Mateusz Dziwisz, absolwent sanockiego „mechanika”

Mateusz Dziwisz, absolwent sanockiego „mechanika”, po maturze pracował jako kelner, potem jako doradca klienta tylko po to, by móc się nauczyć rzemiosła, z którym wiązał swoją przyszłość. Nienormowany czas pracy dał mu możliwość skończenia kilku prestiżowych kursów, dzięki którym pracuje teraz z takimi sławami świata mody jak Maciej Zień, Costume Studio by Isabel March, Lola Fashion Eva Minge, Fendi, Gucci Costume Studio by Isabel March, Lola Fashion, ,Carmichel – House of Byfield, Prada i wiele innych. Jest zapraszany do współpracy na krakowskie Fashion Week czy Playboy Fashion Night, a od ponad roku jest stylistą Olimp Labs. Mateusz jest absolwentem prestiżowej „Academy of Hair Design”, która jest prawdziwą kuźnią talentów. Szkolił się także w Londynie w Academy SACO oraz w Rzymie. O swojej bezpretensjonalnej drodze z Sanoka na światowe salony opowiada w rozmowie z Edytą Wilk.

Pamiętam cię z czasów, kiedy otwierałeś swój salon. Opowiedz o początkach, które wiem, ze nie były różowe.

Początki były ciężkie. Po liceum uparłem się, że zostanę stylistą fryzur. Nie było to łatwe, bo, po pierwsze, chciałem być nie – dobry, a najlepszy, więc musiałem skończyć najlepsze fryzjerskie szkoły, a to było i jest kosztowne. Pracowałem więc, gdzie się dało. Kilka lat byłem kelnerem, później doradcą klienta. Pracowałem i uczyłem się, odkładałem pieniądze na swój pierwszy salon. Po drugie, wiele osób z mojego otoczenia – krótko mówiąc – śmiało się ze mnie. „Ty, fryzjerem? A po co ci to? To nie wypali”. Miałem chwile zwątpienia, słabości. Gdybym wtedy miał przy sobie taką osobę, jaką jest obecna moja partnerka, Oliwia, myślę, że wcześniej bym osiągnął więcej sukcesów.

– Dla przedsiębiorcy, bo jesteś nim od prawie ośmiu lat, ważne jest wsparcie partnera?

Bliska nam osoba, która wciąż wierzy w nas, powtarza: dasz radę, potrafisz, uda się – jest nie mniej ważna, jak nasz talent czy umiejętności. Dzięki mojej partnerce bardziej ufam sobie i nie boję się złożyć swoich projektów takim mistrzom, jak chociażby Fendi czy Gucci. I jak widać (odpukać w niemalowane) udaje mi się to.

Jednak nadal działasz również w Sanoku.

Kocham Sanok. Jest to specyficzne miasteczko, w którym dobrze i spokojnie się mieszka. Starość planuję tylko tutaj. Obecnie pracuję trzy na trzy czyli trzy dni w salonie w Sanoku, trzy dni podczas pokazów i innych projektów w Warszawie.

Czyli w Sanoku przez trzy dni jesteś w swoim salonie, strzyżesz, farbujesz, pielęgnujesz włosy sanoczanek. Jak to wygląda, każdy bez trudu sobie może wyobrazić. Opowiedz o pracy podczas pokazów mody.

Musimy pamiętać, że to, co wszyscy widzimy na wybiegu, to jest praca sztabu ludzi, trwająca wiele godzin. Ubranie, makijaż, stylizacja, fryzura. Wygląd modelki to praca kilkunastu osób. Pokazy mody to jest po prostu jeden wielki stres. Pamiętam jeden z takich pokazów Macka Zienia, gdzie mieliśmy 15 – 20 sekund na zmiany fryzur u modelek. Maciek oczywiście każdą modelkę przed wyjściem musiał widzieć. To było jak na taśmie. Ale później, kiedy widziałem pokaz w telewizji, byłem z siebie dumny, że udało się! Efekt był wyśmienity. Inaczej jest na sesjach zdjęciowych. Takie sesje trwają kilkanaście godzin. Jest to naprawdę ciężka praca i efekt widzimy dopiero po jakimś czasie na zdjęciach. Wynik, który często zaskakuje bardzo pozytywnie.

