Polska szkoła w Holandii – sanoczanie na świecie
Między dwoma krajami, dwoma językami
Ewelina Starzewska-Maciołek i Piotr Maciołek to absolwenci I LO, sanoczanie, którzy wyemigrowali do Holandii. Do Sanoka regularnie przyjeżdżają na święta i tutaj też spędzają wakacje. O emigracji, rodzinie, wolontariacie i spełnianiu marzeń Ewelina Starzewska-Maciołek opowiada Edycie Wilk.
Z zawodu jesteś nauczycielką. To twój świadomy wybór?
Nauczanie było zawsze moim marzeniem, zawsze wiedziałam, że chcę zostać nauczycielką i pracować z dziećmi, ale nie spodziewałam się, że będę pracować z dziećmi dwujęzycznymi…
Gdy wyjechaliśmy do Holandii musiałam swoje marzenia odłożyć na bok, by zająć się domem i dzieckiem. Przeglądając w Internecie stronę dla Polaków mieszkających w Holandii, natknęłam się na ogłoszenie o treści „Polska sobotnia szkoła poszukuje wolontariuszy”. Sobota nie kolidowała z moimi obowiązkami, więc – pomyślałam – czemu nie? I wysłałam swoje cv.
Z wykształcenia jestem magistrem pedagogiki, więc z radością zostałam przyjęta i tak, od 2013 roku, byłam nauczycielem w polskiej sobotniej szkole w Nijmegen. Zetknięcie z dwujęzycznością było dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem. Musiałam nauczyć się, jak postępować i jak uczyć dzieci dwujęzyczne.
Do pracy w sobotniej szkole poszukiwano wolontariuszy…
Tak, podjęłam pracę, która nie przynosi korzyści materialnych. Wiadomo, że fajnie by było, gdyby przynosiła, ale jest to szkoła społeczna, stworzona dla dzieci Polaków mieszkających w Holandii, i skromne opłaty, uiszczane przez rodziców za semestr nauki, nie wystarczają często na utrzymanie takich placówek, trzeba liczyć na hojność sponsorów.
Po kilku latach szkoła przeniosła się do miejscowości Driel, do której musiałam dojeżdżać 73 km. Stało się to zbyt uciążliwe dla mnie i mojej rodziny, więc w 2018 roku pożegnałam się ze szkołą w Driel na rzecz nowego projektu.
Pojawiła się opcja poprowadzenia istniejącej placówki przy kościele św. Faustyny w miejscowości Meterik. Szkoła borykała się z problemami kadrowymi i osoby, które ją prowadziły, nie chciały kontynuować tego przedsięwzięcia ze względu na sprawy osobiste. Od proboszcza parafii, ks. Bartłomieja, dostałam propozycję reaktywowania tej placówki Po rozmowie z mężem postanowiliśmy wspólnie się tym zająć.
Skoro jest potrzeba utworzenia szkoły, to zapewne w Meterik mieszka wielu Polaków?
-O, tak! Było sporo chętnych dzieci w wieku od 4 do 12 lat. Stworzyliśmy 3 grupy wiekowe, 4-6, 7-8, 9-12. W niedługim czasie udało się znaleźć dwoje chętnych nauczycieli: panią Agnieszkę Opas, nauczyciela edukacji wczesnoszkolnej i przedszkolnej z bogatym doświadczeniem zawodowym, oraz „świeżo upieczonego” nauczyciela historii, pana Łukasza Smolarczyka. Pani Urszula Kołder zajęła się administracją i organizacją pracy. Nie mieliśmy nauczyciela języka polskiego dla najstarszej grupy. Namówiłam męża, by poprowadził te zajęcia, i tak we wrześniu 2018 roku szkoła wystartowała z około 35. uczniami w 3 pokojach na plebanii u księdza Bartłomieja.
Dziś do naszej szkoły chodzi 50 dzieci w wieku od 4 do 12 lat. Uczą się w czterech grupach. Nie mamy samych dzieci z Meterik, dojeżdżają z rożnych miejscowości oddalonych o 20, 40 a nawet 50 km. W szkole odbywają się lekcje języka polskiego, historii i religii. Mamy pięcioro zatrudnionych nauczycieli oraz kilkoro wolontariuszy, którzy pomagają w prowadzeniu zajęć. Lekcje religii prowadzi ksiądz Bartłomiej.
Jak wygląda taka polska sobotnia szkoła?
Zajęcia odbywają się w co drugą sobotę i trwają trzy godziny. Grupy zostały podzielone ze względu na wiek i poziom znajomości języka polskiego. Dzieci uczą się pisać i czytać, poznają polską literaturę i historię. Poznają i przypominają sobie polskie tradycje i obyczaje, uczą się polskich piosenek i wierszy. Dzieci mogą spotkać się z rówieśnikami potrafiącymi tak jak one rozmawiać po polsku, jest to czas, kiedy język polski jest przez tych kilka godzin najważniejszy.
