Specjały z zamorskich kolonii w Galicji

Landryny, moskaliki, aromatyczne przyprawy, maggi, pepegi, nafta, a wszystko z zamorskich koloni. Sklepowe półki u Maczka uginały się od produktów z całego świata.

Budynek sklepu kolonialnego pochodzi z Jaślisk z początku XX wieku. Nad wejściem do sklepu znajduje się szyld z napisem W. MACZEK. Sklep znajdował się w Sanoku przy ul. Orzeszkowej. Budynek na Rynku Galicyjskim nawiązuje do tego historycznego miejsca. Na drzwiach wiszą reklamy browarów lwowskich oraz polskiego przemysłu gumowego i firmy Karpaty, która organizowała sprzedaż produktów naftowych. Nie mogło zabraknąć reklamy wódek i likierów renomowanej firmy Jakob Haberfeld i Henoch Henenberg z Oświęcimia.

Półki sklepowe pochodzą ze sklepu H Pyś z Brzozowa z lat 30. XX wieku. W sklepie sprzedawano wyroby takich firm, które do dnia dzisiejszego jeszcze produkują. Przyprawy i zupy Juliana Maggiego, proszki do pieczenia Dra Oetkera, musztardy Gablenz i Syn z Krakowa – Zwierzyńca, ocet firmy Grocet z Grodziska oraz z lokalnych wytwórni z Sanoka, marmolady z Tenczynka. Można było kupić herbaty w szczelnych puszkach takich firm jak: Wasyli Perłow i syn, Wysockiego, herbaty „Dwie kotwice” i „Z wieżą”. Kawy i jej surogaty pochodziły z Fabryki Środków Kawowych Henryka Francka w Skawinie, a także z Zjednoczonych Fabryk Cykorii Ferdynanda Bohma we Włocławku.

– Sam układ budynku jest dosyć ciekawy. Jest on ustawiony wzdłuż z węższą ścianą do rynku. Starsi sanoczanie powinni jeszcze pamiętać sklep Maczka. Sklep kolonialny – to czas , kiedy mapa administracyjna świata wyglądała zupełnie inaczej. Świat był wówczas podzielony na wpływy kolonii brytyjskiej, francuskiej, holenderskiej, portugalskiej. Stąd też produkty, które trafiały do Europy, pochodziły z najodleglejszych zakątków, a co za tym idzie trafiały właśnie do takich sklepów jak ten– wyjaśnia Marcin Krowiak, pracownik Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku.

Istotne jest również, że jest to czas w którym rozwija się linia kolejowa, która biegnie przez Przełęcz Łupkowską, przez Zagórz, a która powoduje, że w dosyć szybki sposób transport tych produktów drogą kolejową mógł być przeprowadzany. Na wyposażenie sklepu składa się lada z przeszklonymi półkami. W jej dolnych szufladach trzymano produkty sypkie takie jak groch, fasolę, kaszę, ryż. Wyżej znajdowały się pojemniki szklane lub metalowe, w których przechowywano głównie ciastka, kawy, herbaty, najlepszych marek z całego świata, które do tej pory istnieją: Maxwell House, Dr Oetker, Maggii.

– To firma, która powstała w drugiej połowie XIX wieku. Julian Maggie, który był szwajcarem jako pierwszy opracował formułę tej przyprawy. To co my nadal kupujemy w sklepach, to nic innego jak historia Juliana Maggiego zamknięta w buteleczce. Adam Piasecki, to polski król czekolady. Był założycielem firmy Wawel. Czekoladowe wyroby cieszyły podniebienia klientów. Ciastka, cukierki, czekolady niezmiennie rządzą w naszych sklepach – opowiada.

W sklepach kolonialnych można było nabyć szwarc, mydło i powidło. Sklep zaopatrywał mieszkańców we wszystkie możliwe produkty od zapałek po naftę oraz produkty spożywcze.

W sklepie nie mogło zabraknąć produktów firmy Erdal. Pasty do zębów, butów, podłóg czy mydełek. Pepegi, czyli popularne tenisówki cieszyły niemałym wzięciem. Nie mogło zabraknąć wód mineralnych. Ich produkcją zajmował się nawet jeden zakład z Sanoka. Na ladzie stoi waga oraz szklane pojemniki na cukierki „Hazet” „Branka”. Rozchwytywane landryny były sprzedawana na wagę i pakowane w specjalny papier. Były ulubionym smakołykiem dla dzieci.

Przyjście do sklepu i kupienie cukierków ślazowych było wielką atrakcją. Kasa fiskalna została wyprodukowana w Dayton w stanie Ohio, dostosowana do polskich pieniędzy. W sklepie nie mogło zabraknąć alkoholi. Handlowano piwem ze Zjednoczonych Browarów Warszawskich Haberbuscha i Schiela. Najbardziej popularnym piwem z Browaru Arcyksiążęcego w Żywcu oraz produkowanym przez Jana Gotza z Okocimia. Były także browary ze Lwowa i księcia Sanguszki z Tarnowa. Piwo było przywożone i sprzedawane z dębowych beczek lub w butelkach, najpierw korkowanych potem z zamknięciami patentowymi z drutu i porcelany. W domu przerabiano czyste wódki na smakowe.

– Na wyposażenie sklepu składa się także lodówka, która działała bez prądu. Wkładało się do niej taflę lodu i podczas upalnych dni przechowywano produkty, które się szybko psuły, takie jak mięso. W sklepie kolonialnym tylko jedna cześć budynku wydzielona jest jako sklep. Natomiast reszta pomieszczeń stanowi część mieszkalną. Kuchnia, sypialnia oraz kilku innych izb. Jedna z nich to miejsce na magazyn – mówi Krowiak.

Wszystkie produkty należało przechowywać w odpowiednim miejsc, bowiem gdy zamawiało się towar to zawsze w większych ilościach. Sklepikarz zajmował się nie tylko handlem. Często produkty, które dostawał musiał jeszcze przygotować, tak by trafiły one do dalszej sprzedaży.

– Na piecu w kuchni jest specjalna patelnia do prażenia kawy, która przychodziła do sklepu w workach i była zielona. Musiała zostać poddana obróbce cieplnej. Ziarna wsypywało się to tej patelni i kręciło się młynkiem, tak by nie przywarły – tłumaczy.

Znajduje się także duże naczynie do gotowania kiełbas. Wynosiło się je na zewnątrz. Sklepikarz przygotowywał mięso, a zapach gotowanej kiełbasy unosił się w powietrzu i wabił potencjalnych klientów.

– Gdy na danym terenie było więcej sklepów, były prowadzane wojny cenowe na produkty. To sam rynek weryfikował ile sklepów było w danym miasteczku. Było także wiele sklepów prowadzonych przez rodziny żydowskie. Chrześcijanie także zaopatrywali się w produkty w takich sklepach. Żydzi byli bardziej otwarci na pewnego rodzaju „pisanie na zeszyt”– kończy.

 

Dominika Czerwińska