Sławomir Dobrzański grał utwory Antoniego Kątskiego

Historię tworzą geniusze, ale…

15 marca 2018 roku w auli koncertowej PSM odbył się recital profesora Sławomira Dobrzańskiego, pianisty, absolwenta Akademii Muzycznej w Warszawie, od wielu lat mieszkającego w Stanach Zjednoczonych. Na recital zaprosiła sanoczan rodzina Kątskich,przedsięwzięcie wspierał warszawski Instytut Muzyki i Tańca.

Przypominamy dziś tamten koncert nie bez przyczyny: profesor znów zagra utwory Antoniego Kątskiego, tym razem w Rzeszowie. Zanim tam jednak pojedziemy…

Rok temu Sławomir Dobrzański grał utwory Antoniego Kątskiego. Profesor zaprezentował sześć utworów na fortepian, w tym romantyczne medytacje, które – jako gatunek muzyczny – są kompozytorskim odkryciem Antoniego Kątskiego.
Dlaczego Sławomir Dobrzański uparł się, by grać, przywracać pamięć o Antonim Kątskim? – Jest wiele powodów – mówi profesor. – Jeden z nich jest taki, że los Antoniego Kątskiego jest także moim losem, losem emigranta. Jako polski pianista, mieszkający za granicą, zainteresowałem się innymi polskimi pianistami, którzy wyjechali z Polski. Od zawsze interesowała mnie historia. Jest poniekąd czymś oczywistym, że historię tworzą geniusze: Mozart, Bach… Tymczasem było wielu kompozytorów, którzy pisali solidną, uczciwą, dobrą muzykę, która ma prawo zaistnieć na estradzie.
Podczas koncertu profesor mówił o życiu i twórczości Antoniego Kątskiego, o tym, że pierwszą polską operą, wystawioną w Stanach Zjednoczonych, był prawdopodobnie „Sułtan z Zanzibaru” Antoniego Kątskiego, a nie, jak się powszechnie uważa, „Manru” Ignacego Paderewskiego. – Antoni Kątski był kosmopolitą. Mieszkał i w Londynie, i w Petersburgu, także w Hiszpanii, potem w Stanach Zjednoczonych. Te wszystkie wpływy mieszały się w jego twórczości, co nie było czymś wyjątkowym w owych czasach, bowiem jego współcześni w ten właśnie sposób pisali muzykę. List pisał polonezy, a był Węgrem, Brahms pisał tańce węgierskie i to było normalne; ważne były style muzyczne, w jakich wybitni kompozytorzy propagowali tańce rosyjskie, węgierskie, hiszpańskie czy polskie.
Sławomir Dobrzański pielęgnuje także pamięć o Marii Szymanowskiej. Skąd ta z kolei fascynacja? – O Chopinie mówimy, że był pod wpływem opery włoskiej, Johna Fielda… Szukałem śladów inspiracji muzycznych Fryderyka Chopina i tym tropem doszedłem do twórczości Marii Szymanowskiej. Chopin pożycza od niej całe motywy, prawie wszystkie pomysły na etiudy…

Czym są „medytacje” jako gatunek muzyczny? Profesor Dobrzański tłumaczy: – W czasie romantyzmu wymyslano gatunki muzyczne. Mendelssohn wymyślił pieśń bez słów, List rapsodie węgierskie; chodziło o wyrażanie uczuć. Medytacja jest dobrym słowem na określenie utworu, który wyraża stany uczuciowe, zwłaszcza jeśli je interpretować jako rozmyślania muzyczne. Piękna melodia staje się coraz bardziej dramatyczna, część środkowa jest spokojniejsza – neutralna emocjonalnie, a na końcu następuje wybuch emocji, jak w prawdziwej operze.

Jakim człowiekiem był Antoni Kątski? Niestety nie zachowało się zbyt wiele materiałów, żeby na ten temat powiedzieć coś konkretnego.

