Zdarzyło się we Lwowie. Jedno życie jak cały świat

Ta historia zaczęła się kilka lat przed wojną i w tamtym okresie pewnie warta była pióra Zofii Nałkowskiej. Lokalny Zenon Ziembiewicz, z zawodu nauczyciel, jak to się wówczas mówiło – „zepsuł” swoją młodą koleżankę po fachu, pannę. Panna pochodziła z niewielkiej miejscowości, położonej w okolicy Sanoka.

Panna z dzieckiem na wsi? Wstyd dla panny, dla dziecka – los nie do pozazdroszczenia. W takiej sytuacji najlepiej wyjechać, zejść ludziom z oczu. Wyjechała w okolice Lwowa, tam urodziła córeczkę. To mógł być rok 1938. Nieślubne dzieci często oddawano „na wychowanie”. Mała Halinka znalazła mieszczański dom we Lwowie, tuż przed wybuchem wojny.

Wojna, zawierucha, uciekinierka. Halinka wychowuje się we Lwowie, ale najbliższa rodzina jej opiekunki musi w listopadzie Lwów opuścić, udając się w stronę Sanoka, przekraczając San. Docierają do Grabownicy – syn opiekunki Halinki przed wojną związany z wojskowością, w Sanoku nie czuł się bezpieczny. Przebywając w Grabownicy, związał się z tajnym oddziałem Armii Krajowej, rozpoznawał teren, ludzi. W Woli Góreckiej zetknął się z dziadkami Halinki – nie mieli pojęcia, że we Lwowie mieszka ich wnuczka. Wkrótce Halinka zostaje przywieziona ze Lwowa do Woli Góreckiej, do domu dziadków. Opiekunka wraz z siostrą wracają do Lwowa. Wyjazd był organizowany w pośpiechu, we Lwowie zostały dokumenty Halinki – akt urodzenia, świadectwo chrztu.

Tymczasem we Lwowie trwa okupacja niemiecka. Okupanci wydzielają teren dla getta. Mieszkanie dawnych opiekunów Halinki znalazło się na wskazanym przez Niemców terenie. Udało się je zamienić i przenieść bliżej centrum. Zamiana na lokum opuszczone przez Żydów miała trwać przez czas wojny.

Rodzina żydowska, która musiała przenieść się do getta, miała malutką córeczkę.

Wewnątrz lwowskich kamienic były balkony i od ich strony możliwe było wejście do mieszkania. Za drzwiami były zaś nisze z oknem, wychodzącym na balkon. W takiej niszy, zastawionej szafą, żydowscy rodzice zamykali czasami swoją córkę, żeby ją przyzwyczaić do ukrywania się. Przypuszczali, co może ich spotkać w getcie i mieli nadzieję, że dziecko nie podzieli ich losu. Z mieszkania w centrum wyprowadzili się sami. Dziecko zostało. Wiedziało, że czasami musi chować się w mrocznej niszy i być cicho. Przeczekało ukryte w niszy, kiedy Niemcy zaplombowali mieszkanie. Dzięki specyficznej architekturze lwowskich kamienic żydowskie dziecko nocą zostało zabrane przez „aryjkę”, Polkę o imieniu Julia, siostrę Marii, która kiedyś wzięła do siebie na wychowanie Halinkę.

Dziecko szybko zwróciło uwagę czujnych sąsiadów. Wiadomo było, kogo gnębi i niepokoi fakt, że owszem, kiedyś jakieś dziecko do tych państwa przychodziło, ale teraz mieszka z nimi na stałe i chyba jest trochę inne, niż to, które przychodziło poprzednio… Sąsiadka nie spocznie, dopóki nie zgłębi prawdy. Zdecydowano, że mała będzie bezpieczniejsza u Marii. Tej, która przed wojną wzięła na wychowanie Halinkę. Zdecydowano w porę. Julia została wkrótce zabrana przez gestapo i osadzona w Brygidkach, więzieniu przy ulicy Kazimierzowskiej. Jej ojciec, słynny lwowski złotnik, wykupił ją stamtąd po kilku miesiącach. Czas spędzony w Brygidkach mocno odbił się na zdrowiu Julii. Prawdopodobnie wiedziała, kto był konfidentem.

Po Halince w domu Marii zostały dokumenty. Mała Żydówka został Halinką. Dokumenty pozwoliły jej przetrwać wojnę. Przydawały się także i po wojnie. Do 1949 roku Halinka mieszkała z Marią, mówiąc do niej „ciociu”, do siostry Marii zwracała się „babciu”. Nie miała już wtedy nikogo ze swoich biologicznych krewnych, wszyscy zginęli.

W 1949 roku Lwowska Halinka przystępuje do Pierwszej Komunii, a niespełna rok później upomina się o nią gmina żydowska. Halinka nie musi opuszczać Lwowa, ale trafia pod opiekę Żydówki, mieszkającej w sąsiedztwie rodziny siostry Marii; kontakty się nie urywają, ale nie są już takie, jak kiedyś. Nowi opiekunowie Haliny bardzo chcą być dla niej kimś ważnym. Maria pisze listy, które pozostają bez odpowiedzi.

Halina we Lwowie kończy studia. W latach 60., wraz z wieloma innymi obywatelami Związku Radzieckiego legitymującymi się pochodzeniem żydowskim, jest zmuszona do wyjazdu do Izraela.

Maria w 1956 przyjeżdża do Polski. Osiedla się w Stalowej Woli, gdzie mieszka jej córka. Z Haliną nie ma kontaktu.

Żydowska opiekunka Haliny ukrywała listy od Marii. Dlaczego? Z zazdrości? Może dlatego, by wyciszyć więź emocjonalną pomiędzy Żydówką a Polką, z której, jej zdaniem, nie mogło w przyszłości wyniknąć cokolwiek dobrego. Halina znalazła nieotwierane listy dopiero po śmierci swojej żydowskiej opiekunki, porządkując jej mieszkanie.

Już po śmierci Marii do Stalowej Woli przyszedł list od Haliny. Mieszkała tam już tylko siostrzenica Marii, to jej listonosz zostawił kopertę. Przeczytała, odpowiedziała na list. Zaczęła się wymiana korespondencji pomiędzy ą a Izraelem.

Halina została psychologiem. Przez całe życie jest Haliną, jakby nigdy wcześniej nie była kimś innym. Doskonale mówi po polsku. Jej mąż to znany, nie tylko w Izraelu, lekarz, neurochirurg, już nieżyjący. Ich dzieci wybrały kariery uniwersyteckie, jeden z synów wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Piękne, bogate biografie.

W 1999 roku sprawa wojennych losów żydowskiej Haliny została upubliczniona – przeanalizowano je w instytucie Yad Vashem. Siostry ze Lwowa, Maria Guga i Julia Postuła otrzymały honorowe dyplomy, na których wypisano zdanie: „Kto ratuje jedno życie, jakby cały świat ratował”, i medale „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”. W 2000 roku odbierali je w ambasadzie Izraela w Warszawie córka i wnuk Julii. Halina Dubnov przyjechała wtedy do Polski razem z mężem.

Wnuk Julii poznał Halinę jako dziecko, dwukrotnie w czasie wojny przyjeżdżając z matką do Lwowa. Teraz utrzymują ze sobą kontakt, Halina dzwoni w każde święta. To on postanowił przypomnieć tę lwowsko-sanocką wojenną historię, która z powodzeniem mogłaby stać się kanwą powieści lub filmu.

Małgorzata Sienkiewicz-Woskowicz