Sukces w Warszawie idzie w parze z sukcesem finansowym?

Chciałbym, aby tak było. Pokazy mody nie są jakoś wybitnie płatne, ale to jest to co lubię. Lubię jak się coś dzieje i udział w nowych projektach. Czasem udział np w sesji zdjęciowej jest na zasadzie barterowej. Niemniej każdy pokaz, sesja to nowe znajomości, nowe kontakty firmowe i jednak większe możliwości utrzymania się na rynku. Choć w sumie można powiedzieć, że swój zakład mam zawsze przy sobie. Grzebień i nożyczki do kieszeni i mogę pracować w każdym mieście i w każdym kraju.

Jednak w Sanoku nie zamykasz salonu.

Nie. Zatrudniłem bardzo zdolną dziewczynę i nie mam zamiaru tutaj kończyć działalności.

Lubisz swoje klientki. A co byś zmienił na głowach sanoczanek?

Nic! Sanoczanki wbrew pozorom są odważne. Fryzury, wiadomo, dobiera się do stylu pracy, osobowości, charakteru, niemniej widzę, że sanoczanki są odważne. Nie boją się eksperymentów, nowych form czy kolorów. Sanoczanki są świadome swych potrzeb i oczekiwań, znają się na modzie. Np ostatnio robiłem klientce limonkowy kolor włosów. Oczywiście są klientki, które lubią minimalizm, czy proste fryzury, ale są też szalone, ekscentryczne dziewczyny. I to lubię.

Co byś poradził osobie z podobnymi marzeniami jak twoje.

Dużo odwagi i samozaparcie. I dużo pokory i uśmiechu do ludzi. Trzeba być otwartym na ludzi, bo każdy człowiek, klientka, współpracownik to dla nas doświadczenie. I mnóstwo wytrwałości. Nie wolno się zrażać przeciwnościami, wtedy sukces jaki sobie wymarzymy gwarantowany.

Jako sanocki przedsiębiorca czego byś oczekiwał od władz miasta?

Sanok się niestety wyludnia i to jest przykre. Małe firmy, które teraz się otwierają za chwilę nie będą miały klientów. Trzeba robić wszystko by te małe firemki tu zatrzymać. Ja mam ciągle doświadczenia z brakiem pracowników. Młodzi ludzie kończą szkoły i uciekają do większych miast. Brakuje mi kursów aktywizujących bezrobotnych. Często jest tak, że przychodzi dziewczyna, ma talent ale nie zna zupełnie podstaw i tu przydałby się jakiś dedykowany kurs z urzędu pracy, a tego nie ma. Brakuje mi tez informacji o funduszach unijnych. W większych miastach, przedsiębiorcy dostają informacje o tym, gdzie i jak składać wnioski, by się rozwijać. Problem mam również ze znalezieniem większego lokalu. W tym lokalu, w którym jestem, mam miejsce tylko na jedną pracownicę. Z przyjemnością bym zatrudnił stażystów, rozbudował salon, ale nie zapłacę za lokal 5 tyś miesięcznie! Taki czynsz plus ZUS to są ogromne koszty. Niestety ceny lokali są takie jak w wielkich miastach, a zarobki sanoczan niestety nadal skromne. Nie zrównam cen usług z cenami warszawskimi bo przestane mieć klientki. A nie zatrudnię następnego pracownika, bo mam za mały lokal… I jest jeszcze jedno. Mam wrażenie, że w Sanoku promuje się tylko sport. Nie jest to złe, bo sport to zdrowie, ale nie ma w ogóle promocji małych firm. To małe firmy płacą w Sanoku podatki. Nie duże sieciówki czy galerie. Brakuje wsparcia dla małych lokalnych firm.