Wojciech Blecharczyk – czas weryfikuje oceny

Zbliżają się wybory parlamentarne, coraz więcej kandydatów na posła odkrywa swoje karty. Jednym z nich jest Wojciech Blecharczyk, były burmistrz miasta Sanoka. Zaprosiliśmy go na rozmowę.

Postanowił pan kandydować do sejmu z listy Koalicji Obywatelskiej. Może to nie będzie oryginalne pytanie: co przesądziło o kandydowaniu? To była przemyślana i zaplanowana wcześniej decyzja czy impuls?

– Jesienią 2018 roku, zachęcony przez przedstawicieli Koalicji Obywatelskiej, postanowiłem kandydować na radnego Sejmiku Województwa Podkarpackiego. Osiągnięty wynik, a było to 9.127 głosów, był jednym z najlepszych spośród wszystkich osiągniętych przez kandydatów w okręgu. I choć mandatu nie zdobyłem, to w znaczący sposób wspomogłem listę Koalicji. Tym razem ponownie skorzystałem z propozycji Koalicji Obywatelskiej i po raz pierwszy zdecydowałem się kandydować do parlamentu RP. Moja decyzja była przemyślana, poparta wieloma rozmowami i konsultacjami z przedstawicielami różnych środowisk. Posiadam poparcie polskich środowisk ekologicznych, samorządowców, przedsiębiorców, a z racji pracy na uczelniach w Rzeszowie i Krakowie, także naukowców.
Koalicja Obywatelska jest formacją, z którą pan się utożsamia bez zastrzeżeń?
– Do polityki generalnie zawsze można mieć wiele uwag; kierować zarzuty pod adresem poszczególnych partii czy ich polityków, a w obrębie danej partii nie zgadzać się ze wszystkimi jej założeniami. Nie inaczej jest w moich ocenach. Jeśli biorę pod uwagę stan obecnej polskiej sceny politycznej, to – jako bezpartyjny – zdecydowanie wybieram ten kierunek polityki krajowej, który ceni demokrację, przestrzega Konstytucji, szanuje ludzi, widzi potrzebę tolerancji i której zależy na dobrym wizerunku Polski i Polaków za granicą.
Chciałbym podkreślić, że program Koalicji, zwany „Szóstką Schetyny”, uważam za ważny, a wręcz konieczny do zrealizowania. Są w nim m. in. punkty dotyczące działań prorozwojowych w gospodarce, poprawy sytuacji w służbie zdrowia, opieki nad ludźmi starszymi, koniecznych zmian w oświacie czy też niezbędnych działań na rzecz ochrony powietrza i zasobów wodnych kraju. Boleję z powodu „rozejścia” się Koalicji na trzy odrębne komitety. Uważam, że w wyborach parlamentarnych cała opozycja powinna wystartować razem, na co – niestety – już nie można liczyć.

Przez trzy kadencje był pan burmistrzem Sanoka. Gdyby mógł pan cofnąć czas, to czy cokolwiek by pan zmienił? Może wycofałby się pan z pewnych decyzji?