– Zapewne po całym świecie są porozrzucane pewne dokumenty i ktoś powinien się zająć ich zebraniem, aby ustalić pewne fakty z biografii Antoniego Kątskiego. Jakim był człowiekiem – to możemy jedynie wywnioskować z jego muzyki. Miał dystans, także do samego siebie i swojej twórczości, poczucie humoru. Na pewno lubił ludzi, był ciekawy świata, miał łatwość nawiązywania kontaktów. Osobowością przypomina trochę Artura Rubinsteina. Uśmiechnięty, elegancki, uwielbiany przez publiczność, tak go sobie wyobrażam. Był w swoim czasie ambasadorem polskiej kultury na świecie – uważa Sławomir Dobrzański.
Po recitalu był czas dla rodziny Kątskich, która licznie zjawiła się w auli PSM – na rozmowy, uściski i wspólne fotografie.

Dyrektor PSM dr Tomasz Tarnawczyk tak mówił po koncercie:
– Historia muzyki jest historią przypadków. Za czasów Mozarta Mozart był mniej znany, niż na przykład Antonio Salieri, z którego pozycji został nakręcony film „Amadeusz”. Niektórzy kompozytorzy padają ofiasrą złośliwego przypadku. Na przykład synowie Bacha są dzisiaj zupełnie nieznani, a przecież byli bardzo dobrymi kompozytorami; ich spuścizna jest ogromna, tylko że klawesyn został wyparty przez fortepian, a oni, razem z klawesynem, odeszli w niepamięć. Odkopywanie kompozytorów, takich jak Antoni Kątski, ubogaca historię muzyki. Choć może należałoby powiedzieć: oddaje jej stan faktyczny. Chopin to nie był przypadek w historii polskiej muzyki. Może na niego „pracowało” wielu takich kompozytorów, jak Antoni Kątski? Wiek XIX traktujemy z pewną pobłażliwością, uważamy, stereotypowo, że życie wtedy było nudne. A może byśby byli zdziwieni, gdyby się okazało, jak ono, to życie naszych przodków w XIX wieku, wyglądało naprawdę? Prawdopodobnie mieli więcej artystycvznych doznań, niż my w naszym zaganianym świecie. Muzyka Antoniego Kątskiego ma w sobie pewien sentymentalizm, jest zaawansowana wirtuozowsko, nie bardzo się nadaje do grania przez uczniów w szkole muzycznej. Jako inspiracja, jako świadectwo swoich czasów jest niezwykle ciekawa i myślę, że dziś nad taką muzyką koniecznie powinniśmy się pochylać. O Antonim Kątskim nie słyszeli nie tylko niektórzy melomani, ale i muzykolodzy. Brat Antoniego Kątskiego, Apolinary, był skrzypkiem; krąży po encyklopediach muzycznych, na przykład w Encyklopedii Larousse widziałem takową, reprodukcja portretu małego Apolinarego Kątskiego, stojącego na fortepianie, ze skrzypcami, w takiej nieco wynaturzonej pozie – to w tamtych czasach była ekstraliga, gwiazdy na miarę Madonny czy Prince`a. Przepływ informacji był wtedy trudniejszy, nie mówiąc o samym podróżowaniu. A jednak podróżowali, koncertowali, komponowali. To nam się współcześnie wydaje, że wtedy nic nie było. To nie jest tak! Podróże Antoniego Kątskiego mogą i dzisiaj zaimponować. To nie my żyjemy z rozmachem, ale oni żyli… My za to padliśmy ofiarą postępu. Słuchamy współcześnie muzyki i mówimy jednocześnie, że tego się nie da słuchać. Czy współczesna muzyka jest nie do słuchania, ponieważ interpretuje ducha naszych czasów? Nie do końca się z tym zgodzę. Górecki tworzy „Symfonię pieśni żałosnych”, która ma spokojną melodykę i zdobywa uznanie na całym świecie. Myślę, że powinniśmy zrewidować myślenie o przeszłości. Nie jest ważne jedynie to, co nowe, co robi wyraźny postęp w dziedzinie muzyki, ale wszystko to, co się dzieje dookoła. Antoni Kątski w XIX wieku nie jest jedynym kompozytorem zapomnianym czy zaniedbanym przez nas dzisiaj; jest jeszcze, na przykład, Maria Szymanowska, o której mówił profesor Sławomir Dobrzański. Bardzo się cieszę, że koncert, o którym po raz pierwszy usłyszałem w październiku ubiegłego roku udało się nam zorganizować.