Związek Rodu Kątskich przekazał obraz Stefana Kątskiego w darze dla Muzeum Historycznego w Sanoku

W Sali Gobelinowej sanockiego zamku odbyła się prezentacja książki „Stefan Kątski (1898-1978). Historia nieznanego artysty”. Podczas promocji książki został przekazany obraz malarza dla Muzeum Historycznego w Sanoku, który zakupił Związek Rodu Kątskich.

21 września w Sali Gobelinowej miała miejsce prezentacja książki sanockiego malarza-postimpresjonisty oraz znawcy i konserwatora dzieł sztuki, Stefana Kątskiego, który od 1948 roku przebywał na emigracji w Kanadzie z misją profesjonalnej opieki konserwatorskiej nad skarbami wawelskimi. Zgromadzonych gości przywitała Joanna Przybyła, zastępca dyrektora Muzeum Historycznego w Sanoku.

– Spotkaliśmy się dzisiaj w tak wspaniałym gronie na promocji książki „Stefan Kątski (1898-1978). Historia nieznanego artysty”. Obędzie się również przekazanie obrazu martwej natury artysty dla naszego muzeum. Jesteśmy zaszczyceni, że obraz został nam ofiarowany i mamy nadzieję, że zawiśnie w godnym miejscu wśród artystów sztuki współczesnej XX wieku – powiedziała Przybyła.

Związek Rodu Kątskich przekazał obraz artysty w darze dla Muzeum Historycznego w Sanoku. Aldona Zatwarnicka, prezes Związku Rodu Kątskich, Barbara Ćwik-Kątska, skarbnik ZRK wraz z przedstawicielami muzeum Joanną Przybyłą oraz Andrzejem Romaniakiem, kustoszem działu historycznego muzeum podpisali akt darowizny obrazu.

– Śmiało możemy teraz powiedzieć, że Stefan Kątski po 100 latach powrócił do Sanoka. To będzie prawdopodobnie pierwszy obraz eksponowany w zbiorach muzealnych w naszym mieście – dodała Joanna Przybyła.

Nie obyło się bez podziękowań dla sponsorów, którzy wsparli finansowo druk publikacji. Zostały wręczone dyplomy, książki z dedykacją autorów oraz pamiątkowe medale. Autorzy dr Katarzyna Szrodt, dr Flora Liebich oraz Robert Antoń opowiedzieli jak wyglądała praca nad książką.

– Moja dzisiejsza radość jest podwójna z racji tego, że tak wiele osób jest zgromadzonych na sali, ale przede wszystkim dlatego, że dzisiaj odbywa się promocja książki. Stefan Kątski to artysta z Sanoka, który się tutaj urodził i wychował. Prawdopodobnie z Sanoka wywiózł malarstwo, które stało się jego motywem przewodnim w życiu – powiedział Robert Antoń, jeden z autorów książki.

Antoń podkreślił, że jest to szczególny dzień dla Sanoka oraz jego mieszkańców. Inspiracją autora do napisania książki o artyście były księgi parafialne. W 2006 roku, kiedy Robert Antoń dzięki uprzejmości prałata Andrzeja Skiby wertował kartki natrafił na datę urodzin Stefana Kątskiego.

– Byłem zaintrygowany, zajmowałem się wtedy genealogiem rodu Kątskich. Przepisałem wszystko, co było w księdze. Wprowadziłem do swojej bazy danych i odłożyłem tę postać, bowiem nie wiedziałem kim była. Dopiero po dwóch latach odkryłem, że był artystą malarzem i zacząłem intensywnie szukać informacji na jego temat – wyjaśnił.

Jednym z ważniejszych źródeł informacji przy pisaniu książki były przesłane materiały przez Adama Zawackiego, księdza proboszcza parafii pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w Montrealu. Dzięki tym materiałom archiwalnym możemy podziwiać etapy tworzenia artysty oraz poznać największe jego dzieło, czyli dekoracje w polonijnym kościele franciszkańskim pw. Matki Boskiej Częstochowskiej, na które składają się polichromie, freski oraz dekoracje kurdybanowe.

– Z dr Katarzyną Szrodt udało mi się skontaktować i nawiązać współpracę. Wiele cennych informacji na temat życia i twórczości malarza przekazał Stefan Władysiuk, bibliotekarz Biblioteki Polskiej im. Wandy Stachiewicz przy Uniwersytecie McGill w Montrealu – uzupełnił.

