Od igły i cegły do obiektywu

Krawcowa i budowlaniec, rodzice pięciu córek, zajęli się profesjonalną fotografią.
Dwanaście miesięcy temu zaryzykowali i otworzyli własną firmę. Postawili wszystko na jedną kartę, zwolnili się z firm, w których pracowali, otrzymali dofinansowanie z Urzędu Pracy, za oszczędności wyremontowali lokal i otworzyli studio fotograficzne.Anita i Oskar Niemiec
opowiadają Edycie Wilk o spełnianiu marzeń i wspólnej pracy.

To, że fotografujecie od lat, wiem dzięki waszej wolontariackiej współpracy ze Stowarzyszeniem Sanitas, ale skąd pomysł na tak poważne życiowe, zawodowe zmiany.
Anita: Z zawodu jestem krawcową, ale kiedy dzieci podrosły, poszłam do pracy jako grafik. Grafiki i sztuki fotografii nauczyłam się sama. Fotografia zawsze była moją pasją. Wieczorami, kiedy dzieci zasypiały, ja włączałam laptop
i zamiast seriali oglądałam filmy na YouTubie o projektowaniu graficznym, poznawałam tajniki Photoshopa i Ilustratora, uczyłam się montażu. Pracując jako grafik, jednak nie robiłam do końca tego, co mnie najbardziej pasjonowało. Co prawda, praca grafika jest twórcza, ale ja zawsze chciałam fotografować. Przyszedł taki moment, że siedziałam w pracy i myślałam: dlaczego ja mam obrabiać czyjeś zdjęcia, zdjęcia stockowe, zamiast swoich. Ta myśl zmusiła mnie do działania, do poważnej rozmowy z mężem.
Oskar: Zaczęliśmy z Anitą oszczędzać na lepszy sprzęt fotograficzny i wieczorami, w weekendy jeździliśmy
w ciekawe miejsca i robiliśmy zdjęcia. Znajdowaliśmy często interesujące, opuszczone miejsca-urbeksy i tam powstawały klimatyczne fotografie. Im więcej robiliśmy zdjęć, tym bardziej nas to pociągało. Rok temu podjęliśmy decyzję, że nadszedł moment na założenie własnej firmy.

Założyliście firmę. Jak wspominacie pierwsze miesiące swojej pracy, jakie trudności musieliście pokonać?
Anita: Oprócz ogromnej papierologii, przez którą trzeba było przebrnąć, najbardziej na początku doskwierał brak klientów. Z jednej strony, trzeba czasu, by zaistnieć na rynku, z drugiej reakcje znajomych nas zaskakiwały. „Ty, budowlaniec, robisz zdjęcia?” Wiele osób, naszych znajomych, nadal jest zdziwionych, że zajęliśmy się profesjonalnie fotografią, a przecież przebranżowienie jest czymś naturalnym. Wielu ludzi zmienia miejsca zamieszkania, pracę, dokształca się. Zdobycie zaufania klientów przychodzi powoli, ale cieszą nas te chwile, kiedy oddajemy fotografie klientowi i widać te iskry, ten zachwyt w oczach. I klient wraca na następną sesję. To bardzo nas cieszy i podbudowuje.
Oskar: Początki to trudności finansowe. Mimo wsparcia finansowego z Urzędu Pracy, do sprzętu, który mieliśmy, co miesiąc trzeba dokupować dodatkowy sprzęt, rekwizyty, tła. Oprócz stałych opłat, fotograf musi mieć duże zaplecze gadżetów, strojów, rekwizytów.
Anita: Pracę fotografa charakteryzuje sezonowość. Już w domu mam roślinki posadzone z myślą o sesjach wielkanocnych czy wiosennych. Co prawda, ogrodniczką nie jestem, ale uczę się. Jeszcze Boże Narodzenie się nie skończyło, a ja już myślałam o Wielkanocy. Właśnie znajoma krawcowa szyje nam króliczki na świąteczne sesje.

Jesteście razem dwadzieścia dwa lata. Spędzacie ze sobą mnóstwo czasu, nie mieliście obaw, że praca w jednej firmie negatywnie wpłynie na wasz związek?
Oskar: Tak, myślałem, że będziemy się częściej kłócić. Wyszło zupełnie inaczej. Pracując razem, nie wszystko robimy wspólnie. Anita np. obrabia zdjęcia, a ja szykuję dekoracje do sesji.
Anita: Bardzo rzadko się kłócimy. Fajne jest to, że wszystkie sprawy firmowe mamy na bieżąco omówione i po pracy więcej czasu możemy poświęcić dzieciom.

Właśnie, dzieci. Jesteście rodzicami pięciu córek. To nie lada wyzwanie pogodzić dom i pracę.
Anita: Spokojnie wszystko się da pogodzić, zorganizować. Gdy dzieci były malutkie, to nie pracowałam, bo po prostu się nie dało, ale kiedy dziewczynki podrosły, od razu poszukałam pracy. Teraz już wszystkie są bardzo samodzielne i zaradne. Najmłodsza ma 12 lat.

Co w Sanoku byście zmienili, by ułatwić start takim osobom, jak wy, którzy chcą założyć małą firmę?
Anita: Wiemy, że są środki unijne, które można zdobyć, ale zupełnie się na tym nie znamy. Dobrze by było, gdyby istniało wsparcie z Urzędu Miasta w zdobywaniu takich informacji.
Oskar: Każde wsparcie byłoby udogodnieniem dla młodych firm.

Fotografia to zajęcie dla każdego?
Anita: Nie. Po pierwsze trzeba mieć „oko”, a po drugie lubić pracę z ludźmi. Trzeba mieć dużo cierpliwości. Na przykład sesje z dziećmi są przygodą. Maluszki są ruchliwe, ciekawskie, wszędobylskie. Czasem trzeba wiele czasu poświęcić maluchowi, by wyszło dobre zdjęcie. Niemniej jest to przyjemna zabawa i przysparza wiele radości. Obrabianie takich zdjęć to sama przyjemność.
Oskar: Trzeba być elastycznym i pomysłowym. Fotografia to też szerokie pole do popisu i warto jednak zdecydować się na konkretne „działy”. Do fotografii np. produktowej trzeba zupełnie innych rekwizytów, niż np. do fotografii portretowej. Warto się zdecydować, by nie trwonić pieniędzy na niepotrzebne np. tła czy lampy, których się nie użyje.

Gdybyście mieli jeszcze raz podjąć decyzję o założeniu firmy, byłaby ona na „tak”?
Anita: Raczej tak, ale chyba… Zadecydowanie tak, kocham to, ale chyba…
Oskar: Zdecydowanie tak! Prowadzenie firmy to mój żywioł. Mam poczucie, że coś tworzę i mam nadzieję zostawić coś córkom. Marzę o tym, aby zdobyć tylu klientów, żeby trwać na rynku i stworzyć z tego rodzinny interes, zwłaszcza że w przynajmniej jednej latorośli widzę fotograficzny potencjał.