Józef Czapski. Tulipany 1956 CZYTANIE OBRAZU
Józef Czapski to postać znana, niesłychane wielowarstwowa. Nie tylko malarz, ale i pisarz. Pozostały po nim książki, tysiące stron dzienników, felietony – właściwie o wszystkim, mnóstwo opracowań. Cóż jeszcze można do tego dodać?
Jesteśmy posiadaczami obrazu Józefa Czapskiego; udało się w końcu kupić na aukcji jego obraz i wypełnić dotkliwą lukę: jeżeli Galeria Prochasków jest refleksją nad sztuką tworzoną we Francji przez Polaków i nie ma w niej nazwisk takich jak Czapski, to jest to poważny brak. Kiedyś, przed laty, profesor Jacek Woźniakowski, daleki krewny Józefa Czapskiego, odwiedził nasze Muzeum i, zwiedzając galerię Prochasków, zauważył „nieobecność” Czapskiego. Ten sam Jacek Woźniakowski, pisząc o Czapskim z olbrzymią sympatią i wnikliwością, pokazuje go jako znakomitego pisarza, natomiast do jego malarstwa ma zdecydowany dystans. Nie stawia tych dwóch aktywności na jednej płaszczyźnie. Postawa Woźniakowskiego utrwaliła się w opinii większości krytyków sztuki. Mnie się wydaje, że niezwykle dynamiczne pisarstwo Czapskiego niesprawiedliwie przyćmiewa jego twórczość malarską.
Czapski to wspaniała postać, świadek i uczestnik historii Polski, tej dramatycznej, jak również historii sztuki. Temat szeroki, niezwykle bogaty, złożony. Jego długowieczność – trzech lat zabrakło mu do setnej rocznicy urodzin – ponadto wygląd, wzrost – wszystko to tworzy wokół niego pewną charakterystyczną aurę. To, co najistotniejsze dla charakterystyki Czapskiego: trudno znaleźć człowieka, który ma taką jak on świadomość siebie samego. Czapski to ktoś, kto nieustająco jest w dialogu z samym sobą. Jego teksty powstają „na gorąco”, pod wpływem przeżyć i lektur. Potrafił cytować spore fragmenty
„W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta z pamięci. Podobno lubił czytać na głos, żeby słyszeć dźwięk słów. Jeżeli czytał jakąś lekturę, to natychmiast z nią dyskutował. W podobny sposób odbierał sztukę. Pisał „sobą”, tym, o co widział i jak sam to przeżywał. Dwie książki „Patrząc” i „Czytając” są tego najlepszym wyrazem – patrząc, potrafił prowadzić dialog z malarzem, którego prace oglądał. To jest wspaniałe. To ożywia sztukę, to nadaje jej głęboki sens.
Zobrazowaniem jego dialogu wewnętrznego na temat sztuki są dwie postaci – Chagalla i Soutine`a. Czapski uważa Chagalla za kiepskiego malarza, w przeciwieństwie do Soutine`a. Nagle, kiedy w 1985 roku umiera Chagall, ta śmierć wywołuje u Czapskiego bardzo osobistą refleksję. Dlaczego ta wiadomość tak mnie dotknęła? – pyta. Czy winien jest Chagall, że nie był na miarę Soutine`a?
Był Czapski absolutnym wyznawcą Soutine`a, największego malarza École de Paris. Soutine to malarz, który jest doskonałym wyrazicielem tego, co tkwiło w polskim artyście i czego sam nie potrafił wyrazić.
Wróćmy na chwilę do historii kapistowskiej i do Czapskiego z okresu międzywojennego. Polska młodzież, wyjeżdżając do Paryża, zachęcana wykładami i nowinkami przywożonymi stamtąd przez znakomitego pedagoga Józefa Pankiewicza, podziwiała arcydzieła światowego malarstwa, zwiedzała muzea, a także konfrontowała się ze sztuką współczesną. Przede wszystkim trzeba było zrozumieć, co jest najważniejsze w malarstwie. Przecież nie chodzi tylko o wykonanie precyzyjnego rysunku, który odzwierciedla rzeczywistość i ubranie go w karby tonów i kolorów, ale o odpowiedź na pytanie, co faktycznie decyduje o tym, że obraz jest genialny albo kiepski. Co jest istotą malarstwa? Trzeba wyeliminować z myślenia o sztuce treści, na których skupia się uwaga twórcy, a potem odbiorcy. Stając na stanowisku, że nie można patrzeć na obraz poprzez temat, choćby bitwy pod Grunwaldem – bo Matejko był dla nich takim kontrapunktem – gdzie dominująca treść jakby zwalniała z myślenia o rozwiązaniach czysto malarskich. Trzeba tworzyć dzieło z jego naturalnych elementów, ograniczając zakres tematyczny do podstawowych tematów, jak pejzaż, martwa natura, portret. Obraz, według doktryny kapistowskiej, nie tyle ma być namalowany, co rozstrzygnięty po malarsku. Ważne są stosunki natężeń, kolorów, linii, tego, co może wnieść faktura obrazu, żeby obraz został wykonany językiem malarskim. A więc sztuka polska powinna przepracować osiągnięcia impresjonizmu, postimpresjonizmu, a zwłaszcza malarstwa Cézanne’a. Kapiści koncentrują się na takim bardzo francuskim określeniu peinture peintures, „malarstwo malarskie”. O podniesienie jakości malarstwa walczą nie tylko swoją sztuką, ale pisarstwem, odczytami i innymi próbami przeszczepienia na grunt polski największych osiągnięć sztuki francuskiej.