Udało się ponadto pozyskać środki finansowe dla Muzeum Historycznego, aby jedna z kolekcji obrazów Stefana Kątskiego, która obecnie znajduje się w Bibliotece Polskiego Instytutu Naukowego im. Wandy Stachiewiczowej w Montrealu została sprowadzona do Polski. Następnie głos zabrała dr Katarzyna Szrodt, która na promocję książki przyjechała z Montrealu.

– Zastanawiałam się od czego mam zacząć dzisiejsze spotkanie. Czy od tego jak spotkałyśmy się z Florą, a może od spotkania Stefana Kątskego z Ireną Rzadkowolską w 1939 roku, kiedy rozpoczęła się ich przyjaźń, czy też powinnam zacząć od spotkania artystycznego, kiedy to Stefan zapoznał się z malarstwem Józefa Pankiewicza, które znacząco wpłynęło na jego styl. Można by zacząć od miejsca urodzenia artysty, właśnie od Sanoka, kiedy to rozpoczęła się droga Kątskeigo, którą II wojna światowa pokierowała tak, że musiał on udać się na emigrację do Kanady, daleko od swoich bliskich oraz środowiska artystycznego – powiedziała dr Katarzyna Szrodt.

Autorka książki zaznaczyła, że powrót malarza do Sanoka był możliwy dzięki staraniom Związku Rodu Kątskich, którzy od lat starają się przywoływać pamięć o zapomnianych polskich postaciach, które mogą stanowić niewątpliwie wzór dla przyszłych pokoleń. Ogromny udział w tym ma Flora Liebiech, która przechowała w swoim sercu i pamięci wspomnienia o Stefanie Kątskim.

– Razem oglądałyśmy pamiątki i obrazy, która są w posiadaniu rodziny Flory. Dzięki informacjom przekazanym od niej wyruszyłam w drogę po Montrealu w poszukiwaniu śladów Stefana Kątskiego. Znalazłam jego dom w który mieszkał i w którym umarł. Osobowość Kątskeigo, była wyjątkowa, to człowiek, który był niebywale skromny, niezwykle pracowity, oddany sztuce i idei, skarbami wawelskimi opiekował się w formie wolontariatu. To postać, która przekazuje nam pewną myśl i wskazówkę, że warto działać dla idei i robić coś z myślą o innych i poświęcać się dla sztuki. Dla mnie był on jednym z wielu artystów przebywających na emigracji w Kanadzie. Dzięki publikacji pozostał ślad, to pierwszy etap, aby Stefan Kątski wszedł do historii polskiej sztuki – dodała Szrodt.

Na koniec głos zabrała Flora Liebiech, która przyleciał wprost z Ottawy. Jako jedyna z autorów książki znała osobiście malarza.
– Moja przyjaźń ze Stefanem rozpoczęła się niemal od mojego urodzenia i trwała aż do jego odejścia. Stefan był admiratorem mojej matki Ireny Rzadkowolskiej, już od czasu, gdy wojenne losy rzuciły ich do Szkocji. Stefan stał się bliskim przyjacielem obojga moich rodziców, gdy wszyscy znaleźli się na emigracji w Kanadzie. Od mojego wczesnego dzieciństwa ten wyjątkowy artysta był dla mnie wujem Stefanem. Ze swoją wrażliwością i osobowością umiał wejść w świat dziecka, jak mało kto – opowiadała Flora.

Autorka książki dodała, że nie mogła sobie wyobrazić lepszego wujka, który nie jeden raz obdarowywał ją wspaniałymi prezentami. Wymyślał specyficzne wyrażenia, którymi komunikowali się tylko we dwoje. Często przychodził w odwiedziny, jednak nie lubił spotkań towarzyskich, dlatego często w ramach przeprosin za nieobecność stawiał się z obrazem.

– Dom Stefana to miejsce niezwykłe. W piwnicy znajdowała się obszerna pracownia, w której były obrazy oraz antyczne meble, które restaurował. Jednak najwięcej miejsca w pracowni zajmowały kurdybany. We wczesnych latach 50-tych Stefan wykonywał prace dekoracyjne w polskim kościele pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Pracował tam jak mnich. Całymi dniami malował freski, często zapominał o jedzeniu. Ze swoim lekkim humorem i zmysłem parodii przedrzeźniał sztuczne zachowania ludzi. Od wielu lat pragnęłam, by Stefan stał się znany zarówno w Polsce, jak i w Kanadzie jako malarz postimpresjonistyczny – dodała na koniec.

Na zakończenie odbył się występ artystyczny krakowskiego chóru Auxilium pod dyrekcją Stanisława Rzepieli.

Dominika Czerwińska