Bieszczadzką ciuchcią przez lasy i łąki

Sobotnia noc pożegnała wycieczkowiczów rzęsistym deszczem. Zaś niedzielny poranek przywitał delikatną mżawką. Wielu wycieczkowiczów miało obawy czy zza chmur wyjdzie słońce. Jednak piosenka „nie lij dyscu” przegoniła poranna szarówkę. Turyści w dobrych nastrojach wybrali się bieszczadzką kolejką w podróż na słowacką granicę.

61 uczestników pieszych wycieczek górskich wybrało się tym razem na wędrówkę zorganizowaną przez Oddział Ziemi Sanockiej PTTK z cyklu „Niedziela za miastem z przewodnikiem PTTK” Tym razem przewodniczką była Grażyna Chytła, która zarażała wszystkich swoim wesołym usposobieniem. Najmłodsi uczestnicy rajdu mieli po 6 lat, najstarsza osoba 73. Pierwszym przystankiem na trasie był Baligród. Przewodniczka opowiedziałam wszystkim burzliwą historię tragicznie zmarłych żołnierzy Wojska Polskiego oraz Armii Radzickiej, którzy polegli w walkach na terenie Bieszczadów podczas II Wojny Światowej. Zostali oni pochowani na żołnierskiej nekropolii. Po krótkiej lekcji historii uczestnicy rajdu wyruszyli w dalszą drogę. Kolejnym przystankiem była miejscowość Majdan, gdzie po zakupieniu regionalnych przysmaków takich jak proziaki, chałwa, drożdżówki z leśnymi jagodami oraz konfitur wycieczkowicze wyruszyli w malowniczą podróż bieszczadzką kolejką.

– Popędziliśmy nasza ciuchcią z prędkością 10 km/godz. W leśne ostępy naszej Karpackiej Puszczy. Cóż za przeżycie: na trasie nie ma wsi, asfaltowych dróg, samochodów, domów i ludzi. Ale są dorodne buki, wyniosłe jodły, „opadające” świerki, klony, cenne jawory, piękne brzozy, dumne, królewskie jesiony i wszechobecne olchy szare „samosiejki”. Śladami przedwojennej zabudowy są zdziczałe drzewa owocowe: jabłonie, grusze, śliwy. Ich owoce są małe, twarde i kwaśne lub cierpkie. Przy cerkwisku w Balnicy, był też dąb – mówi Grażyna Chytła, przewodniczka.

Mijając gęste lasy, kolorowe łąki i zielone pola posuwały się wagony z uczestnikami wycieczki w takt dźwięków gitary śpiewali bieszczadzkie melodie. Zakończeniem podróży ciuchcią by przystanek w Balnicy. W otoczeniu pięknej przyrody po wspaniałej podróży turyści zebrali siły podczas posiłku przed wyruszeniem w dalsza trasę. Żbiki, wilki, rysie i niedźwiedzie, bo tak została podzielona grupa ze swoimi dowódcami wyruszyli w kilkugodzinny spacer po magicznych miejscach Puszczy Karpackiej . Ahoj , ahoj , ahoj…. Po drodze turyści zatrzymali się przy cerkwisku oraz cmentarzu w Balnicy. Właśnie na tutejszym cmentarzu w 2006 roku został wykopany dzwon, który został zakopany przed niemieckimi okupantami podczas II wojny. Dzwon „św. Michał”, który waży 625 kg był odlany z brązu i wykonany w pracowni Felczyńskich k. Przemyśla. Możemy go oglądać w sanockim skansenie koło cerkwi z Ropek.

– Wokół cerkwi sadzono lipy: pierwiastek żeński, symbol mądrości, zdrowia i ciepła domowego ogniska, albo dęby: pierwiastek męski, symbol odwagi, męstwa i odpowiedzialności lub jesiony (to też drzewo królewskie) – wyjaśnia przewodniczka.

Nad grobami zmarłych mieszkańców odmówili modlitwy. Cmentarz porośnięty jest łanami barwinka pospolitego, jest ona niejako symbolem miejsca pochówku zmarłych.

– Zardzewiałe krzyże do dziś zachwycają swoim pięknem i mówią o artyzmie ich twórców. Balnica (Balnycia) swój początek ma w 1549 roku, gdy 25 kwietnia Stecz, syn kniazia z Woli Michowej otrzymał przywilej lokacyjny. W poł. XIX wieku wzniesiono „Kowalową kapliczkę”, która w latach 70. popadła w ruinę po detonacji niewybuchów. Z inicjatywy Wojtka „Kija” Gosztyły oraz ludzi dobrej woli (m.in. Stowarzyszenia „Magurycz), kapliczka została wyremontowana. W 2007 roku został poświęcony obraz Matki Bożej Opiekunki Lasu, autorstwa Zdzisława Pękalskiego z Hoczwi – wyjaśnia Grażyna Chytła.

Tuż przy kaplicy znajduje się cudowne źródełko. Legenda mówi, że tutejsze źródełko odkrył ślepy dziad, który chodził od wioski do wioski po całych Bieszczadach żebrząc. Było bardzo gorąco, dziad słysząc szum wody pod kamieniami napił się jej oraz przemył twarz. Niemal od razu odzyskał wzrok. Ludzie postanowili postawić obok źródła kapliczkę. Od tego czasu miejscowi zaczęli stosować wodę na wszelkiego rodzaju choroby, szczególnie oczu oraz przeciw urokom. Niektórzy wycieczkowicze postanowili również skorzystać z dobrodziejstwa źródełka. Pili, przemywali twarz, napełniali swoje butelki wodą… Czy podziałała?…. Trzeba spytać o to ich samych.

– Po wyjściu z lasu, przy tablicy w Maniowie, oddaliśmy hołd poległym kurierom AWZ – AK działającym na trasie „Las” – relacjonuje.

Po trudach wędrówki turyści mogli odpocząć w gościnnych progach Teresy i Wojciecha Gosztyłów, przy pensjonacie „Kira” w Woli Michowej. Wspólne ognisko, grillowanie, śpiewy i tańce, jeszcze bardziej zintegrowały całą grupę.

– Każdy z nas zachwycał się uroczą scenerią. Ławeczki i stoliki na trawniku w słońcu lub cieniu pięknych drzewa, dla najbardziej wymagających nad szumiącym potokiem. Czyste, pachnące powietrze, krystalicznie czysta woda, zieleń i słońce, zniewoliły nas całkowicie! – dodaje przewodniczka z uśmiechem.

Niektórzy, odwiedzili drewniany kościółek zbudowany w 2010 roku z inicjatywy naszego gospodarza „Kija”, na miejscu dawnej kaplicy. Na zakończenie wspólnej biesiady nie obyło się bez konkursów i nagród, zarówno dla tych najmłodszych, jak i dla tych nieco starszych. Niestety każda wycieczka musi się zakończyć. Wszyscy z niecierpliwością czekają na kolejna niedzielę z przewodnikiem za miasto.

– Ahoj Wilki! Ahoj Żbiki! Ahoj Rysie! Ahoj Niedźwiedzie! Ahoj, ahoj, ahoj! – pozdrawia Grażyna Chytła – przewodnik beskidzki i terenowy oraz pilot wycieczek.

Dominika Czerwińska