Nadchodzi jednak wojna. 27 września 1939 roku Czapski dostaje się w ręce sowietów. Potem następuje tragedia polskich oficerów w obozach sowieckich i Czapski należy do nielicznych, którzy to przeżyli zbrodnię katyńską. Wstrząs, patrzenie, jak giną koledzy, świadomość mordów, horror wojny, droga z Andersem, jako żołnierza, pobyt w Paryżu po wojnie, tym Paryżu, który jest wówczas zakochany w komunizmie i w Stalinie, co przy wiedzy Czapskiego musiało być czymś dla niego nieznośnym – to wszystko przemienia artystę. Cały okres międzywojenny uczył, że sztuka samym pięknem ma budować człowieka, ale okazuje się to zupełnie niewystarczające, by udźwignąć ciężar przeżyć. Czapski sztukę rozumie i wie, jak należałoby zbudować obraz, ale to nie przystaje do tragizmu, który w sobie nosi. Przeżywa okres depresji – jak znaleźć się pomiędzy rzeczywistością zbrodni, której było się świadkiem i która domaga się, by o niej mówić, to mówienie o zbrodni jest wręcz moralnym obowiązkiem, a jednocześnie jest się wychowanym na piewcę pięknej sztuki, radości?
Dostrzeżenie sztuki Soutine`a było czymś, co miało, jak sądzę, element uzdrawiający. Malarstwo Soutine`a to malarstwo czyste, ale poruszające, pełne wewnętrznego napięcia i lęku, wręcz grozy – Soutine podobno po namalowaniu obrazu odwracał go do ściany, ponieważ bał się go. Była to jednak robota czysto malarska. Ten niesłychany okrzyk bólu osiągał nie poprzez drastyczny temat, ale szerokim gestem marskim, gamą kolorów, deformacją świata widzianego. Czapski widzi, że językiem czysto malarskim można oddać lęk, niepokój, tragizm życia człowieka. Na tej drodze do przywrócenia wewnętrznego ładu – by nie zwątpić, kiedy z jednej strony nosi się w sobie tragizm ludzkiej egzystencji, tragizm doświadczeń, a z drugiej potrzebę życia i potrzebę afirmacji życia – przydatna była sztuka Soutine’a, głęboka wiara i niezwykle intensywna autorefleksja. Przecież łatwo skapitulować skoro nie udaje się wyrazić tego, co boli, to po co tworzyć? A więc z depresji wyprowadzają go wiara – jest człowiekiem bardzo wierzącym – i niesłychana wrażliwość na piękno świata. To, co jest u niego najważniejszym mechanizmem, to autorozpoznanie, ciągła obserwacja siebie, analizowanie. To pozwala mu odnaleźć stabilizację, w życiu i w twórczości, jednak po wojnie to już nie jest twórczość kapistowska.
Obserwuje, szkicuje, myśli. Maluje ludzi samotnych, oddzielonych od świata, pogrążonych w sobie, widzianych czasami jako nieudolnych, niechlujnych, przypadkowych. Czapski dostrzega rzeczywistość zwyczajną i ludzi anonimowych, którzy mijają nas codziennie, w różnych sytuacjach – na ulicy, w galerii sztuki, w kawiarni. Ci ludzie intrygują go, zostają zapisani w szybkim szkicu, a potem wypracowuje z tego obraz, wykorzystując swoje doświadczenie, aby zachować ślad człowieka, który już nigdy po raz drugi nie wejdzie w pole naszego widzenia, i tej sytuacji, którą udało się dostrzec w oka mgnieniu. Jest w tym dążenie do uratowania czegoś, co błyskawicznie przemija i co jest jakby na marginesie naszych przeżyć. Sztuka powojenna bliska była filozofii egzystencjalnej, ale usiłowała ją wyrazić w spontanicznym malarstwie abstrakcyjnym (taszyzm, action painting). Refleksja malarska (nie filozoficzna) Czapskiego, odwrotna do abstrakcji, jest jednak bliska egzystencjalizmowi poprzez sposób pokazywania człowieka, jego istnienia, przemijania, rejestrowania bytu, który wydaje się być marginalny, nieważny. To właśnie wnosi Czapski do sztuki współczesnej. Z kim go moglibyśmy porównać w sztuce polskiej czy w sztuce europejskiej.