– Uważam, że Sanok po dwunastu latach mojego burmistrzowania zmienił swój wizerunek. Poprawiona została estetyka miasta, oddanych wiele inwestycji; nastąpiła rewitalizacja śródmieścia, powstała „Arena Sanok”, dokonano termomodernizacji wielu obiektów oświatowych, oddano do użytku kilkanaście boisk wielofunkcyjnych, zrealizowano szereg inwestycji i remontów związanych z infrastrukturą drogową i ciągami komunikacyjnymi. Sztandarową inwestycją, zabezpieczającą miasto na najbliższe pół wieku, był zrealizowany projekt „Poprawa gospodarki wodno-ściekowej w aglomeracji Sanok”, który kosztował blisko 150 mln. zł i w znacznej części był współfinansowany z europejskich środków Funduszu Spójności.
Cofając się pamięcią w tamten czas, można było odnieść wrażenie, że sanoczanie, ci żyjący w mieście jak i poza nim, są dumni ze swojego pochodzenia i swego miasta. Sukcesy w sporcie i osiągnięcia w kulturze, tylko te opinie wzmacniały.
Czy można było zrobić coś więcej, inaczej? Dziś uważam, że tak, wszak czas weryfikuje oceny. Zdecydowanie źle się stało, że nie kontynuowano prac nad lokalizacją terenów inwestycyjnych w rozpoczętym przez nas projekcie „Okulickiego”, wiedząc, że innych, lepszych terenów w mieście nie ma. Żałuję, że bazar przy Lipińskiego, który miał ucywilizować handel w dzielnicy Posada, nie przynosi zamierzonych efektów, że miejsce po starym lodowisku wygląda jak wygląda. Bardzo mi żal podjętych przez nas i niekontynuowanych przez następców inicjatyw, takich jak: integracja i współpraca w ramach „Podkarpackiego Trójmiasta” (Jasło-Krosno-Sanok). Za błąd moich następców uważam rezygnację z projektu „Arłamów – Sanok”, dzięki któremu mogliśmy przykryć tor lodowy Błonie. Był też ciekawy projekt Podkarpackiego Centrum Przygotowań Olimpijskich, z którego Sanok się wycofał. Dzisiaj znów mówi się o takim ośrodku, tylko czy z Sanokiem czy już bez? Tego nie wiem.
Chcę jednak podkreślić, że część moich zamierzeń i planów inwestycyjnych zostały przez moich następców zrealizowane, co dowodzi, że była to dobra wizja, nakierowana na wieloletni rozwój miasta i regionu.

 Na Podkarpaciu mieszka najwięcej w kraju zwolenników Prawa i Sprawiedliwości. Skąd taka tendencja, utrzymująca się przez kilka ostatnich lat? Jestem ciekawa pańskiej diagnozy…

 

– To temat na dużą rozprawę socjologiczną. Na pewno jedną z przyczyn powstania „bastionu PiS” w naszym regionie była i pozostaje trudna sytuacja ekonomiczna mieszkańców, mająca swe korzenie jeszcze w biedzie galicyjskiej. Stąd polityka Prawa i Sprawiedliwości, nacechowana obietnicami przedwyborczymi i zrealizowanym projektem „500+”, tu znalazła największy odzew. Nie bez znaczenia jest też rola Kościoła, który wyraźnie i dość mocno angażuje się politycznie po stronie PiS. Dla wielu wiernych jest to czytelna podpowiedź, po której stronie winni się angażować.
Niemniej społeczność Podkarpacia, i w ogóle wschodniej Polski, coraz częściej dostrzega, że „dobra zmiana” wcale taką dobrą, szczerą i uczciwą nie jest… A dowodów na to dostarcza niemal każdy dzień i obejmują one praktycznie wszystkie dziedziny funkcjonowania państwa.
Mam kontakt z różnymi środowiskami, od samorządowców poprzez przedsiębiorców na naukowcach kończąc, z ludźmi w różnym wieku i reprezentującymi różne zawody. I właśnie ich opinie utwierdzają mnie w przekonaniu, że o Polskę i Polaków można dbać w inny sposób. Z poszanowaniem człowieka, prawa, historii, wiary, obcokrajowców, szanując proeuropejski nurt kierowania państwem. Jestem wrogiem skrajności politycznych, a także sprzeciwiam się szerzeniu nienawiści i wrogości, dzieleniu Polaków na lepszy i gorszy sort.
I dlatego gorąco wierzę w ewolucję świadomości mieszkańców Podkarpacia, czego przykładem jest spektakularny sukces naszej ambasadorki w Brukseli Elżbiety Łukacijewskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

 Radny Roman Babiak zarzuca „Tygodnikowi Sanockiemu”, że gazeta od wielu kadencji jest „tubą propagandową władzy wykonawczej” w naszym mieście. Zechciałby pan, jako były burmistrz, skomentować słowa radnego Babiaka?

