Szymon Szczepkowski. Młody, niesforny, zapatrzony w chmury

Szymon Szczepkowski urodził się w Sanoku. Jest absolwentem II LO. Ukończył studia licencjackie na PWSZ w Sanoku, gdzie uzyskał dyplom z malarstwa w pracowni dr A. Nikla. Studia magisterskie ukończył na Uniwersytecie Rzeszowskim gdzie otrzymał dyplom z malarstwa w pracowni dr S. Białogłowicza. Brał udział w kilku wystawach zbiorowych w kraju i za granicą, m.in.: Galeria Doroty Kabiesz, Berlin, Monachium, Norymberga, Merzig, Łańcut, 2010; „Ukryte” – Sanok, 2011; „Wystawa Filmowa” – Bazar Sztuki, Sanok, 2011; „Oczekiwanie” – Dworzec PKP, Sanok, 2012; „Skład Doczepiony” – Biuro Wystaw Artystycznych…

Sanoczanin z krwi i kości, nie kusiło cię zmienić miejsce zamieszkania?

Urodziłem się w Sanoku, jestem Sanoczaninem – od trzydziestu sześciu lat nic nie zmieniło się pod tym względem. Wyjechać? Nie, to nie dla mnie. Pochodzę stąd, cała moja rodzina stąd pochodzi. Jestem związany z tym miastem i jego okolicami, co właśnie stało się tematyką moich ostatnich obrazów. Wcześniej tego nie robiłem, teraz maluję pejzaże i są to pejzaże związane z Sanokiem, z jego okolicami lub Bieszczadami.

Jakie miejsca w Sanoku inspirują cię i są dla ciebie szczególnie ważne?

Pod kątem mojej twórczości to cale miasto mnie pociąga. Poza miastem, góry w stronę Bieszczad, jednak w tym momencie moją obecną inspiracją jest niebo. Ponieważ od zawsze wolę patrzeć w górę, nie w dół. Chmury i niebo są istotą w ciągłym ruchu i potężna dawką inspiracji. Moje pejzaże są inspirowane właściwie tym, co zobaczę dookoła, kiedy spaceruję po Sanoku. To właśnie jest moja inspiracja, póki co. Z kolei szczególnym miejscem w Sanoku, które wspominam dobrze od dawien dawna jest centrum miasta. Jestem z nim bardzo związany, a w szczególności z regionem, gdzie mieści się Góra Parkowa, Las Harcerski i II Liceum. Wiele moich wspomnień wiąże się z tym miastem: lata szkolne, potem studia licencjackie, które zrobiłem tutaj, nawet ulica Mickiewicza. Najlepiej wspominam tu moje licealne lata, kiedy razem z kolegami chodziliśmy do parku. Dostałem wtedy swój pierwszy mandat.

Czyli byłeś raczej niesfornym licealistą?

Nie. Byłem bardzo grzeczny i raczej spokojny, jednak zdarzały się różne sytuacje. Mandat dostaliśmy z kolegami za trzymanie nóg na ławce. Inne problemy zdarzały się przez moją naturę kroczenia „pod prąd”, co w wieku nastoletnim najbardziej się objawiało. Raz wylądowałem u dyrektora na dywaniku za mój wygląd – swojego czasu miałem bardziej zapuszczone włosy, chodziłem w skórzanej kurtce albo w koszulkach z ulubionymi zespołami metalowymi, co było wtedy średnio tolerowanymi rzeczami. Nie zwracałem jednak na to uwagi. Do dzisiaj znajomi z liceum wypominają mi, że „ty to zawsze inaczej wyglądałeś”.

Wróćmy do inspiracji, wielu artystów nie może żyć bez muzyki, a jak jest u ciebie?

Myślę, że muzyka bardzo fajnie łączy mi się z malarstwem, głównie jazz. Nie wymienię konkretnych twórców. Po prostu ulubiony kanał czy płytę i słucham pracując. Natomiast często miewałem takie momenty w życiu, że nie słuchałem muzyki prawie wcale. Czasem wracałem do pewnych utworów albo wyszukiwałem sobie coś nowego. Fajnie się to uzupełnia, kiedy maluję i moje obrazy przechodzą taką atmosferą, która pojawia się w tej muzyce. To jest mój osobisty klimat malowania. W trakcie malowania słyszę to i to, chłonę dźwięki, co w moich pracach jest może trudne do zauważenia – ludzie po prostu nie widzą tego. Ale tak to już jest.

Jako artysta co chciałbyś zmienić w Sanoku?

Osobiście chciałbym, żeby zmieniła się głównie mentalność ludzi. Doskwiera mi to trochę. Sanoczanie są zamknięci, tak mi się wydaje. Ludziom brakuję trochę otwartości, bardziej spontanicznego i wesołego podejścia do życia. Ja wiem, że nie każdy jest wesołkiem, ja też nie jestem, ale brakuje im troszeczkę takiego podejścia do sztuki, czy jest to muzyka, czy jest to malarstwo, czy jest to poezja. Chciałbym również, żeby miasto zmieniło się troszkę wizualnie, mam na myśli głównie rynek. Jeśli chodzi o temat drzew w tym miejscu, to jest naprawdę słabo. Wychodzą na rynek ludzie starsi, ludzie z dziećmi i nie wytrzymują dwóch minut, bo nie ma jak po prostu. Oczywiście, mamy jeszcze park, ale przykładowo nie jest to miejsce dla każdego – starsza kobieta czy mężczyzna nie pospacerują już po parku, bo szybko się zmęczą.