Rodzice w czasie trwania lekcji mogą porozmawiać ze sobą, wymienić się spostrzeżeniami. Jest to świetna forma integracji Polonii za granicą.
Ilu polskich nauczycieli jest w Holandii?
Jako „Polska szkoła w Meterik” zostaliśmy członkiem Forum Polskich Szkół w Holandii. Obecnie Forum zrzesza wszystkie szkoły społeczne z Holandii, i jest to 19 szkół członkowskich, w których uczy się prawie 850 uczniów oraz pracuje prawie 85 nauczycieli.
Czy polskie środowisko jest zintegrowane?
Dzięki Forum Polskich Szkół. Forum Polskich Szkół w Holandii to jedyna w Holandii organizacja zrzeszająca społeczne szkoły polonijne, prowadzone przez autonomiczne stowarzyszenia, fundacje i organizacje z Holandii. Co roku Forum Polskich Szkół w Holandii organizuje festiwal poezji „Wierszowisko”, gdzie dzieci z polonijnych szkół mogą zaprezentować się na scenie, recytując samodzielnie wiersz, jak również spróbować swoich sił w inscenizacjach grupowych.
W tym roku, jako „Polska Szkoła w Meterik”, mieliśmy przyjemność zadebiutować na tym wydarzeniu. Dwójka naszych uczniów zdobyła nagrody indywidualne, a występ grupowy został nagrodzony gromkimi brawami.
Uczenie języka polskiego w Holandii jest wyzwaniem?
Uczenie w polskiej sobotniej szkole było i jest wyjątkowym wyzwaniem, nie jest to typowa praca nauczyciela z polskimi dziećmi, to jest praca z dziećmi dwujęzycznymi, gdzie niekiedy język polski jest jak „obcy”. Dużo czasu poświęcamy na przygotowywanie się do zajęć, nie mając żadnych programów ani pomocy dydaktycznych, ze wszystkim jesteśmy zdani sami na siebie, nauczyciele – pasjonaci –wolontariusze. Mimo ograniczonego budżetu staramy się uczestniczyć we wszystkich możliwych szkoleniach, warsztatach wyjazdowych czy organizowanych on-line przez ORPEG. Łączymy to wszystko z codzienną pracą, poświęcając się swojej pasji i chęci krzewienia polskiej kultury wśród najmłodszych.
Dzieci wciąż przybywa i nasza szkoła się rozrasta. Rosną również nasze potrzeby na pomoce dydaktyczne czy większe lokale z prawdziwego zdarzenia, przystosowane w pełni do nauki dzieci i młodzieży. Zapraszamy wszystkich chętnych, którzy chcieliby się włączyć w nasz projekt, a może nas wesprzeć.
Tęsknisz za Sanokiem?
Czy tęsknimy? … Bardzo tęsknimy – za rodziną, przyjaciółmi, za tym pięknym miastem, które ciężko zostawić … Tutaj przyjechałam, żeby urodzić młodszego syna. Swoją drogą – bardzo zasmuciło mnie zamknięcie porodówki.
Czy chcemy wrócić? W Holandii mieszkamy w małej wiosce, zaaklimatyzowaliśmy się, przyzwyczailiśmy, ale tak, chcemy wrócić, tylko odwlekamy tę decyzję, bo mąż w Holandii prowadzi firmę, żyjemy na dobrym poziomie i są obawy, czy znajdziemy dobrą pracę, czy uda się zbudować wszystko od nowa, ale jesteśmy dobrej myśli.
Mamy nadzieję, że w końcu uda nam się powrócić do Sanoka, aczkolwiek z roku na rok jest coraz trudniej; myślę o moich synach, którzy zaaklimatyzowali się w Holandii.
Starszy syn odnosi sukcesy w Holenderskiej szkole, realizuje się w drużynie piłki nożnej i odnosi sukcesy w turniejach judo, same pierwsze miejsca, najnowsze z 7 kwietnia. Młodszemu będzie lżej, ponieważ dopiero zaczął swoją edukację.
Te nasze dwujęzyczne dzieci są często rozdarte, wyjeżdżają ze łzami z Polski ale też ciężko im pogodzić się z myślą, że musiałyby zostawić Holandię, swoich przyjaciół, szkołę.
Dzięki wykładom i warsztatom z prof. dr hab. Haliną Grzymała – Moszczyńską, specjalistką m.in. w dziedzinie psychologii migracji, staram się pomagać w Holandii osobom, które wracają do ojczyzny, aby dzieci miały „lżejszy” powrót i aby rodzice wiedzieli, jak do tego się przygotować .
I tylko czekam, kiedy my się będziemy do tego przygotowywać.
Ostatnie komentarze