– Wiarygodność tego radnego jest w mojej opinii taka jak i donosów, które na mnie składał do prokuratury. Dlatego nie interesuje mnie jego zdanie i nie będę komentował jego filozofii.
A w kwestii samego pisma. Ja uważam, że za mojej kadencji „Tygodnik…” dobrze wywiązywał się ze swej roli, będąc pismem dość obiektywnym i opiniotwórczym. Był chętnie czytany przez sanoczan, sprzedając się w liczbie 4-5 tys. egzemplarzy. Potem mój następca zażyczył sobie cenzurowania każdego numeru, a gdy spotkał się z odmową, zmienił ekipę „TS”, czego skutki z dnia na dzień stały się widoczne. Zresztą, niech ocenią to sami Czytelnicy. Obecny nakład „Tygodnika…” to już tylko 2 tys. egzemplarzy, z czego – jak słyszałem – ok. 30% stanowią zwroty. To mówi w zasadzie wszystko!

 Nakład gazet spada, to żaden miernik. Muszę sprostować: zwrotów mamy mniej niż 20 % i z miesiąca na miesiąc jest ich coraz mniej. Gdyby otrzymał pan od wyborców mandat posła na Sejm RP – w jakich sprawach będzie pan zabierał głos? Jakie zagadnienia społeczne są panu szczególnie bliskie?

– Za sprawą wieloletniej społecznej pracy w Narodowej Radzie Ekologicznej i w Zarządzie Głównym Ligi Ochrony Przyrody, z pewnością będą to tematy związane z ochroną i waloryzacją środowiska oraz edukacją ekologiczną. Długie lata zarządzania miastem i ścisła współpraca ze Związkiem Miast Polskich pozwoliły mi z kolei zdobyć głęboką wiedzę i doświadczenie, które mogłyby być bardzo pomocne w pracy poselskiej.
Samorządy mogłyby być płucami rozwoju regionalnego, trzeba je tylko wspierać, tworząc ku temu warunki, a nie osłabiać i deprecjonować, z czym mamy do czynienia obecnie. To pilnie trzeba zmienić i chętnie zaangażuję się w to dzieło.
Ponadto znam problemy społeczne, czuję je i rozumiem, więc też chciałbym być przydatny w ich rozwiązywaniu. Osoby niepełnosprawne, pokrzywdzone przez los, a także seniorzy, muszą mieć warunki do godnego życia, a wszyscy Polacy lepszy dostęp do szpitali i lecznictwa. I w tej kwestii nie będę szczędził czasu, ani sił, aby cele te osiągnąć. Wyzwaniem jest też przywrócenie porodówki w naszym szpitalu, aby jak najszybciej sanoczanki i mieszkanki powiatu sanockiego mogły rodzić w Sanoku, a nie w Lesku, Brzozowie czy Krośnie.
Moją domeną mogłaby być również oświata. Znam dobrze jej bolączki; zarówno z perspektywy wieloletniego nauczyciela i wykładowcy akademickiego, ale także jako samorządowca. Nie godzę się z taką wizją oświaty, gdzie coraz większą ilość zadań i odpowiedzialność za jej losy ceduje się na samorządy, które w swych budżetach ponoszą ogromne konsekwencje zbyt niskiej subwencji oświatowej.
Swoją aktywność widziałbym również w działaniach na rzecz sportu, i to nie tylko jako jego pasjonat, ale jako wieloletni działacz i członek Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
Jako poseł, kierowałbym się troską o całą Polskę, o wszystkich jej mieszkańców, jednak zawsze na pierwszym miejscu stawiałbym Podkarpacie i mój rodzinny Sanok, którego chciałbym być godnym ambasadorem.

Rozmawiała Edyta Wilk