Oko na przedsiębiorczych

Firma Sense Monitoring: sanoczanie odnoszą sukcesy!

Firma Sense Monitoring otrzymała główną nagrodę za Produkt Innowacyjny dla Transportu Logistyki i Produkcji 2018 roku. Podczas uroczystej Gali nagrodę odebrał Prezes Zarządu Przemysław Gałązka. Jeszcze pół roku wcześniej Sense było wśród sześciu najlepszych startupów w Polsce – tak zdecydowało jury podczas X Europejskiego Kongresu Gospodarczego. Firma, założona przez dwóch sanoczan, odnosi sukcesy w kraju, a lokalnie mało kto o nich słyszał.

Przemysław Gałązka i Artiom Komardin są absolwentami II LO w Sanoku. Po skończonych studiach w Krakowie założyli własną firmę Sense Monitoring i pracowali nad projektem od 2013 roku. Stworzyli system, dzięki któremu utrzymanie budynków wielkopowierzchniowych staje się łatwiejsze, tańsze i bezpieczniejsze. Jest tak pomyślany, aby informować o niebezpieczeństwie, zanim zdąży się ono pojawić. Alarmuje użytkownika o aktualnym stanie konstrukcji i pomaga planować odśnieżanie lub zarządzić ewakuację budynku. Rozwiązanie Sens S-One pozwala na kontrolę konstrukcji na podstawie danych zbieranych przez całe życie budynku. Artiom Komardin w rozmowie z Edytą Wilk opowiada o początkach działalności, obecnej pracy i planach na przyszłość.

Gdzie mieści się wasza firma?

Adres rejestrowy spółki mamy w Sanoku, zatem pomimo tego że nie mieszkamy w Sanoku, podatki płacimy lokalnie ;). Natomiast aktywni jesteśmy w Warszawie, Krakowie i Poznaniu, gdzie mamy swoje biura regionalne.

Wiem, że z sentymentem wspominacie Sanok.

Ze wspólnikiem, Przemkiem Gałązką skończyliśmy II LO. Nie chodziliśmy do tej samej klasy. Połączył nas fakultet matematyczno – fizyczny. Po liceum wyjechaliśmy na rożne uczelnie, ale cały czas coś wspólnie robiliśmy. I razem wpadliśmy na pomysł stworzenia systemu do zapobiegania przeciążeniom dachów. Bardzo pomogły nam w tym studia, ja ukończyłem Politechnikę Krakowską, jestem inżynierem budownictwa, natomiast Przemek ukończył AGH – geodezję i informatykę.

Jakie były wasze początki?

Był rok 2012. Pracowałem ówcześnie w biurze projektowym, byłem projektantem i zauważyłem dysonans między projektowaniem, wykonawstwem i użytkowaniem. Nie każda z tych dziedzin rozwija się w jednakowym tempie. Projekty wykonują profesjonaliści, którzy są na bieżąco ze stanem najnowszej technologii w modelowaniu, wykonie również należy do doświadczonych inżīnierów, natomiast użytkowaniem zajmują się często osoby bez technicznego wykształcenia. Stąd się biorą nieporozumienia i błędy w eksploatacji: instrukcje użytkowania często trafiają do szuflad, do dachu są podwieszane kolejne instalacje, które wcześniej nie były w planach i budynek żyje swoim życiem, cały czas pracuje. Wtedy powstał pomysł, by monitorować konstrukcję budynku w sposób ciągły i wiedzieć, co się z nią dzieje cały czas. Między innymi monitorować, jak się starzeje konstrukcja, jak na budynek wpływają temperatury, zjawiska atmosferyczne i codzienna eksploatacja.

Ideą było stworzenie monitoringu budynku od chwili powstania?

Dokładnie. Zaczęliśmy badać rynek i okazało się, że to jest temat nowy, niszowy. Monitoring budynku odbywał się tradycyjnie lub bardzo drogimi metodami. Chcieliśmy, by system był ogólnie dostępny i zrozumiały dla każdego. Te pierwsze lata naszej pracy to były zajęcia po godzinach, poświęcaliśmy każdą chwilę wolnego czasu, prywatne plany, wakacje, czas dla rodziny. Przygotowaliśmy prototyp, składaliśmy wniosek patentowy, robiliśmy certyfikację. To był bardzo złożony proces.

Skąd wzięliście środki na to wszystko?

Inwestowaliśmy pieniądze własne, pieniądze pożyczone od rodziny. Cała rodzina w nas wierzyła i wspierała. Jednak największa inwestycja to była inwestycja czasowa. Gdyby przeliczyć roboczogodziny, wyszłaby całkiem okrągła suma.

Prototyp był gotowy i, jak pamiętam, otrzymaliście za niego nagrodę od prezydenta Andrzeja Dudy podczas drugiej edycji projektu „Start- upy w Pałacu”.

Pomógł nam również program KPT ScaleUP, dzięki któremu mieliśmy pierwsze środki na przygotowanie serii produkcyjnej.

Tradycyjnie budynek kontroluje się „ręcznie”, robiąc przeglądy dwa razy w roku. Wasz system taką pracę wykonuje nieprzerwanie?

Tak. Konstrukcje „żyją”. System wykrywa, np. nasiąkanie wełny, którą jest ocieplany. Dzięki pomiarom co kilka minut, wykrywamy natychmiast anomalie, które można szybko usunąć i budynek znów jest bezpieczny i nie stwarza zagrożeń. Można przypomnieć chociażby zdarzenie z zapadnięciem się hali w MTK w Katowicach. System Sense S-One to nie tylko pomiary śniegu, czy generalnie opadów. To dużo więcej parametrów, które wpływają na starzenie się i osłabianie konstrukcji budynku.

Jakie firmy są waszymi klientami?

Sense S-One zainstalowaliśmy u blisko trzydziestu dużych odbiorców. Łącznie pokrywamy ponad 500 000 m2 powierzchni dachów płaskich. Zazwyczaj są to duże firmy, z wysoką kulturą techniczną i dbałością o bezpieczeństwo o swoje budynki. Mogę wymienić chociażby Pocztę Polską, MOKATE, Biuro Inwestycji Kapitałowych, Excellent.

Czy w naszym regionie jest zamontowany na jakimś budynku ten system?

Szczerze mówiąc, nie mamy lokalnej realizacji. Trochę to wynika z braku czasu na obsługę rynku na Podkarpaciu, a trochę z mniejszego uprzemysłowienia regionu.

A może nie wszystkich stać na taki system? Możesz powiedzieć, ile to kosztuje?

Koszt zależy od wielkości budynku, jego skomplikowania, ceny zaczynają się od kilkunastu tysięcy złotych dla najmniejszych budynków wielkości hali sportowej. Jeżeli mówimy o dużych inwestycjach, zazwyczaj jest to mały promil od kosztów budowy.

Jakie macie plany na najbliższy rok?

Chcemy mocniej zaistnieć w świadomości specjalistów z branży budowlanej, dlatego już w przyszłym tygodniu można nas będzie spotkać podczas 4DesignDays w Katowicach, a w lutym na Budmie w Poznaniu. Ciągle rozwijamy oferowany system o nowe funkcje, inwestujemy w rozwój technologiczny. Myślimy też nieśmiało o rynkach zagranicznych – ale już chyba za dużo powiedziałem…