Jak się do tego wszystkiego mają nasze „Tulipany”? Cóż to za temat? Osobiście mam satysfakcję, że taki właśnie obraz jest w naszym muzeum – nie będąc żadnym naśladownictwem, ten obraz jest wewnętrznym dialogiem Czapskiego z Soutine’em. U Soutine`a kwiaty, martwe natury są emocjonalne, grające swoją energią, deformacją i uwolnieniem koloru, genialnym zderzeniem tonów, niechlujnym na pierwszy rzut oka pociągnięciem pędzla, które ma jednak swoje uzasadnienie: życie przekazywane jest poprzez gest. Kiedy patrzymy na nasze „Tulipany”, to obraz wydaje się bliski obrazom Soutine’a. Mocne kreski, krechy właściwie, które tworzą blat stołu, róg pokoju, fragment ramy obrazu u góry – prawie nic nie ma na tym obrazie, moglibyśmy tego wszystkiego nie zauważyć, ale to są elementy potrzebne Czapskiemu do uporządkowania emocji. Swobodny, niewymuszony gest malarski, szerokie pociągniecie farbą, trafiona kolorystyka – po prostu pięknie namalowany obraz. Jest on jednocześnie wyrazem kultu dla Soutine`a i odbiciem Szkoły Paryskiej w jego malarstwie.
Być może kiedyś uda nam się dokupić obraz Czapskiego, który wyraża ból ludzkiej egzystencji. Mielibyśmy wtedy szerszą perspektywę i możliwość pełniejszego spojrzenia na twórczość tego malarza.
Nie sposób przy myśleniu o Czapskim nie wsłuchać się w przeżywanie przez niego swojej egzystencji, która jest na granicy świata mistycznego i świata materii, świata fizycznego. Może warto przytoczyć kilka jego wypowiedzi, żeby lepiej go zrozumieć?
Na pytanie, dlaczego maluje, odpowiada: „Z braku czegoś lepszego. To «lepsze» to mistyka, droga bezpośrednia, ale przekracza ona moją wolę ofiary”. Malarstwo aż takiej ofiary nie wymaga, nie trzeba odcinać się od świata. W historii polskiego malarstwa mamy brata Alberta, który zrobił dokładnie odwrotnie – będąc dobrym malarzem, zostawił sztukę, by wyzbyć się wszystkiego i służyć bliźniemu i Bogu. Podobnie w Hiszpanii dwa wieki wcześniej zrobił Św. Jan od Krzyża. Droga mistyczna jest drogą wyrzeczenia. Czapski potrafi szczerze powiedzieć: nie stać mnie aż na takie wyrzeczenie.
Inne pytanie – czym jest malarstwo? „Jest kontemplacją, wizją” – odpowiada Czapski – „Jest nadprzyrodzonością zdegradowaną”. A więc ma poczucie podrzędności w stosunku do rzeczy nadprzyrodzonych.
Cybis pięknie powiedział: „Malarstwo to cud. Mamy nową rzeczywistość i jeśli pokażemy ją w sposób doskonały, będzie to cud. Jednak malarstwo jest zdegradowane do naszego świata i ciążącej na nas materii.” – Czapski miał tego świadomość.
Jeszcze jeden cytat, który pozwoli nam zrozumieć malarza, jego zawieszenie, wewnętrzne rozdarcie: „Jest cały świat mistyki, o którym nie wiem naprawdę nic, ponieważ odszedłem, opuściłem ten świat dla życia w materii. Nic nie możemy wiedzieć na pewno – chodzi o sekundy przeżyć świadomości, pożywkę jedyną, jaką daje życie”. To piękny cytat. Podobnie jest z oglądaniem obrazów. Oglądamy, mówimy o nich, lecz niekiedy stajemy przed obrazem w kompletnym zdumieniu – to jest jak odblask czegoś nadprzyrodzonego, wyższego. Nagle dociera do nas pełnia tego, na co patrzymy. Jan Paweł II mówi w „Tryptyku rzymskim” o zdumieniu. W dzisiejszym świecie prawie nic nas nie zdumiewa, ale gdy nagle zetkniemy się z takim przeżyciem, z jakąś taką niezwykle intensywną świadomością, wówczas pamiętamy to długo, skłania nas to do refleksji, stawiania pytań.
Trudno znaleźć człowieka, który miałby taką świadomość siebie samego, jak Czapski. On jest w nieustającym dialogu z samym sobą.
Wysłuchała Małgorzata Sienkiewicz – Woskowicz
Obraz pochodzi ze zbiorów Muzeum Historycznego w Sanoku.
Ostatnie komentarze