Kowalstwo w kobiecych rękach

Mała drobna blondynka. Nikt by nie pomyślał, że w szczupłym ciele drzemie taka siła. Palenisko i młot to jej codzienność. Kobieta kowal. Zawód, jeden z najstarszych, i coraz rzadszy. O trudach i zaletach zawodu kowala z Agnieszką Pasek rozmawia Edyta Wilk

Każda historia ma swój początek. Skąd pomysł, żeby zająć się takim rzemiosłem?

Historia zaczęła się w dzieciństwie. Moja nauczycielka plastyki z podstawówki widziała we mnie jakiś talent, artystyczny zmysł i namawiała mnie na liceum plastyczne. Moim rodzicom to się zupełnie nie podobało. Pojechałam jednak na dni otwarte do liceum plastycznego. W liceum były rożne pracownie: snycerstwo, metaloplastyka i wystawiennictwo. Wystawiennictwo to praca bardzo precyzyjna, w papierkach, zupełnie nie w moim stylu. Snycerstwo mi się podobało, ale dopiero kiedy weszłam do kuźni, poczułam, że to jest właśnie „to” . Zapach mnie uwiódł… Zdałam egzaminy i zaczęłam poznawać metaloplastykę.

Jak wyglądała nauka?

Niestety przez pierwszy rok nie wpuszczano nas do kuźni, tłumacząc się tym, że dziewczyny są za słabe. Dopiero na drugim roku nauczyciel się zgodził i dał mi pierwszy pręt do skucia. Widząc efekt mojej pracy, zapytał, czy miałam dziadka kowala! Okazało się, że mam rzeczywiście talent do tej pracy. Od tej pory moje zajęcia były podzielone na repusowanie i kucie.

Repusowanie?

Repusowanie to zdobienie wyrobów z blachy poprzez wybijanie na zimno wgłębień, dających po drugiej stronie wypukły wzór. Na wierzchu blachy tworzy się wzorek, niejednolitą fakturę. Inne dziewczyny tylko to robiły, a ja również kułam. Po liceum miałam iść na studia, ale zajęłam się innymi rzeczami. Zaangażowana byłam w Slot Art Festiwal w Poznaniu i się zakochałam w Filipie, czego wynikiem był ślub. Przyjechaliśmy do Sanoka.

Skąd pochodzicie?

Ja z Wiśniowej pod Rzeszowem, a Filip z Beska. Zamieszkaliśmy w Sanoku. Mieliśmy dwoje dzieci i zaczęliśmy szukać domu do wynajęcia. Pojawiły się wtedy środki unijne, które ułatwiały rozpoczęcie działalności. Postanowiliśmy stworzyć swoją własną kuźnię. Zaczęłam starać się o te środki. Okazało się, że jestem w trzeciej ciąży. Wyglądało to bardzo optymistycznie, drobna blondynka, w ciąży, chce kuć żelazo…Założyłam Kuźnię Skarbów. Oczywiście początki nie były lekkie. Musieliśmy wynająć miejsce na Kuźnię. Później udało nam się wynająć super miejsce w Sanoku na ulicy Korczaka w Inkubatorze Przedsiębiorczości. Były tam bardzo dobre warunki pracy, mieliśmy ciągłość zamówień. Niestety zaczęliśmy mieć problemy z mieszkaniem. I wtedy padł pomysł na poszukanie domu i miejsca na Kuźnię pod Sanokiem.

Tak trafiliście do Mokrego.

Tak, i to miejsce jest na pograniczu naszych marzeń. Zawsze chciałam mieszkać w Bieszczadach, Filip w Beskidzie Niskim, a tu właśnie przebiega granica tych krain geograficznych. Oczywiście niektórzy ze znajomych dziwili się, że chcemy kupić ruderę, ale my widzieliśmy, co można wydobyć z tego miejsca. I udało się. Jest dom, kuźnia, w której pracujemy i organizujemy warsztaty.

Ile czasu minęło od otwarcia Kuźni Skarbów?

10 lat.

Jak radzisz sobie z organizacją zajęć domowych i pracy?

Nie jest łatwo, ale można. Mamy czwórkę dzieci, które uczęszczają do szkoły muzycznej, na różne treningi, więc logistycznie trzeba wszystko poukładać i zaplanować. Plusem jest warsztat dwa kroki od domu i możliwość pracy w nietypowych godzinach. Założyliśmy sklep internetowy, który nam daje większe możliwości sprzedaży naszych wyrobów.

Jakie to wyroby?

Biżuteria, lustra, stojaki, bramy, kratki do kominów, po prostu wszystko, co ktokolwiek chce lub co nam wyobraźnia podpowie.

Jak cię postrzegają inni, jako kobietę kowala, z ciężkim młotem w dłoni?

Kiedyś mi się wydawało, że to nic niezwykłego, ale rzeczywiście ludzie jednak się dziwią. Ostatnio przyszedł pan na warsztaty indywidualne i kiedy mnie zobaczył, to zapytał z niedowierzaniem: Ta pani ma cokolwiek wspólnego z kowalstwem?! Nie wyglądam postawnie, ale do kowalstwa trzeba chęci i techniki, więc bycie kobietą to nie przeszkoda. Niemniej jako kobieta jestem zjawiskiem w tym rzemiośle.

Łączysz łagodność i cierpliwość matki oraz siłę i upór rzemieślnika.

Tak jest. Na co dzień chudzę w fartuchu, brudna i umorusana, ale jestem jednak kobietą i kiedy nie pracuję, staram się wyglądać schludnie, kobieco.

Kobiety zajmujące się kowalstwem w Polsce – jest ich więcej?

Znam kilka z forum, które pomagają mężom. U nas było odwrotnie, pracownia jest moja i Filip mi pomaga. Pomaga, i to bardzo, zwłaszcza, że wykonuje prace, za którymi ja nie przepadam. Ja kuję, Filip łączy, spawa i dba o sklep internetowy.

Współpracujecie także przy obowiązkach domowych?

Tak. Zwłaszcza, że w tym roku rozpoczęliśmy nauczanie domowe naszych dzieci i nasz rytm dnia uległ zmianie. Mając swoją firmę, tak jak my, twórczą, rzemieślniczą, trzeba projektować, kuć wyroby, robić zdjęcia, odpowiadać na maile klientów, dbać o sklep i PR w socjal mediach. Pracy jest mnóstwo, ale kocham to, co robię.