W krainie medykamentów i trucizn
Opium, strychnina, kardamon, olejki eteryczne, maści, a wszystko precyzyjne poukładane na regałach w oranżowych i mlecznych naczyniach. Nad całością czuwa bursztynowy krokodyl. Na Rynku Galicyjskim znajduje się królestwo pana Feliksa Baranieckiego, który był gospodarzem apteki.
Budynek apteki pochodzi z końca XIX wieku ze Starej Wsi. Meble apteczne oraz szklane pojemniczki służące do przechowywania rożnych ingrediencji oraz sprzęt laboratoryjny pochodzą z apteki z Dynowa, która przez okres swej działalności nosiła godło „Pod Opatrznością”. Cały budynek stanowi pięć pomieszczeń, z których dwa to część służbowa, natomiast pozostałe były do dyspozycji rodziny. W saloniku znajdują się piękne meble w stylu ludwikowskim, w rogu stoi toaletka pani domu. Na ścianie wisi obraz z fragmentem Panoramy Racławickiej. Rodzina przywiązywała znaczną wagę do patriotycznego wychowania swoich dzieci.
– Aptekarz był panem domu. To cecha charakterystyczna dla Rynku Galicyjskiego. Osoby, które pracowały w danym miejscu również tam mieszkały. W jednym z pomieszczeń służbowych znajduje się ekspedycja, gdzie wydawano oraz sprzedawano towar. W drugim pokoju znajduje się miejsce przygotowawcze czyli tzw. receptura, w której wykonywano lekarstw na podstawie recepty od lekarza lub według własnej receptury – wyjaśnia Anna Korab, opiekunka ekspozycji muzealnej budynku apteki.
Część służbowa była nierozerwalnie połączona z częścią mieszkalną. Tuż za ekspedycją i laboratorium znajdowała się kuchnia z jadalnią, sypialnia oraz salonik. Była to elita ówczesnego społeczeństwa zarówno pod względem społecznym, jak i ekonomicznym. Gospodarzem apteki był pan Feliks Baraniecki. Otrzymał on ją w spadku od wuja, który był bezdzietny. Miał ukończone wyższe studia na wydziale farmacji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Był człowiekiem o szerokich horyzontach umysłowych i intelektualnych. Wiedza farmaceutyczna była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Farmaceuci mieli ukończone studia, bowiem ich wiedza mogła uratować komuś życie lub wręcz przeciwnie mogła doprowadzić do pogorszenia stanu zdrowia chorego. Godłem apteki był trójkąt z okiem, który symbolizował opatrzność boską. Szklana tafla umieszczona była nad wejściem do izby ekspedycyjnej, jak również figurowała na pieczątkach aptecznych.
– W ekspedycji znajduje się wielkie koło do robienia świec z wosku pszczelego. Baraniecki w swoim przydomowym ogródku uprawiał zioła oraz miał pasiekę. Miód służył mu jako składnik wyrobu lekarstw – dodaje Anna.
Na blacie stoi wielka oryginalna amerykańska kasa na licencji Stanley’a oraz waga apteczna. Pod ścianą zawieszony jest krokodyl, który nadawał temu miejscu aurę tajemniczości. Na regałach ułożone są kunsztownie medykamenty.
– Podstawowym wyposażeniem aptek były szklane buteleczki, porcelanowe pojemniki, metalowe oraz drewniane puszki na surowce stałe i płynne – tłumaczy.
Na całą apteczną armaturę składało się 14 pojemników drewnianych przeznaczonych na przechowywanie surowców pochodzenia roślinnego. 18 pojemników porcelanowych na surowce roślinne oraz mineralne, natomiast w mniejszych były przechowywane maści. Najwięcej jest naczyń ze szkła kolorowego, oranżowego, brunatnego oraz przezroczystego. 11 słoików ze szkła mlecznego w odcieniu niebieskim były przechowalnią na surowce znane współcześnie z kuchni lub przemysłu kosmetycznego. Kardamon, kora, cynamon, olejek lawendowy, bądź eukaliptusowy.
– Na każdym naczyniu znajduje się etykietka z nazwą łacińską, która informowała o zawartości. Środki odurzające takie jak opium, a nawet kokaina, były przechowywane w pojemnikach oznaczonymi czarnym szyldzikami z czerwoną obwódka i białym napisem. Naczynia z truciznami takimi jak arszenik, strychnina mają szyldziki czarne z białymi napisami. W drugiej połowie XX wieku dodawano naklejkę z napisem trucizna z czaszką z białymi krzyżykami. Pojemniki z lekarstwami o silnym działaniu oznaczano białymi szyldzikami z napisem w kolorze czerwonym – opowiada opiekunka.
Aptekarz pracował bez chwili wytchnienia. Nawet wtedy, kiedy księżyc na niebie był już wysoko, a wszyscy domownicy spali, to on musiał pozostać czujny, gdy ktoś zapukał do jego okien, bowiem największa wartością było ludzkie życie.
Ostatnie komentarze