Oddech muzyki dla Patryka

 

6 grudnia to magiczny dzień, wtedy Mikołaj odwiedza wszystkich, by podarować im prezenty. Każdy z nas ma jego wyobrażenie. Starszy pan, z długą siwą brodą, ale rozejrzyjmy się, czy zawsze ma on siwą brodę, okulary, czerwoną szatę i sterczącą czapkę, czy po prostu kryje się w drugim człowieku?

Tego dnia w klubie Pani K został zorganizowany koncert charytatywny dla Patryka Wiórka pod hasłem „Oddech muzyki”. Patryk choruje na mukowiscydozę, jego leczenie jest niezwykle kosztowne, chłopak czeka na kwalifikację do przeszczepu płuc. Jego stan zdrowia w ciągu dwóch lat, znacznie się pogorszył, jest na tlenoterapii, przewlekle leczony antybiotykami, wizyty w szpitalu stały się codziennością. Męczą go duszności i krwioplucia. Czas działa na niekożyść i potrzebna jest mu natychmiastowa pomoc. O pomyśle na zorganizowanie pierwszego koncertu w Sanoku porozmawialiśmy z jego organizatorką Magdaleną Kruszewską.

Magda opowiedz czytelnikom o Patryku, dla którego zorganizowałaś koncert charytatywny.

Patryk choruje na mukowiscydozę. Jest w ciężkim stanie, dostał ostatnio w Rabce respirator zakładany na noc. Po nowym roku będzie jeździł do Zabrza, by zakwalifikowano go do przeszczepu płuc, bo tak naprawdę tylko przeszczep go ratuje. Na razie rokuje dobrze i jest szansa, że dostanie się do przeszczepu. Sprzęt rehabilitacyjny nie jest refundowany, a Patryk go potrzebuje. Leczenie przy zaostrzeniach to czasem nawet 3 tyś zł miesięcznie. Jeździmy również do Rabki i niestety Fundacja nie zwraca pieniędzy za podróż, dopóki Patryk nie zakwalifikuje się do przeszczepu.

Jak doszło do tego, że postanowiłaś zorganizować koncert w Sanoku?

Rozmawiałam z mamą Patryka, Anną, jak to koleżanki. W zupełnie luźnej rozmowie powiedziała, że na koncie fundacji Patryka kończą się pieniądze. Wpadłam wtedy na pomysł zorganizowania koncertu, bo stwierdziłam, że to nic trudnego, a w jakiś sposób będę mogła im pomóc. Pomysł padł początkiem lipca, a odbył się dopiero teraz, jak się domyślasz to nie do końca była prosta sprawa (śmiech).

Organizacja pochłania masę czasu i nerwów?

Szczerze mówiąc? Nie spodziewałam się, że to tak ciężka praca. Masa telefonów, nerwów, by wszystko spiąć ze sobą, ale miałam pomocników. Pierwszą osobą do której się zwróciłam był Seweryn Szwyd, który ma doświadczenie w organizacji wszelkich imprez, dzięki niemu wpadliśmy na masę świetnych pomysłów. Najistotniejszym było ustalenie terminu pod wieloma logicznymi aspektami, m.in. kiedy do Sanoka wracają studenci. Musiał to być również na tyle odległy dzień, by lokal był wolny. Zdecydowaliśmy się na 6 grudnia, całe szczęście udało się, że w Pani K. mieli wolny termin.

No i później poszło z górki?

Absolutnie nie. Na dwa tygodnie przed koncertem miałam wrażenie, że wszystko wzięło w łeb. Byłam załamana. W momencie, gdy wszystko powinno być zapięte na ostatni guzik kilka rzeczy nawaliło. Prosiłam jeden zespół znajomy, ale niestety mieli już zaplanowany koncert i nie mogli zagrać u nas. Dałyśmy ogłoszenie na naszą stronę. Nie spodziewałam się, że ta wiadomość rozejdzie się w tak ekspresowym tempie i to na pół polski. Dzwoniły przeróżne zespół, w tym osobowy zespół Gospel. Niestety nie zmieściliby się w Pani K. W końcu znalazł się jeden zespół, ale stwierdziłyśmy, że fajnie by było gdyby wystąpił jeszcze jakiś inny. Udało się i to, ale na chwilę. Oni również mieli wcześniej zaplanowane granie i musieli zrezygnować z nas. Było nam przykro, ale nie poddawaliśmy się. Nasze prośby zostały wysłuchane, bo znalazł się kolejny zespół. Finalnie dla Patryka zagrały zespoły Get Break i Hiraeth, którego wokalista Wojtek, już nie pierwszy raz pomagał Patrykowi, jego poprzedni zespół grał dla niego wcześniej już kilka razy w Krośnie i Rzeszowie.

