanda reaguje, jak każda kobieta.
– Marynarki nie założyłem!
Mówię, że nie trzeba, jednak pani Wanda zarządza, że marynarka musi być, a pan Jan podsumowuje:
– Całe życie się słuchałem żony, to i teraz muszę!
– Ty się musisz słuchać, a ja cierpliwa być muszę. – Kwituje pani Wanda, puszczając oczko.
Robię zdjęcie, patrząc w oczy zakochanych ludzi. Pani Wanda narzeka na fryzurę, a pan Jan stwierdza, że przecież jest najpiękniejszą kobietą, jaką zna, i nie musi mieć idealnej fryzury…

Ot, miłość!

Edyta Wilk