Niby nie obowiązuje już liberum veto…

Jeśli nie parking, to co?

Niby liberum veto odeszło wraz z rozbuchaną kontuszową szlachetczyzną, ale nie. Pewnie tu i ówdzie w narodzie budzi się duch Gerwazego lub młodego Soplicy
i – hajże! Byle tylko sąsiad wiedział, kto w okolicy rządzi.

Na Kochanowskiego dzieje się coś, co najlepiej oddaje zdanie: „Na złość babci odmroził sobie uszy”. Chodzi o miejsca parkingowe, które są i, co więcej, mieszkańcy w większości zgadzają się, aby były, bo nadają się do tego, żeby ustawić tam samochody, ale w świetle pewnych przepisów jeszcze miejscami parkingowymi są.
Sprawa jest skomplikowana. Na Błoniach, jak na wielu sanockich osiedlach, miejsce parkingowe to skarb. Przy Kochanowskiego udało się wygospodarować stosowne miejsce, za aprobatą administratora, ale jednemu z lokatorów to się nie podoba. Wzywa policję, ponieważ jego zdaniem samochody są ustawiane na terenach, zarezerwowanych dla osiedlowej zieleni. Policja ma obowiązek interweniować, mieszkańcy – prosić, żeby spółdzielnia jednak miejsca parkingowe utrzymała.

Pracownik administracji był zdziwiony, że ktoś tych kilka miejsc parkingowych otoczył taśmą. – To się stało tuż przed świętami – powiedział nam jeden z mieszkańców. – Pewnie policja nie chciała codziennie jeździć i interweniować – dodał.
Od pracownika spółdzielni otrzymaliśmy zapewnienie, że lada moment w spornym dziś miejscu wkrótce zostanie utworzony parking, wobec którego nie będzie wątpliwości, komu
i czemu służy…
msw