Czyli pozostałe odliczanie do koncertu?

Niezupełnie. Wtedy zaczęły się poszukiwania nagłośnienia, bo okazało się, że właścicielki Pani K. takiego nie posiadają.

I co zrobiliście?

Prosiłam znajomego, ale niestety 6 grudnia to jak się okazało dość chodliwy termin. Poszliśmy więc do MDK–u, tam bez żadnego problemu udostępnili nam sprzęt za darmo. Niestety okazało się, że jest on za słaby na koncert rockowy. 4 dni przed koncertem. W ekipie panika, ale całe szczęście udało nam się skontaktować z Marcinem Kamińskim, dźwiękowcem z Ustrzyk. Coś nad nami czuwało, że miał wolny termin, chyba święty Mikołaj (śmiech). Dzięki niemu wszystko wyszło super.

Wiem, że miałaś obawy związane z frekwencją.

Tak, to prawda. Dzień imprezy był mega stresujący. Martwiłam się o frekwencję i całokształt, czy wszystko wypali tak jak trzeba, czy zespoły przyjadą, czy ochrona przyjdzie, czy Patryk będzie na siłach, by przyjść. Tak naprawdę martwiłam się wszystkim, co przychodziło mi do głowy. Tyle rzeczy mogło pójść źle, że nawet nie chce o tym myśleć teraz (śmiech). Koncert się zaczął, a na Sali garstka ludzi. Mi się chciało płakać. Jednak nie minęło pół godziny, a ja nie nadążałam z ochroniarzami sprzedawać bilety. Mama Patryka nie wierzyła w to co się dzieje. Ludzie zapełnili cały klub. Podczas tego wieczoru kilka gestów ludzkich niesamowicie ścisnęło mnie w piersi i wywołało ogromne wzruszenie. Jeden z przypadków, to chwila kiedy wszedł mężczyzna z psem i kupił trzy bilety. Jeden dla siebie, drugi dla pieska, a trzeci dla osoby towarzyszącej, która nie mogła być obecna. Dodatkowo wrzucił pieniądze do puszki. Następny przypadek, to chłopak który uzbierał pieniądze mimo, iż nie pracuje, ale odkąd się dowiedział o Patryku postanowił je odłożyć i przyszedł specjalnie po to, by je wrzucić do puszki. Były przypadki, że przychodzili ludzie, którzy wchodzili kupowali bilet, posiedzieli pięć, dziesięć minut i wychodzili, bo nie mieli czasu, by zostać. Ten koncert przywrócił mi wiarę w ludzi i ich dobre serca.
Odbyły się również licytacje. Jeden z zespołów Get Break oddał dwie swoje płyty. Nie zaczynaliśmy od żadnej ceny wywoławczej, stwierdziliśmy, że najlepiej by licytował ten kto może i za ile może. Sprzedawaliśmy również koszulki, z projektem wykonanym przez przyjaciela rodziny Przemka Koszelnika. Suma środków nadal rośnie, akcja jeszcze się nie skończyła. Puszki wędrują po mieście. Jedna jest w klubie fitness Energy oraz w aptece Vega, gdzie mama Patryka zaopatruje się w leki.
Na koniec Patryk wypowiedział do mamy piękne słowa, które chwyciły nas wszystkich za serce
„Wiesz mamo, teraz już wiem, że doczekam nowego życia. I kiedy będę już po przeszczepie płuc, w końcu, bez walki o każdy oddech, będę mógł wykrzyczeć – dziękuję moja drużyno, żyję dzięki wam! ”
Chciałabym zaznaczyć, że nie mam zamiaru zaprzestać działań na tym jednym koncercie. Mam już pomysły na kolejne, na aukcje charytatywne. Wierzę bowiem, że przed Patrykiem jeszcze wiele szczęśliwych lat, pełnych spokojnego oddechu.

Rozmawiała Emilia Wituszyńska